niedziela, 22 grudnia 2013

Był taki mecz (67)

"Iskra show" dla Zbyszka Wdowicza

Dokładnie 15 lat temu w kieleckiej hali Iskry przy ul. Krakowskiej rozegrany został szczególny mecz. Choć jego wynik nie miał najmniejszego znaczenia, to z pewnością do dziś pamiętają go zarówno jego uczestnicy, jak i kibice, którzy w komplecie wypełnili trybuny. Okazja była wyjątkowa, bo nie dość, że szczególny przedświąteczny czas, to i przesłanie niecodzienne - pomoc w podratowaniu zdrowia byłego piłkarza ręcznego Iskry, a następnie długoletniego kierownika drużyn Korony oraz Iskry, Zbyszka Wdowicza.  Atrakcją  „Iskra Show”, bo taka nazwę nosiła impreza,  był mecz piłki ręcznej, w którym „siódemka” mistrzów Polski zmierzyła się z zespołem „gwiazd”, złożonym z byłych graczy Korony oraz Iskry. Z tej okazji do Kielc przyjechało wielu znakomitych, dawno nie widzianych piłkarzy ręcznych. Na parkiecie zaprezentowali się między innymi bramkarze: Eugeniusz Szukalski, Krzysztof Latos,  Przemysław Paczkowski, Jacek Kośmider oraz bracia Zbigniew i Andrzej Tłuczyńscy, Marek i Krzysztof Przybylscy, olimpijczyk z Montrealu, Jerzy Melcer, Jan Piotrowicz, Zbigniew Orliński, Jacek Wołowiec, Dariusz Wcisło, Tomasz Malmon, Henryk Luberecki, Artur Lipka, Arkadiusz Błacha, Dariusz Bugaj, Aleksander Malinowski, Marek Budny, Jacek Olejnik, Robert Nowakowski, Wojciech Zielonko, Wiktor Jaszczuk. Poprowadził ich oczywiście trener Edward Strząbała.
Z racji szczególnego charakteru „Iskra show”, wszyscy zarówno kibice, działacze zawodnicy jak i dziennikarze kupowali bilety wstępu na halę. Przy wejściu ustawiona była także specjalna urna, do której zbierano dobrowolne datki. Wszystko to po to by jak najbardziej pomóc w potrzebie Zbyszkowi Wdowiczowi, który przez 27 lat był kierownikiem zespołów Korony i Iskry. Tego wieczoru wystąpił on w podwójnej roli - kierownika... obu drużyn. 


 
                                                               Fot. archiwum
To było prawdziwe święto kieleckiego szczypiorniaka. W hali przy Krakowskiej pojawiło się kilka pokoleń kieleckiego szczypiorniaka i choć nie wszystkim, jak choćby Jerzemu Melcerowi,  zdrowie pozwalało, żeby jeszcze raz zagrać dla kieleckich kibiców, to nikt nie miał o to pretensji. Ci, którzy zagrali, zaprezentowali piłkę ręczną na najwyższym poziomie. Wszyscy obecni wtedy w hali czuliśmy się jak jedna wielka rodzina, która po zakończeniu tego charytatywnego meczu - benefisu dla popularnego "Benka" spotkała się przy wigilijnym stole, dzieląc się opłatkiem. Wspomnieniom nie było końca. Mnie do dziś pozostały w pamięci kuluarowe rozmowy toczone do późnego wieczora z idolami z dziecięcych lat, gdy jeszcze jako nastolatek kibicowałem piłkarzom ręcznym Korony w ich pamiętnej drodze do ekstraklasy.
Choć to przecież nie aż tak odległe wspomnienie, to z każdym rokiem wspólne - pamiątkowe zdjęcie kieleckiej rodziny piłkarzy ręcznych nabiera wartości. Przecież niektórych na nim uwiecznionym nie ma już wśród nas. Tym bardziej w ten przedświąteczny czas warto wspomnieć wyjątkowy i niepowtarzalny wieczór z 22 grudnia 1998 roku, który na dobre zapoczątkował tradycję "Szczypiorniakowych Wigilii" w Kielcach...

piątek, 20 grudnia 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (51)

Oto kolejna czołowa postać kieleckiego sportu sprzed blisko pół wieku.

                    Fot. archiwum
Poznajecie? Pamiętacie?

wtorek, 10 grudnia 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (50)

Dziś skromny jubileusz tej cieszącej się duża oglądalnością archiwalnej fotogalerii, więc i sportowiec szczególny. Choć zdjęcie liczy sobie grubo ponad pół wieku, chyba nie będzie trudności z rozpoznaniem tej szczególnej dla kieleckiego sportu postaci.

                         Fot. archiwum
Pamiętacie? Poznajecie?

sobota, 7 grudnia 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (49)

Starsi kibice z pewnością nie będą mieli najmniejszych trudności z rozpoznaniem tego sportowca.

                 Fot. archiwum
Poznajecie? Pamiętacie?

piątek, 6 grudnia 2013

Dwa gole warte jednego punktu...

Korona była dziś lepsza od Piasta. Strzeliła w Gliwicach dwa gole, a mimo to wraca do Kielc tylko z jednym punktem. Tak to już czasem w futbolu bywa, a niewiele brakowało by rywale, którzy w ciągu całego meczu nie oddali ani jednego celnego strzału zainkasowali komplet punktów. Znów, jak nie tak dawno we Wrocławiu w głównej roli wystąpił Kamil Sylwestrzak, który najpierw pechowo interweniował zaskakując własnego bramkarza, jednak niedługo potem w pełni się zrehabilitował, bo to on doprowadził do wyrównania.


 Remis na wyjeździe, zwłaszcza w tak trudnych jak dziś warunkach, gdy przegrywało się 0:1, ma swoją wartość. Z pewnością bardziej ucieszył jednak gospodarzy...

sobota, 30 listopada 2013

"Ryba" rozstrzelał Widzew

Korona znów zadziwiła. W meczu z Widzewem złocisto-krwiści nie po raz pierwszy tej jesieni pokazali dwa oblicza - fatalne z pierwszych 45 minut oraz godne szacunku z końcówki spotkania. Długo przegrywaliśmy i to jak najbardziej zasłużenie, by w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry "dobić" grającego w dziesiątkę rywala. Takie zwycięstwa smakują najlepiej, tym bardziej, że ma ono kolosalny wpływ na układ dolnych rejonów tabeli.


 Zwycięzców sądzić się nie powinno, więc zamiast grymasić na grę Korony, cieszmy się ze zwycięstwa Jacka Kiełba nad Widzewem 2:1. To popularny "Ryba" pogrążył w końcówce meczu łodzian, strzelając Mielcarzowi dwa gole, dzięki czemu złocisto-krwiści odbili się od dna ligowej tabeli...

Fotoarchiwum "z myszką" (48)

Dziś w fotograficznych reminiscencjach stosunkowo nowe zdjęcie, bowiem liczące sobie zaledwie kilkanaście lat. Czy poznajecie tego sportowca?

          Fot. archiwum

czwartek, 28 listopada 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (47)

Oto kolejna sportowa retrospekcja sprzed prawie pół wieku. Czy poznajecie tę sportsmenkę?

                                           Fot. archiwum

poniedziałek, 25 listopada 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (46)

Oto jeden z bardziej znanych w przeszłości kieleckich sportowców, na zdjęciu sprzed ponad 40 lat.

                   Fot. archiwum
Poznajecie? Pamiętacie?

Dlaczego przegraliśmy...

Niedzielna porażka piłkarzy ręcznych Vive Targów Kielce, pierwsza od ponad dwóch lat w Lidze Mistrzów w Hali Legionów, przez wielu została przyjęta jako ogromna niespodzianka. Niektórzy zrzucali winę na nieudolnie prowadzącą mecz parę arbitrów. Rzeczywiście fińscy "sprawiedliwi" nadspodziewanie często gubili się w tym meczu, jednak to nie oni zadecydowali o porażce mistrzów Polski. Dlaczego więc przegraliśmy? 

 Powód jak dla mnie jest oczywisty. Wczoraj przez większą część spotkania rywale przewyższali nas w kilku najbardziej istotnych elementach gry w piłkę ręczną. Nie jest tajemnicą, że mecze wygrywa się twardą obroną i kontrą, a te były znakiem firmowym "siódemki" KIF Kolding. Nasi szczypiorniści dopiero w ostatnich minutach zrewanżowali się tym samym (dlaczego tak późno?), jednak rywale mieli w bramce prawdziwy "mur" w postaci 37-letniego Kaspera Hvidta. To on uratował wicemistrzom Danii bezcenne zwycięstwo, będąc bezsprzecznie bohaterem niedzielnego wieczoru w Hali Legionów. Trzeba jednak uszanować wielką klasę rywala, bo Hvidt w polu ma w swoim zespole godnych siebie partnerów. 
Nawet dwie kolejne porażki w Lidze Mistrzów nie zamykają naszej drużynie drogi do europejskiej elity. Trzeba jak najszybciej odbudować formę, a pokora po porażkach z pewnością bardzo się przyda, bo bez niej nawet sukces nie smakuje tak dobrze, jak choćby niezapomniane czerwcowe dokonania "siódemki" Vive Targów Kielce w tegorocznym "Final 4".

sobota, 23 listopada 2013

Piotr Żyła w formie nie tylko na skoczni

Za nami dopiero kwalifikacje inauguracyjnego konkursu Pucharu świata w skokach narciarskich, a Piotr Żyła już zadziwia kibiców i to nie tylko na skoczni.


Trzeba strzelać gole!

Piłkarze Korony wrócili z Krakowa bez punktów, choć w przekroju całego spotkania nie byli gorsi od rywala. Złocisto-krwiści zostali skarceni przez Pawła Brożka, nota bene kielczanina, za jeden błąd w defensywie. Sami są jednak sobie winni, bo wcześniej przed tą sytuacją, mieli trzy przynajmniej równie dobre okazje, by umieścić piłkę w siatce gospodarzy. Nie potrafili jednak tego uczynić. Taka jest piłka - kto strzela gole ten wygrywa.
 

Jeśli w zimowym okienku transferowym nie uda się sprowadzić naprawdę rasowego strzelca, to Koronie może być naprawdę bardzo trudno utrzymać się w ekstraklasie. Ani Daniel Gołębiewski, ani Przemysław Trytko, nie wspominając o próbowanym wcześniej "na szpicy" Karolu Angielskim, nie są postrachem dla bramkarzy i trudno się spodziewać by nagle doznali jakiegoś snajperskiego olśnienia. Jest jeszcze Maciej Korzym, ale skoro trener "Pacheta" wpuszcza go na boisko tylko na kilkadziesiąt sekund, to trudno marzyć by "Korzeń" odzyskał dyspozycję sprzed kontuzji. Same treningi, nawet najbardziej solidne, do tego nie wystarczą...

piątek, 22 listopada 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (46)

Kolejna wycieczka do sportowych archiwów z minionego stulecia. Czy poznajecie tego sportowca?

          Fot. archiwum

czwartek, 21 listopada 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (45)

Kolejne archiwalne zdjęcie ze sportowego archiwum, tym razem sprzed blisko pół wieku. Czy poznajecie tego sportowca? Jaka dyscyplinę sportu uprawiał? W barwach jakiego klubu?

                     Fot. archiwum

środa, 20 listopada 2013

Będzie "włoska" Korona!?

Ciekawą wizję przyszłości kieleckiej Korony snuje dzisiejszy "Przegląd Sportowy". Na ile jest ona realna, a na ile bajkowa trudno powiedzieć...



SZCZEGÓLY ZNAJDZIESZ TUTAJ 

Fotoarchiwum "z myszką" (44)

Oto kolejna fotograficzna retrospekcja z minionego stulecia. Czy poznajecie tego sportowca?

                   Fot. archiwum

poniedziałek, 18 listopada 2013

Był taki mecz (66)

Takich trenerów już nie ma

Były kolega redakcyjny ze "Słowa" Krzysiek Krogulec, przypomniał mi mój tekst, dokładnie sprzed 10 lat, napisany przy okazji wizyty w Kielcach niezapomnianego Kazimierza Górskiego. Jakże jest on na czasie teraz, gdy piłkarska reprezentacja Polski potrafi wygrywać tylko z San Marino, czy Mołdawią. A wtedy? "Orły Górskiego" były prawdziwym postrachem nawet dla światowej czołówki. Wygrywaliśmy przecież z Brazylią, Włochami, Holandią, czy Anglią. Teraz o takich osiągnięciach można tylko pomarzyć.
Zanim jednak "Orły" wzleciały wysoko musiała zadziałać magia trenera 1000-lecia. Oto kilka cytatów z tamtego spotkania, zorganizowanego w Pałacyku Zielińskiego, w którym oprócz Kazimierza Górskiego uczestniczył także "człowiek, który zatrzymał Anglię".
- Gdy w pamiętnym meczu na Wembley słuchałem polskiego hymnu, trząsłem się ze strachu przed wysoką porażka i kompromitacją. Dopiero słowa trenera wypowiedziane tuż przed meczem dały mi spokój, siłę i wiarę w zwycięstwo - wspominał wtedy popularny "Tomek".
A jakie to były te magiczne słowa Kazimierza Górskiego?
"Nie taki diabeł straszny jak go malują. Anglicy to tacy sami ludzie jak i Wy"
 Niby nic odkrywczego, ale jednak te genialnie proste stwierdzenia trenera okazały się kluczem do futbolowych salonów 40 lat temu.
Pewnie, że od tamtego czasu wiele się zmieniło, inna jest piłka, inna mentalność piłkarzy. Niewątpliwie jednak bardzo brak nam trenera z taką charyzmą jaką miał Kazimierz Górski, którego miałem to szczęście wielokrotnie spotykać na dziennikarskiej drodze. Ileż w nim było spokoju, mądrości, rozwagi, a przede wszystkim umiejętności budowania prawdziwego zespołu.


Archiwalne zdjęcie ze spotkania sprzed 10 lat. Fot. M. Walczak

- Najbardziej cieszę się z tego, że choć od meczu na Wembley z Anglikami minęło już 30 lat, to "Orły Górskiego" nadal grają. To coś czego nie da się w żaden sposób wymierzyć, ani przeliczyć na pieniądze. Zresztą gdyby pieniądze decydowały o wszystkim to mistrzami świata byliby piłkarze Arabii Saudyjskiej czy Kuwejtu, a nie my, którzy w 1974 roku w Niemczech byliśmy debiutantami i nikt się z nami nie liczył - mówił przed 10 laty pan Kazimierz, z którym trudno się nie zgodzić.
A jak jest dziś? Czy występy w biało-czerwonych barwach mogą konkurować z tymi, lukratywnie opłacanymi klubowymi w najlepszych ligach Europy, czy też Champions League? Czy nie stają się one tylko odrabianiem futbolowej "pańszczyzny", a efekty tego są takie jakie są?
Być może w tych realiach nie poradziłby sobie nawet i Kazimierz Górski, jednak nie potrafię się oprzeć refleksji, że takich trenerów a zarazem "ojców drużyny" dziś po prostu już niestety nie ma...
  

niedziela, 10 listopada 2013

Bez snajpera ani rusz...

Piłkarze Korony z pewnością byliby mistrzami Polski gdyby oceniano boiskową beztroskę i umiejętność bezsensownego tracenia punktów. Złocisto-krwiści nie wyciągnęli żadnych wniosków z upokorzenia, jakiego nie tak dawno zafundowała im w Szczecinie Pogoń i dziś na własną prośbę, a właściwie na prośbę bezmyślnego Kamila Sylwestrzaka sprezentowała dwa punkty grającemu przez ponad pół meczu w dziesiątkę Śląskowi. 


 Jeśli dodać do tego nie wykorzystany rzut karny przez Pawła Golańskiego i wręcz zastraszającą indolencję strzelecką kieleckiej drużyny (21 strzałów i tylko 1 gol), to trudno się dziwić, że nawet szczęśliwy, wyrównujący gol zdobyty w samej końcówce przez wcześniejszego antybohatera Sylwestrzaka, niewiele zmienia moją ocenę gry Korony we Wrocławiu.
Bez prawdziwego, bramkostrzelnego napastnika, a takim z pewnością nie jest Daniel Gołębiewski, nie da się wygrywać, nawet ze słabszymi rywalami, a takim był dzisiaj Śląsk, zwłaszcza grający w dziesiątkę.

czwartek, 7 listopada 2013

Odszedł trener Stanisław Maj

Kilka dni temu wspominałem na blogu ludzi kieleckiego sportu, którzy odeszli w minionym roku. Niestety to grono powiększyło się o kolejnego oddanego naszemu lokalnemu futbolowi człowieka.
We wtorek w wieku 67 lat zmarł trener STANISŁAW MAJ, z którym przez długi czas współpracowałem pracując w dziale sportowym "Słowa". Był doskonale znany w kieleckim środowisku piłkarskim. W swojej karierze trenował on między innymi zespoły: Orlicza Suchedniów, Lubrzanki Kajetanów, GOKiS Masłów, Wiernej Małogoszcz, Grodu Ćmińsk, Piaskowianki Piaski, AKS Busko-Zdrój, Nidy Pińczów oraz juniorów Korony Kielce. 



Uroczystości pogrzebowe odbędą się w sobotę, 9 listopada, o godzinie 13 w kościele Świętego Ducha na kieleckim osiedlu Na Stoku oraz na Cmentarzu Komunalnym w Cedzynie.

Fotoarchiwum "z myszką" (43)

Oto kolejne archiwalne zdjęcie z cyklu cieszącego się coraz większym zainteresowaniem. Czy pamiętacie tego sportowca?

                  Fot. archiwum
Trochę już lat upłynęło kiedy reprezentował on barwy jednego z kieleckich klubów. Jakiego?

środa, 6 listopada 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (42)

Tym razem kolarska retrospekcja. Na zdjęciu jeden z byłych zawodników kieleckiej Korony.

         Fot. archiwum
 Poznajecie? Pamiętacie?


wtorek, 5 listopada 2013

Wstyd takiej Korony, "Pacheta" do domu!

Bez względu na skład, w jakim wybiega się na boisko, drużynie z ekstraklasy nie przystoi tak grać jak dziś złocisto-krwiści z Arką. O ile porażka specjalnie mnie nie zdziwiła, to jej rozmiary i styl już owszem. Miała to być szansa dla rezerwowych, by powalczyć o miejsce w pierwszym zespole, a chyba tylko Janiec na serio ją potraktował. 


 Nie zrozumiem też tego, po co trener "Pacheta" przegrywając 1:2 w meczu pucharowym. wpuścił na boisko... obrońcę, ale najprawdopodobniej to jakaś kolejna odkrywcza myśl naszego superternera. A może polecenie klubowych władz, by jak najszybciej pożegnać się z kłopotliwymi pucharowymi rozgrywkami. Ciekawe czy znów winny będzie... kontuzjowany Lisowski, czy też pojawi się jakaś nowa odkrywcza teoria Hiszpana - filozofa futbolu. Oglądając dziś Koronę miałem wrażenie jakby celem wyprawy przez całą Polskę z Kielc do Gdyni była... porażka.  Jeśli tak to "Pacheta" znów "wygrał". Jako rodowity kielczanin znów wstydziłem się takiej Korony i nie chodzi tu wcale tylko o kolejny wysoko przegrany mecz. 
Jak dla mnie tak drużyna po prostu nie ma trenera. Sądzę, że najwyższa pora, by zakończyć tę żałosną farsę z hiszpańską Koroną i odesłać "Pachetę" tam skąd przyjechał... 

Fotoarchiwum "z myszką" (41)

Tam razem archiwalne zdjęcie spod kosza kieleckiej hali widowiskowo-sportowej, jeszcze z minionego stulecia. Czy poznajecie tego gracza?

                    Fot archiwum


Nadchodzi "Nawałkanica"

Czyżby to miał być nowy hit polskich kibiców autorstwa Kabaretu OT.TO?


poniedziałek, 4 listopada 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (40)

Pora na kolejną wycieczkę w przeszłość uwiecznioną na sportowych fotografiach. Ten zawodnik był kiedyś prawdziwym ulubieńcem kieleckich kibiców.
Poznajecie? Pamiętacie?

                 Fot. archiwum


niedziela, 3 listopada 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (39)

Pora na kolejne archiwalne zdjęcie przedstawiające sportowca jednego z kieleckich klubów.

              Fot. archiwum
Pamiętacie? Poznajecie?

sobota, 2 listopada 2013

Korona jak... kameleon

Korona trenera "Pachety" to z pewnością najbardziej przedziwny, a zarazem nieprzewidywalny zespół polskiej ekstraklasy. Nikt tak jak złocisto-krwiści nie potrafi w ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin zmieniać swojego oblicza. Tak było i dziś w Krakowie, gdzie oglądaliśmy zupełnie inną Koroną niż w środowym blamażu z Ruchem. Wprawdzie Hiszpan znów zamieszał składem, przesuwając Pawła Golańskiego do linii pomocy, ale tym razem na szczęście w linii obrony grali prawdziwi obrońcy. Malarczyk, którego "Pacheta" nie wiedzieć czemu nie widział w składzie podczas meczu z Ruchem, wpuszczając w jego miejsce debiutanta z trzecioligowych rezerw, tym razem nie tylko w miarę dobrze wywiązał się z defensywnych powinności, ale zdobył kluczową dla losów spotkania przy Kałuży bramkę, bardzo szybko niwelując prowadzenie "Pasów". 


 Metamorfoza kieleckiej drużyny to według mnie jednak większa zasługa samych piłkarzy, podrażnionych kompromitującą porażką na Arenie Kielc z Ruchem, niż założeń taktycznych hiszpańskiego szkoleniowca, który z każdym meczem ma jakby coraz mniejszy wpływ na grę i postawę kieleckiej drużyny. 
Może to i dobrze, choć nie ma chyba takiego, który przewidziałby jaką Koronę zobaczymy w kolejnym spotkaniu. Czy tą beznadziejną z meczu przeciwko Ruchowi, czy też bojową i walczącą z dzisiejszego spotkania przy Kałuży.Czy piłkarzom akurat będzie się chciało pobiegać i powalczyć czy też wyjdą pochodzić i postać na murawie, przy kompletnej bezradności hiszpańskiego "trenera"

piątek, 1 listopada 2013

Pamiętajmy...

Są dni, w których mecze, wyniki, tabele punkty, rekordy odchodzą w cień i przestają się liczyć. Tal jest właśnie dziś 1 listopada, gdy wspominamy TYCH, których nie ma już wśród nas. To czas smutku, zadumy nostalgii, ale przede wszystkim pamięci o ludziach, których znaliśmy, a niestety nie spotkamy już ich w naszej ziemskiej wędrówce. Miniony rok uszczuplił niestety także i sportową kielecką rodzinę. Dlatego też dziś moje myśli i wspomnienia z pewnością także pobiegną między innymi ku NIM:

WŁODZIMIERZ GRUSZKO - judoka, a potem szkoleniowiec Lechii, Błękitnych i Żaka Kielce, prezes tego ostatniego klubu, dyrektor Miejskiego Szkolnego Ośrodka Sportowego przy ul. Prostej

ADAM GOŁĄB - dziennikarz, szef redakcji sportowej "Gazety Wyborczej"

MIROSŁAW MISIOWIEC - w latach 80-tych minionego stulecia najlepszy napastnik kieleckiej Korony
WŁODZIMIERZ WÓJCIKIEWICZ - długoletni prezes Automobilklubu Kieleckiego, budowniczy Toru "Kielce" w Miedzianej Górze oraz skoczni narciarskiej na Stadionie
SYLWESTER SIUDAK - były piłkarz Ludwikowa i SHL Kielce, następnie trener i działacz piłkarski
CZESŁAW ZEMSTA - długoletni działacz sportowy związany głownie ze Zrzeszeniem LZS

JAROSŁAW TKACZYK - bramkarz "siódemek" Iskry oraz Vive Kielce, 4-krotny mistrz Polski.


Nie sposób w tym miejscu wymienić wszystkich ludzi sportu, których w ciągu minionych 12 miesięcy pożegnaliśmy. Ograniczę się zatem do tych, z którymi miałem okazję się spotkać czy też współpracować już jako dziennikarz "Słowa Ludu". Byli w tym gronie między innymi, wywodzący się z Kielecczyzny piłkarz a potem trener, Władysław Stachurski, lekkoatleta i siatkarz, a potem prezes Budowlanych Kielce, Wojciech Wieczorek, zapaśnik, a potem trener i sędzia tej dyscypliny sportu, Ksawery Waliszewski, lekkoatleta, a potem nauczyciel wf, Mirosław Węgierek, czy wreszcie mój profesor z I LO im. Stefana Żeromskiego Jerzy Woźniak.
PAMIĘTAJMY O NICH...

czwartek, 31 października 2013

Co jeszcze wymyśli "Pacheta"?

Hiszpan "Pacheta" chyba już zupełnie się pogubił w tym co robi, bo fatalną postawę drużyny Korony w środowym meczu z Ruchem tłumaczył... brakiem kontuzjowanego Tomasza Lisowskiego, którego przecież jeszcze nie tak dawno wyrzucił z pierwszej drużyny do rezerw. Ponieważ niezastąpiony zdaniem trenera "Lisu" nie zagra jeszcze nawet może i pół roku, to idąc tokiem odkrywczego myślenia szkoleniowca złocisto-krwistych, może lepiej od razu wycofać z ligi Koronę, zamiast narażać się na kolejne defensywne blamaże, w których większy udział od piłkarzy ma sam szkoleniowiec. 


 Trudno się dziwić takiemu stanowi defensywy Korony, skoro Hiszpan miejsce kontuzjowanego Lisowskiego w meczu przeciwko Ruchowi postanowił wypełnić... nastolatkiem z drużyny trzecioligowych rezerw, który z przejęcia, że debiutuje w meczu ekstraklasy,  "kopał się po czole", a którego wymienił potem na nominalnego... napastnika.
Wcale się nie zdziwię gdy w sobotę przy Kałuży z Korony znów będzie się śmiać cała Polska, bo "Pacheta" wpadnie na kolejny genialny pomysł, by np. wystawić tam... rezerwowego bramkarza, a może i... dyrektora Kobylańskiego, który już nie raz udowodnił, że mimo upływu lat wciąż aż rwie się na boisko.
 

środa, 30 października 2013

Jaki trener - taka drużyna

Mecz piłkarzy Korony z Ruchem swym przebiegiem przypominał ostatni występ złocisto-krwistych w Szczecinie. Kielecki zespół znów otworzył wynik, ale potem bramki strzelali już tylko rywale i jak najbardziej zasłużenie komplet punktów pojechał do Chorzowa. O ile jednak w porażce zespołu "Pachety" w Szczecinie można się było doszukiwać jakichś pozytywów, to dziś próżno ich wypatrywać. Niewiarygodna wprost metamorfoza koroniarzy. Beznadziejna gra - "na stojąco", bez jakiejkolwiek koncepcji i co gorsze także wiary w pozytywny rezultat. Drużynie z pewnością nie pomogły zaskakujące "odkrywcze" decyzje hiszpańskiego trenera, jak dla mnie krzywdzące młodego Piotra Piwowara, który udowodnił, nie dorósł jeszcze do ekstraklasy, czy też Gołębiewskiego ustawionego po przerwie w roli... lewego obrońcy. Za dużo było tego boiskowego kombinowana chaosu, natomiast zdecydowanie za mało walki i zdrowia pozostawionego przez piłkarzy na boisku. W efekcie niczym specjalnym nie imponujący Ruch, który po prostu "grał swoje" na tle kompletnie pogubionej i kompromitującej się w oczach wiernych kibiców Korony, prezentował się niczym futbolowy profesor...


Porażka, porażce nierówna, a ja coraz bardziej jestem przekonany, że "Pacheta" to żaden trener czy taktyk. Co gorsza, że to chyba drużyna zaczęła rządzić Hiszpanem (a nie odwrotnie), który nadspodziewanie szybko "machnął ręką" na futbolowe wizje z jakimi przed dwoma miesiącami pojawił się w Kielcach. Nie wróży to dobrze przyszłości złocisto-krwistych.
Cóż, jaki trener - taka i drużyna...

sobota, 26 października 2013

Bąk się "odwdzięczył", czyli sztuka przegrywania

Jakub Bąk, którego kontraktu w Kielcach nie potrafili latem dopilnować beztroscy działacze Korony, strzelając dziś swojemu byłemu zespołowi dwa gole, przesądził o frajerskiej porażce złocisto-krwistych w Szczecinie 2:3. Gdy tuż przed przerwą z boiska wyleciał stoper Pogoni Wojciech Golla, a zaraz po wznowieniu gry Jacek Kiełb dał prowadzenie mądrze i dobrze do tego momentu grającej Koronie, chyba nikt w obozie portowców nie wierzył, że coś się w tym meczu może zmienić. Wystarczyła jednak mocno spóźniona i okupiona czerwoną kartką oraz rzutem karnym "wpadka" Radka Dejmka, by losy meczu diametralnie się odmieniły. To portowcy, a właściwie wprowadzony po przerwie na murawę eks-koroniarz Jakub Bąk wybił z głowy zespołowi Pachety nadzieje na jeśli nie trzy to choćby jeden punkt w Szczecinie. 




Jak dla mnie przy obu golach młodego Bąka nie najlepiej zachował się rutyniarz Małkowski, który zupełnie niepotrzebnie wybiegał z bramki. A swoją drogą ile dobrego na obraz meczu mogą mieć czerwone kartki. Dopiero w dziesięcioosobowych składach Pogoń i Korona mając więcej miejsca na boisku, stworzyły widowisko, które musiało się podobać kibicom. Szkoda, że z tak smutnym dla kieleckiego zespołu finałem. Przegrać wygrany mecz i to w taki sposób, to naprawdę nie lada wyczyn złocisto-krwistych... 

środa, 23 października 2013

Trzy lata bez "Parsza"

Dziś mijają dokładnie trzy lata, od dnia, w którym odszedł od nas, o wiele zbyt wcześnie, KRZYSIEK PARSZOWSKI. Nasze losy splotły się blisko 30 lat temu, gdy spotkaliśmy się zawodowo w drukarni przy Siennej. On jako linotypista i wielki entuzjasta sportu, a ja jako początkujący dziennikarz sportowy. Ta sportowa pasja od razu nas połączyła, jednak wtedy nawet nie sądziliśmy, że w nie tak odległej przyszłości, po śmierci red. Mieczysława Kalety, przyjdzie nam razem pracować w Dziale Sportowym "Słowa Ludu". Połączyła nas nie tylko wielka sportowa pasja, ale też wiele niezapomnianych do dziś chwil spędzonych wspólnie, prywatnie, poza redakcją. 


 Czas ponoć goi rany, ale przyznam, że choć to już trzy lata, to bardzo brak mi wyjątkowego poczucia humoru, które nigdy nie opuszczały "Parsza", nawet w najtrudniejszych dla niego chwilach, gdy wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że mimo potęgi optymizmu, jaki zawsze go wypełniał, niestety przegra z chorobą. On jednak nigdy nie dawał tego po sobie poznać. Jak na prawdziwego sportowca przystało walczył do końca i takim GO pamiętam do dziś i na zawsze...

wtorek, 22 października 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (38)

Tym razem w fotograficznej podróży po sportowych archiwach nieco nowszy kadr. Poznajecie tego sportowca. Jego strój wyjaśnia praktycznie wszystko.

    Fot. Archiwum

poniedziałek, 21 października 2013

Był taki mecz (65)

Mistrzowskie pożegnanie z Jagiellońską

Dziś gdy Kielce szczycą się jedną z najlepszych drużyn piłkarzy ręcznych w Europie, a chętnych do oglądania najatrakcyjniejszych spotkań "siódemki" jest o wiele wiele więcej niż może pomieścić Hala Legionów, aż się wierzyć nie chce, że jeszcze niespełna 40 lat temu kielczanie radowali się gdy oddawano do użytku rozbudowaną halę przy Zespole Szkół Budowlanych przy ul. Jagiellońskiej 90. To nieważne, że nominalnie była ona w stanie przyjąć zaledwie 600 najzagorzalszych fanów szczypiorniaka. I tak na najatrakcyjniejszych spotkaniach ekstraklasy udawało się do niej "wtłoczyć blisko tysiącowi "szczęśliwców", a ze względów bezpieczeństwa, nauczeni pamiętnym szturmem kibiców podczas drugoligowego meczu na szczycie Korony z Gwardią Opole, drzwi obiektu otwierano zaledwie na dwa kwadranse i to na 90 minut przed rozpoczęciem spotkania. Klimat w tej "jaskini lwa" był trudny do opisania. Już nie chodzi o prawdziwą saunę jaką mieli zafundowaną kibice, lecz o wyjątkową atmosferę na trybunach. Najlepsze drużyny w kraju obawiały się wówczas wizyt w Kielcach, bo z żywiołowymi kibicami "na plecach" naprawdę nie łatwo było grać, a w tym tumulcie nie tylko trudno było się porozumiewać na boisku, a nawet skupić myśli.
Przez długich 12 lat właśnie Hala Budowlanych była "domem" kieleckich piłkarzy ręcznych. Ileż tam było emocji, ileż niezapomnianych spotkań, radosnych chwil, ale i porażek. Właśnie mija 28 lat od ostatniego ligowego meczu, jaki piłkarze Korony rozegrali w hali przy Jagiellońskiej. Pożegnanie wypadło naprawdę bardzo okazale, bowiem terminarz rozgrywek sprawił, że w siódmej kolejce sezonu do Kielc przyjeżdżał mistrz Polski - "siódemka" gdańskiego Wybrzeża naszpikowana gwiazdami szczypiorniaka. Daniel Waszkiewicz, Bogdan Wenta, Zbigniew Plechoć, Zbigniew Urbanowicz, czy eks koroniarz Wiesław Goliat - to gracze, których starszym sympatykom piłki ręcznej nie trzeba specjalnie przedstawiać, a już sama ich wizyta w Kielcach stanowiła prawdziwy magnes dla kibiców. Warto przypomnieć, że Korona przystępowała do tego spotkania jako zdobywca Pucharu  Polski, więc określenie meczu mianem "szczytu" ekstraklasy było jak najbardziej uzasadnione.

Kluczowi gracze "siódemki" Korony lat 80-tych (od lewej): Roman Moneta, Zbigniew Tłuczyński, Antoni Zięba, Zdzisław Przybylik.
 Wprawdzie przy Jagiellońskiej "padł" wcześniej już niejeden mistrz Polski, jednak tym razem zanosiło się na arcytrudne zadanie dla "koroniarzy", których po zaskakującym wyjeździe trenera Edwarda Strząbały do Egiptu, prowadził Roman Trzmiel. W składzie naszych też prawdziwa rewolucja. Do drużyny po zagranicznych wojażach wrócili wprawdzie Jan Piotrowicz i Marek Boszczyk, zabrakło jednak Andrzeja Tłuczyńskiego (wyjechał do Francji), którego na kole miał zastąpić 19-letni wówczas Dariusz Wcisło, pozyskany z radomskiej Broni. To właśnie popularny „Kazik” okazał się prawdziwym bohaterem tamtego meczu. Nie tylko niczym rutyniarz wyłączył z gry Daniela Waszkiewicza, ale i okazał się prawdziwym postrachem dla gdańskich bramkarzy, zapisując na swoim koncie aż tuzin goli. Mnie jaklo początkującemu wówczas dziennikarzowi sportowemu "Słowa Ludu" i "Przeglądu Sportowego", w pamięci z tamtego meczu pozostały jeszcze twarde pojedynki Marka Przybylskiego z Bogdanem Wentą, a młody „Koniu”, mocno dał się we znaki bombardierowi Wybrzeża. Kapitalnie w naszej bramce spisywał się Krzysztof Latos, który między innymi obronił cztery rzuty karne (w tym Waszkiewicza oraz Wenty). Tradycyjnie jednak mózgiem zespołu był Zbigniew Tłuczyński. To na nim spoczywał ciężar rozgrywania akcji Korony i trzeba przyznać, że robił to wręcz wybornie. Nic więc dziwnego, że w końcówce spotkania gdy Korona objęła prowadzenie 33:29, wydawało się, że jest „po meczu”. Kibice zaczęli już fetować kolejny ogromny sukces swoich pupili. Wystarczyło jednak, by sędziowie w kontrowersyjnych okolicznościach odesłali na ławkę kar Zbyszka Tluczyńskiego, by obraz gry diametralnie się zmienił. Trzy kolejne „ciosy” mistrza sprawiły, że na sekundy przed końcową syreną było już zaledwie 33:32 dla kielczan. Wówczas kolejną kapitalną akcją na kole popisał się Darek Wcisło i chwilę potem utonął w ramionach kolegów z drużyny oraz kibiców. Korona znów lepsza od mistrza Polski, i to jakiego mistrza. Przecież w tamtym sezonie w rozgrywkach pucharowych gdańskie Wybrzeże dotarło przecież aż do finału Pucharu Europy, w którym w dwumeczu musiało uznać wyższość Mataplasiki Sabac.
A już w kilka dni później szczypiorniści Korony przenieśli się z Jagiellońskiej na odlekło o kilkaset metrów obiekt przy Krakowskiej, gdzie w nieoficjalnym meczu otwarcia 26 października 1985 roku pokonali krakowskiego Hutnika 25:23. Warto dodać, że historycznego pierwszego gola w nowej hali zdobył zapomniany już pewnie w Kielcach, pozyskany z łódzkiego ChKS, Jacek Szulc.    

piątek, 18 października 2013

Długo trzeba było czekać...

Bardzo długo trzeba było czekać na taki mecz Korony - bardzo dobry i efektownie wygrany. Złocisto-krwiści znów okazali się zdecydowanie lepsi od żółto-czerwonego rywala z Białegostoku. Wprawdzie tym razem nie było aż tak efektownie jak w maju, gdy Korona odprawiła "Pszczółki" z bagażem aż pięciu goli, ale drużyna trenera Pachety wreszcie zagrała z charakterem. Choć pierwsza straciła gola, potrafiła odmienić losy tego meczu, zwyciężając pewnie 4:1 i zbierając wreszcie w pełni zasłużone oklaski kibiców.


 Zarówno wynik jak i postawa Korony daje nieco optymizmu na ostatnie jesienne kolejki, podobnie jak długo oczekiwany przez wszystkich powrót na boisko po 5-miesięcznej przerwie, kontuzjowanego nomem omen w poprzednim meczu z Jagiellonią na Arenie Kielc, Macieja Korzyma. Co ciekawe wszedł on na murawę dopiero wtedy, gdy z boiska wyleciał... Jakub Słowik, który w majowym meczu sprokurował tak poważny uraz popularnego "Korzenia".

niedziela, 13 października 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (37)

Tym razem nieco "młodsza" fotografia przedstawiająca czołowego kieleckiego sportowca. Poznajecie?

                        Fot. archiwum

sobota, 12 października 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (36)

Oto kolejna fotografia "wygrzebana" ze sportowego archiwum z poprzedniego stulecia. Czy poznajecie tę zawodniczkę? Zdjęcie niestety nie mówi nic na temat dyscypliny sportu jaką z powodzeniem uprawiała, odnosząc sukcesy nawet na międzynarodowych arenach.

                                                     Fot. archiwum

Kiedy zagramy na mundialu?

Cudu w Charkowie nie było, bo i być nie mogło. Biało-czerwoni po raz kolejny ładnie stracili punkty, a mnie najbardziej cieszy fakt, iż skończą się wreszcie bezsensowne wyliczanki niepoprawnych optymistów, co to się musi jeszcze wydarzyć, by nasze "orzełki" poleciały na mundial do Brazylii. Ciekawy jestem tylko kiedy nasi dyżurni futbolowi "fachowcy" zamiast wciąż usprawiedliwiać naszą reprezentację, spojrzą prawdzie w oczy i dostrzegą aktualny stan posiadania naszej narodowej drużyny.  Gdzie te czasy, gdy przy 100-tysięcznej, rozentuzjazmowanej publiczności, wygrywaliśmy na Stadionie Śląskim w Chorzowie ze światowymi potentatami, jak Anglia czy Holandia. Zostały z nich tylko wspomnienia na archiwalnych taśmach filmowych. Podejrzewam, że teraz to nawet wyimaginowana grupa eliminacyjna z San Marino, Wyspami Owczymi, Liechtensteinem, Andorą, czy Maltą, dla naszych mogłaby się okazać "grupą śmierci". To wcale nie przypadek, że właśnie nam amatorzy z San Marino ku zdziwieniu całego piłkarskiego świata strzelili nam gola. A polskie futbolowe gwiazdy są, ale w klubach, gdzie za grę inkasują pokaźną kasę. Gra dla idei, orzełka na piersi niestety wyszła z mody, choć nikt tego głośno przyznać nie chce.


Warto więc zamiast wciąż na siłę wbijać się w narodową dumę, twierdząc, że mamy naprawdę dobrą drużynę, tylko piłka znów nie chciała wpaść do bramki rywala, a za kilka dni na Wembley pokażemy, co tak naprawdę potrafimy w meczu z Anglią, opamiętać się w tej nikomu już niepotrzebnej patriotycznej piłkarskie propagandzie. Niepostrzeżenie znaleźliśmy się na europejskich opłotkach futbolu, a jeśli nic się nie zmieni, to bardziej prawdopodobne jest że wkrótce dołączymy do tych najsłabszych, niż to, że zbliżymy do czołówki i zaczniemy regularnie grać w prestiżowych turniejach..
"Euro 2012" już zaliczyliśmy, a jeśli chcemy zobaczyć biało-czerwonych na mundialu, to nie pozostaje nic innego jak... dyplomatyczne zabiegi o przyznanie nam roli choćby współgospodarza piłkarskich mistrzostw świata  Nie będzie to z pewnością takie proste, ale o wiele łatwiejsze niż wywalczenie awansu na boiskach przez naszych zmanierowanych i mocno przepłacanych kopaczy...

piątek, 11 października 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (35)

Dziś reprezentacja Polski gra z Ukrainą, więc i zdjęcie wygrzebane ze sportowych archiwów jest związane z naszą narodową drużyną. Czy poznajecie tego zawodnika? Z którym z kieleckich klubów był on w przeszłości związany?

                         Fot. archiwum

niedziela, 6 października 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (34)

Dziś kolejne zdjęcie wygrzebane ze sportowego fotoarchiwum liczące sobie ponad 30 lat. Czy poznajecie tego sportowca?

                                                                   Fot. archiwum

sobota, 5 października 2013

Jurkiewicz nie dał rady Vive TK

Tradycji stało się zadość. Jak to od lat bywa w pojedynkach kielecko-płockich, była to prawdziwa wojna na parkiecie. Mistrzowie Polski potwierdzili prymat w krajowym szczypiorniaku, ale wcale łatwo nie było, mimo iż w zespole rywala zabrakło kontuzjowanego Marcina Lijewskiego. Właśnie absencja popularnego "szeryfa" okazała się kluczowa dla losów Derbów Polski. Mariusz Jurkiewicz, na którym spoczął w dużej mierze ciężar gry, jedynie w pierwszych dwóch kwadransach był prawdziwym postrachem dla kieleckiej drużyny i głównie dzięki jego wybornej grze do przerwy to Wisła prowadziła 15:14. Jak można było się spodziewać lider gospodarzy nie był w stanie wytrzymać gry w takim stylu 60 minut, tym bardziej, że w drugiej połowie przemeblowana obrona mistrzów Polski była nastawiona już na powstrzymanie Jurkiewicza, któremu skutecznie grę utrudniał Mateusz Jachlewski.


  "Siódemka" Vive Targów Kielce, z bogactwem znacznie dłuższej od rywala ławki rezerwowych, pewnie wygrała 32:28, ale to dopiero początek rywalizacji obu godnych siebie rywali w tym sezonie. Już za tydzień znów zagramy w Orlen Arenie - tym razem o punkty Ligi Mistrzów i pewnie znów będzie twardy bój i piłka ręczna na najwyższym europejskim poziomie.

piątek, 4 października 2013

Nie chcę takiej Korony!

Obserwując grę Korony w ostatnim czasie nabieram pewności, że wielkiej różnicy nie zrobiłoby, gdyby piłkarze grali.. bez jakiegokolwiek trenera. Według zapowiedzi "Pachety" miała być dokładna gra piłką, budowanie akcji "od tyłu", dyktowanie rywalowi warunków gry, a jest - żałosne murowanie własnej bramki i bezładna kopaninie do przodu z praktycznie żądnym zagrożeniem dla bramki rywala. Przykro to pisać, ale złocisto-krwiści są teraz nie tylko najsłabszą, ale i najbrzydziej grającą drużyną ekstraklasy, bez jakiegokolwiek stylu. Co więcej, z tygodnia na tydzień, jest coraz gorzej, a wizja "nowej Korony", tak buńczucznie zapowiadana przez Hiszpana, po cichu odeszła gdzieś w zapomnienie. 


 Szczytem marzeń są teraz wymęczone remisy i to pod warunkiem, że rywale mają słabszy dzień, bądź jakimś cudem uda się uniknąć "babola" w dziurawej niczym szwajcarski ser i grającej co mecz w innym zestawieniu, defensywie. Dzisiejsza, przypadkowa wygrana w Bydgoszczy, po jedynym celnym strzale w całym meczu, nie zmienia w mojej ocenie gry kieleckiej drużyny. Bzdury opowiadane po kolejnych spotkaniach przez Hiszpana, który chyba tylko sam widzi i chwali(!) efekty swojej pracy w Kielcach, są coraz bardziej irytujące, a już tylko Zbyszek Małkowski prezentuje poziom godny ekstraklasy.
Choć dziś wreszcie skończyła się wstydliwa seria 21 spotkań złocisto-krwistych bez wyjazdowego zwycięstwa i być może opuścimy ostatnie miejsce w tabeli, to ja i tak nie chcę oglądać takiej Korony...

Fotoarchiwum "z myszką" (33)

Tym razem nieco nowsza fotografia ze sportowego archiwum, więc i z rozpoznaniem znajdującej się na niej zawodniczki nie powinno być większych problemów. Tym bardziej, że wiadomo jaką dyscyplinę sportu uprawiała

            Fot. archiwum
Poznajecie? Pamiętacie?

poniedziałek, 30 września 2013

Lepszej okazji nie będzie...

Lepszej okazji do przerwania wyjazdowej niemocy jak dziś na PGE Arenie w Gdańsku piłkarze Korony długo mogą się nie doczekać. Dwa rzuty karne (w tym jeden powtarzany) dały złocisto-krwistym komfortowe wydałoby się prowadzenie 2:0 po 20 minutach gry. W tym momencie wydawało się, że kielczanie wreszcie się przełamią i po 20 meczach bez zwycięstwa przywiozą z boiska rywala komplet punktów. Nic z tego. Fatalna postawa koroniarzy w defensywie błyskawicznie zniweczyła tak pokaźną zaliczkę i jeszcze przed przerwą mecz rozpoczynał się jakby od początku. Po przerwie to Lechia była zdecydowanie bliżej wygranej. Na szczęście wynik 2:2 już się nie zmienił i złocisto-krwiści z  ogromnym trudem "uciułali" cenny, pierwszy w tym sezonie, wyjazdowy punkcik.


 Marna to jednak pociecha, bo Korona jest tej jesieni po prostu wyjątkowo słabiutka i to w każdej z formacji, a jej miejsce w tabeli nie jest dziełem przypadku...

niedziela, 29 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (32)

Oto kolejna postać z historii kieleckiego sportu. Czy poznajecie tego zawodnika.

                       Fot. archiwum

sobota, 28 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (31)

Dziś kolejne zdjęcie ze sportowego archiwum, tym razem sprzed prawie 40 lat. Czy poznajecie tego sportowca?

        fot. archiwum