sobota, 11 maja 2013

Pora na świętą wojnę

Zgodnie z planem piłkarze ręczni vive Targów Kielce już dziś zapewnili sobie awans do finału mistrzostw Polski. Wygrana w Puławach nad "siódemką" Azotów 25:23 nie przyszła jednak wcale łatwo, a losy wyniku ważyły się do ostatnich sekund. Mistrzowie Polski wygrali więc w play-off 3:0 i spokojnie kilka godzin czekali na finałowego rywala, czyli zespół Orlenu Wisły Płock, który wygrał dziś wieczorem w Kwidzynie z MMTS 30:22 (w łącznym bilansie play-off 3:0).
A teraz to już tylko święta wojna o złoto i obronę tytułu. Pierwsze dwa mecze 18 i 19 maja w Hali Legionów...

Już chyba tylko... cud

Korona jest na dobrej drodze, by jako jedyny zespół ekstraklasy nie wygrać w całym sezonie na wyjeździe. Co więcej od dziś każda z pozostałych drużyn w lidze przynajmniej 2-krotnie zwyciężała na stadionie rywala. Tymczasem  złocisto-krwiści "grają swoje", czyli nic i mają zero "na wyjazdowym liczniku". Tym razem nie dali rady przy Reymonta Wiśle, przegrywając aż 0:3, ale przy och podejściu do gry, nie trudno było to przewidzieć. Jest więc już 13(!) porażka w delegacji w bieżących rozgrywkach. Wprawdzie po przerwie było troszkę lepiej, bo Korona kilkakrotnie zagroziła bramce bardzo dobrze dysponowanego Michała Miśkiewicza, ale nic konkretnego z tego nie wynikło. Skończyło się więc... jak zwykle - bez wygranej, a nawet bez choćby strzelonego gola. Już chyba tylko w Gliwicach z Piastem kielczanie będą mogli powalczyć o przerwanie tej niechlubnej, wyjazdowej passy, bo raczej trudno przypuszczać by dokonali tego w ostatniej kolejce przy Bułgarskiej, grając przeciwko kandydującemu do tytułu mistrza Polski "Kolejorzowi".
Prawdę mówiąc jednak, w formie jaką drużyna trenera Leszka Ojrzyńskiego prezentuje w ostatnich tygodniach trudno jednak spodziewać się jakiegokolwiek sukcesu, no chyba, że stanie się cud. Jedyne co cieszy, to wciąż w miarę bezpieczny 8-punktowy zapas nad strefą spadkową. A co dalej? Obawiam się, że bez radykalnych zmian w składzie oraz sztabie szkoleniowym perspektyw na jakąkolwiek poprawę brak. Kolejne przeprosiny pana trenera niczego przecież nie załatwiają, a powtarzane co tydzień stają się wręcz żenujące...
  

Był taki mecz (57)

Jeden krok od Europy

Trzy dni temu poznaliśmy triumfatora 59 już edycji piłkarskiego Pucharu Polski. Po raz szesnasty, a zarazem trzeci z rzędu została nim stołeczna Legia. Kielce jeszcze nigdy nie szczyciły się takim trofeum, choć piłkarscy kibice z pewnością zazdroszczą tym od nieco mniejszej piłki. "Siódemka" Vive, to podobnie jak Legia w futbolu, etatowy triumfator pucharowej rywalizacji w piłce ręcznej. Siedem lat temu było jednak bardzo blisko, bowiem złocisto-krwiści dotarli do ścisłego finału, w którym zmierzyli się z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Mecz odbywał się 1 maja 2007 roku w południe, na stadionie broniącego się dziś przed spadkiem z ligi, a wówczas... lidera ekstraklasy - GKS Bełchatów.
Niestety drużyna prowadzona przez trenera Ryszarda Wieczorka, obecnie szkoleniowca  drugoligowego Energetyka ROW Rybnik, nie wykorzystała niebywałej wręcz szansy na historyczny dla kieleckiego futbolu triumf i równocześnie awans pierwszy w dziejach do rozgrywek europejskich pucharów. Mimo dopingu licznej grupy kieleckich kibiców, złocisto-krwiści, dla których przecież bełchatowski stadion był do tej pory bardzo szczęśliwy, między innymi za sprawą wywalczenia na nim awansu do ekstraklasy, przegrali z zespołem Dyskobolii 0:2 (0:1). Bramki w tym meczu zdobywali, występujący od kilku sezonów barwach Nottingham Forest Radosław Majewski oraz grający obecnie w trzecioligowej Polonii/Sparcie Świdnica, Jarosław Lato.

Tym razem stadion w Bełchatowie nie przyniósł szczęścia Koronie
 Finał okazał się bardzo pechowy dla Korony. Rywale już w 16 minucie objęli prowadzenie i to w dość kuriozalnych okolicznościach. Z ponad 30 metrów strzelał Radosław Majewski. Maciej Mielcarz, grający wówczas w bramce Korony, fatalnie obliczył tor lotu piłki i ku zaskoczeniu wszystkich ta wpadła do siatki. Jakby tego było mało, od 29 minuty zespół trenera Macieja Skorży, który prowadził "jedenastkę" z Grodziska, grał z liczebną przewagę w polu bowiem z boiska za drugą zółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę "wyleciał" Mariusz Zganiacz. Walcząc przez ponad godzinę w dziesiątkę złocisto-krwiści nie byli w stanie odrobić strat, a w ostatnim kwadransie nadziali sie jeszcze na kontrę rywala, która przypieczętowała w sumie zasłużone zwycięstwo Dyskobolii.
Warto przypomnieć składy w jakich obie drużyny występowały w tym pamiętnym dla nas finale. Choć od tego czasu minęło dopiero siedem lat wiele się pozmieniało. Dyskobolia wprawdzie radzi sobie bardzo dobrze, bo jest wiceliderem, ale nie w ekstraklasie, lecz w wielkopolskiej... klasy A, natomiast w Koronie z tamtego spotkania pozostał już tylko Paweł Golański.
W Koronie grali: Maciej Mielcarz, Paweł Golański, Marek Szyndrowski, Marcin Kuś, Robert Bednarek, Grzegorz Bonin, Mariusz Zganiacz, Hermes, Marcin Kaczmarek, Krzysztof Gajtkowski, Maciej Kowalczyk oraz Marcin Robak, Paweł Sasin i Michał Trzeciakiewicz. W zespole Dyskobolii natomiast: Aleksander Ptak, Radek Mynar, Mate Lacić, Łukasz Tupalski, Vlade Lazarevski, Piotr Piechniak, Piotr Świerczewski, Radosław Majewski, JArosław Lato, Adrian sikora, Filip Ivanovski oraz Marek Sokołowski, Piotr Rocki i Takesure Chinyama.
Mecz sędziował radomski arbiter, którego karierę sędziowską przerwała afera korupcyjna, Grzegorz Gilewski.
Ciekawe jak długo przyjdzie nam teraz czekać na kolejny finał Pucharu Polski z udziałem "koroniarzy"...