sobota, 17 stycznia 2015

Kto pomógł wygrać Niemcom?

To nie tak z pewnością miało być. Na otwarcie mundialu w Katarze przegraliśmy i to w pełni zasłużenie z Niemcami. To oznacza, że od od czerwca ubiegłego roku, kiedy dwukrotnie pokonywaliśmy w barażach zachodniego sąsiada, nasza reprezentacja zamiast polepszyć swą grę zrobiła krok w tył. Smutne to tym bardziej, że Niemcy obecnie potentatem światowego szczypiorniaka nie są, co udowodnili także w piątkowym spotkaniu.
Czy można było uniknąć mundialowego falstartu? Z pewnością tak. Co więcej, uważam, że nie lada sztuką było przegrać ten mecz. Na większości pozycji, z wyjątkiem skrzydeł, mamy przecież lepszych piłkarzy ręcznych niż rywal. Okazuje się, że to nie wystarczy, bo trzeba jeszcze umieć poukładać te indywidualności w całość. Zadanie to najwyraźniej przerasta naszego selekcjonera, o czym z resztą pisałem już na moim blogu jakiś czas temu. Michael Biegler wciąż popełnia stare błędy. Nie potrafi szybko analizować gry i wyciągać wniosków, które przełożyły by się błyskawicznie na taktykę drużyny. Być może przyczyna leży w kompletnym braku językowego kontaktu z zespołem, bo wcale nie twierdzę, że Niemiec jest złym trenerem. Na pewno jest trenerem wygodnym. Po co mu uczyć się polskiego, skoro ma asystenta tłumacza, a kontrakt w Polsce ważny już tylko rok. Kompletną farsą było jego wystąpienie "po polsku" podczas konferencji prasowej przed mundialem, kiedy to wydukał napisane mu fonetycznie polskie formułki, których z pewnością kompletnie nie rozumiał. To przecież zupełnie nie o to chodzi. Biegler powinien się uczyć profesjonalizmu trenerskiego od Talanta Dujszebajewa, który jestem przekonany, że wkrótce da sobie radę nawet z językiem węgierskim.




Oprócz bariery językowej, stojącej moim zdaniem na drodze w stworzeniu prawdziwego kolektywu, zadziwiające są dla mnie też niektóre decyzje personalne szkoleniowca. Nie wspomnę już kontrowersyjnej obsadzie pozycji skrzydłowych na mundial,  która była szeroko komentowana. Nie wiem czemu w piątek graliśmy praktycznie bez Karola Bieleckiego, którzy w przeszłości bywał prawdziwym postrachem niemieckiej "siódemki". Biegler prawdziwe "cyrki" wyczyniał też z Andrzejem Rojewskim, który optymalnie wykorzystany przeciwko Niemcom, mógł stać się poważnym atutem biało-czerwonych. Mógł, a skończyło się na frustracji sądzę i samego zawodnika, skoro trener kompletnie nie potrafi wykorzystać jego atutów.
Przegraliśmy z Niemcami  jednak głównie przez fatalnie zestawioną obronę. Nie wiem, czy Biegler nie trenował z kadrowiczami innego defensywnego zestawienia niż 6-0? Widząc co wyczynia rywal, aż się prosiło "popsuć" mu ofensywę innym bardziej agresywnym ustawieniem 5-1, 4-2, czy też 3-2-1. Tylko, że trzeba to mieć wytrenowane, bo w przeciwnym razie skutek może być odwrotny. W efekcie, mimo iż mamy niewątpliwie znakomitych bramkarzy, to bez wsparcia obrony niewiele byli w stanie zrobić w tym meczu, zapisując na swoim koncie iście zastraszającą skuteczność interwencji poniżej 20(!) procent. Po prostu jakiś dramat.
To prawda, że mundial w Katarze dopiero się zaczął, ale jeśli Biegler szybko nie wyciągnie wniosków ze swoich błędów w piątkowym meczu, to wcale nie jestem pewny, że uda nam się pokonać walecznych i ruchliwych Argentyńczyków, a to może już wróżyć blamaż w postaci nie zakwalifikowania się nawet do grona szesnastu najlepszych drużyn świata, nie mówiąc o strefie medalowej, co niektórym się marzyło...