sobota, 9 marca 2013

Był taki mecz (30)

Jak historyczny "Leo" podbił Kielce

Pamiętacie Leona Derricksa? To pierwszy amerykański koszykarz, który zapisał się na kartach historii kieleckiej koszykówki. Było to już prawie 15 lat temu, jesienią 1998 roku. Drużyna Mitexu prowadzona wówczas przez trenera Stanisława Dudzika rozpoczynała właśnie drugoligowy sezon, który uwieńczyła potem spektakularnym awansem do ekstraklasy. Informacja o transferze mierzącego 204 cm Amerykanina wywodzącego się z College u Detroit Mercy, to był prawdziwy hit i jak się potem okazało pierwszy poważny krok w kierunku do elity. Pamiętam z jaką ciekawością obserwowałem pierwsze zajęcia popularnego "Leo" w hali przy ul. Żytniej. Byłem oczywiście wraz z kieleckim zespołem na jego debiutanckim meczu na Suchych Stawach w Krakowie, gdzie rywalem Mitexu był Hutnik. Choć trudno było spodziewać się "fajerwerków" z racji braku zgrania z nową drużyną już wtedy parę akcji Amerykanina zrobiło duże wrażenie na kibicach i obserwujących mecz krakowskich dziennikarzach. W sumie w debiutanckim sezonie w Kielcach Leon Derricks rozegrał 28 spotkań, uzyskując w nich imponującą średnią 18,8 zdobytych punktów (skuteczniejszy od niego był tylko jego rodak, Derrick Hayes, który kilka tygodni później dołączył do kieleckiego zespołu - 24 mecze ze średnią 21,8 pkt.).

Leon Derricks przed historycznym debiutem w barwach Mitexu

"Leo" okazał się nie tylko bardzo dobrym koszykarzem mającym na swoim koncie występy między innymi na parkietach Finlandii, Hiszpanii, Chin i Korei Południowej, ale i przesympatycznym człowiekiem. Nic dziwnego, że stał się prawdziwym ulubieńcem kieleckiej publiczności.
O jego popularności najlepiej mogłem się przekonać między innymi podczas spotkania w "Klubie na Barwinku", którego nota bene byłem współinicjatorem. Dokumentuje to najlepiej mój tekst, zamieszczony potem na łamach "Słowa Ludu", którego fragmenty pozwolę sobie przypomnieć. Co ciekawe mimo upływu lat nie straciły one na aktualności.


O NBA, Cersanicie Nomi i... ładnych nogach

Dawno już kielecki osiedlowy „Klub na Barwinku” nie przeżywał takiego oblężenia, jak w miniony poniedziałek. Sprawcą całego zamieszania był niecodzienny gość - amerykański koszykarz Cersanitu Nomi, Leon Derricks, który chętnie skorzystał z zaproszenia Klubu Anglo-Amerykańskiej Konwersacji, by spotkać się z dziećmi i młodzieżą, uczącą się na Barwinku języka angielskiego.

Coraz popularniejszy w Kielcach „Leo”,  przez blisko dwie godziny cierpliwie odpowiadał na pytania młodzieży, choć niektóre z nich daleko odbiegały od sportowej tematyki, starając się równocześnie by jak najlepiej sprawdzić się w roli... nauczyciela języka angielskiego. Znakomicie mu się to udało, a żegnały go gromkie brawa i... całusy młodych kielczanek, które ochoczo przystawiały sobie krzesła, by dosięgnąć czarnych policzków koszykarza Cersanitu Nomi i serdecznie je ucałować. Nie obyło się także bez pamiątkowych zdjęć, okolicznościowych autografów oraz dedykacji, które jak przystało na zawodowca Leon Derricks rozdawał z należną powagą. Z tego ostrego przepytywania koszykarz Mitexu wyszedł obronną ręką, choć niektóre z pytań wprowadzały go nawet w zdumienie. Oto niektóre z nich.
 Jak czujesz się w Polsce, czy odpowiada ci nasz klimat?

-Już się trochę przyzwyczaiłem, choć jest czasami stanowczo za zimno. (spotkanie odbyło się w styczni 1999 roku)

Czy lubisz polską kuchnię. Jakie są twoje ulubione dania?

-Wielu potraw jeszcze nie spróbowałem. Ograniczam się do kilku dań, które przypadły mi do gustu, jak kurczaki, hamburgery. Będąc ostatnio na święta w domu przywiozłem na wszelki wypadek zapasy gotowych amerykańskich potraw, ryżu, makaronu, sera...

Co potrafisz ugotować?

-Nie mam zbyt wiele czasu na zajęcia w kuchni. Obiady jem wraz z kolegami z drużyny w hali Iskry. Jeśli coś gotuję w domu, to tylko właśnie szybkie danie na kolację - hamburgera czy cheeseburgera.

Czy spotkałeś się w Polsce z objawami niechęci?

-Zostałem przyjęty bardzo serdecznie i jedyne co mnie niekorzystne zaskoczyło to... zimno większe nawet niż w Finlandii.

Jaki masz numer buta i jakiej firmy?

-Trenuję i gram najczęściej w butach firmy „nike” numer 45-47.

Co robiłby Leon Derricks gdyby nie został koszykarzem?

-Basket to moja pasja od wczesnego dzieciństwa. Gra w koszykówkę jest dla mnie wszystkim. Gdybym nie mógł tego robić co najbardziej lubię,  zostałbym bisnesmanem. Ukończyłem collage, otworzyłbym własną firmę choćby sklep z ubiorami, odzieżą i butami sportowymi.

Jak spędzasz czas wolny od meczów i treningów?

- Jestem domatorem. Lubię posłuchać dobrej muzyki. Jeśli jest z kim, to wyjść na spacer do miasta, czy do kina.

 Jakiego rodzaju muzyki słuchasz?

-Bardzo różnej, rapu, jazzu, soulu, w zależności od nastroju. Przed meczem zawsze bardzo agresywnej pobudzającej do gry i walki, a wieczorami - spokojnej relaksacyjnej.

Czy lubisz polskie piwo?

-Tak. Jest bardzo dobre, jednak nie mam jakiegoś upatrzonego gatunku. Oczywiście jestem zawodowcem i wiem kiedy mogę je pić.

Co zapamiętał ze swojego dzieciństwa i czy słuchał rodziców?

-Nie byłem wcale grzecznym chłopcem. Godzinami znikałem z domu by z kolegami pograć w koszykówkę czy futbol amerykański. Najbardziej nie lubiłem zimy i odśnieżania chodnika przed domem. Musiałem wtedy wkładać grube rajtuzy, których nie znoszę do dziś i łopatą odgarniać śnieg.

Masz rodzeństwo czy jesteś jedynakiem?

-Mam dwóch braci i siostrę.

Czy masz dziewczynę?

- Dziewczyna to dobra sprawa. Jest z kim wyjść na spacer, porozmawiać. Niestety na razie żyję w ciągłej rozłące z domem w podróżach. Na stabilizację przyjdzie czas potem

Z kim chciałbyś być porównywany na boisku do koszykówki?

- Chcę by kiedyś mówiono: „gra jak Leon Derricks”.

Czujesz się w Kielcach gwiazdą?

- Choć coraz częściej kibice poznają mnie na ulicy, na pewno nie jestem gwiazdą, a jednym z zawodników dobrej drużyny i tak już zostanie.

Czy drużyna Cersanitu Nomi awansuje do ekstraklasy?

-Po to tu do was przyjechałem by pomóc jej w tym. Bądźcie spokojni, jesteśmy bardzo mocni i wygramy.

Ile lat grasz w koszykówkę i zarabiasz w Kielcach?

- Trudno policzyć. Chyba 15-16 lat, a zarobki - to tajemnica kontraktu.

Czym różni się polska koszykówka od amerykańskiej?

-U nas gra jest zdecydowanie szybsza i bardziej widowiskowa. Inna jest atmosfera na widowni, zdecydowanie większe hale z trybunami dookoła boiska, jakich w Polsce i Finlandii jest bardzo mało.

Lubisz grać pod publiczność?

- Mecz koszykówki to musi być show. Cieszę się, gdy uda mi się rozbawić choćby jednego kibica, jednak oczywiście przede wszystkim liczy się wynik.

Co myślisz o lokaucie w NBA i czy był on potrzebny?

-Nie wiem czy był konieczny, bo nie znam szczegółów konfliktu. Gdyby nie lokaut może teraz grałbym nie w Kielcach a w NBA.

Jaką życiową radę dałbyś młodym ludziom, którym marzy się koszykarska kariera?

- Trzeba wiedzieć czego naprawdę chce się dokonać i uparcie dążyć do celu.

Czy znasz już jakieś polskie słowa?

-Ładne nogi, dzień dobry, smacznego, dzięki, cześć, daj, kroki, zbiórka... 

 * * *
- Było bardzo sympatycznie. Niektóre dzieci mówią już całkiem nieźle po angielsku. To miło będąc, tak daleko od ojczyzny rozmawiać w ojczystym języku - powiedział po spotkaniu uśmiechnięty „Leo”, który czuł się w „Klubie na Barwinku” tak dobrze, że niewiele brakowało by... spóźnił się na wieczorny trening zespołu Cersanitu Nomi.

4 komentarze:

  1. Trudno nie pamiętać Leona to były piękne czasy super mecz pełna hala fantastyczna atmosfera (leszek)

    OdpowiedzUsuń
  2. Leon Derricks i Derick Hayes to był super duet Cersanitu Nomi Radziliśmy ekstraklasą (LS)

    OdpowiedzUsuń
  3. O Derricu H. : "Kłopoty finansowe klubu nie pozwoliły Cersanitowi na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej w sezonie 2000/2001. Spowodowało to, że Hayes powrócił do USA i przez dwa lata występował w zespole ligi ABA, Detroit Dogs[1]. Wraz z nim w pierwszym sezonie sięgnął po mistrzostwo. Następnie wstąpił do detroickiej policji. W 2005 roku został sześciokrotnie postrzelony na służbie, przez co przebywał na emeryturze. Później trenował szkolną drużynę koszykówki[2]."

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno będzie okazja wspomnieć i Derricka Hayesa, który podobnie jak Leon był wtedy jedną z gwiazd Lech Basket Ligi i ulubieńcem kieleckiej publiczności

    OdpowiedzUsuń