czwartek, 19 lutego 2015

Tak się tworzy historię...

Powinniśmy być dumni! Mamy w Kielcach wyjątkową drużynę! Choć od wczorajszego meczu Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych Vive Tauronu Kielce z Motorem Zaporoże minęło już kilkanaście godzin, to nadal nie sposób ochłonąć po tym, co wydarzyło się w drugiej połowie tego spotkania. Wprawdzie wszyscy, którzy na bieżąco interesują się piłką ręczną, wiedzą jak bardzo nieprzewidywalny bywa to sport, jednak chyba nikt, zwłaszcza po pierwszej połowie przegranej przez mistrzów Polski 9(!) golami,  nie był w stanie sądzić, że na parkiecie w Kijowie zdarzy się prawdziwy sportowy cud. Po sobotnim  zwycięstwie przetrzebionej kontuzjami kieleckiej "siódemki" nad mistrzami Francji z Dunkierki, odniesionej w zaledwie 10-osobowym składzie, nie sądziłem, że można poprzeczkę podnieść jeszcze wyżej i co więcej w imponującym stylu ją pokonać. To czego dokonała w środowy wieczór drużyna Talanta Dujszebajewa nie zdarzyło się nigdy wcześniej. I nie chodzi tu nawet o to, że kielecka drużyna jest pierwszą w historii Ligi Mistrzów "siódemką", która dwukrotnie ukończyła fazę grupową z kompletem punktów.

                                                                                            Fot. EHF
 Jeszcze nigdy w historii piłki ręcznej, przynajmniej tej na europejskim szczeblu, żaden z zespołów nie występował przez 30 minut z dwoma rozgrywającymi i czterema(!) skrzydłowymi w polu. Nie zdarzyło się, by w ciągu dwóch kwadransów meczu trener nie mógł dokonać choćby jednej roszady w składzie drużyny, wśród graczy z pola. A mimo to, mistrzowie Polski, mający na ławce rezerwowych gotowego do zmiany jedynie Sławomira Szmala, wprost zdemolowali rywala. I to nie byle jakiego, bo mistrza Ukrainy, w pełnym 16-osobowym składzie, wygrywając drugą odsłonę 18:8! Co więcej, nie był to dla Vive Tauronu mecz o awans, a jedynie o sportowy prestiż. Mistrzowie Polski mogli go sobie spokojnie przegrać, bez żadnych konsekwencji. A jednak walczyli i to jak. To znamionuje naprawdę wielką sportową klasę i pełen profesjonalizm.
Mieliśmy już w historii szczypiorniaka jedną "Wentę" z pamiętnego meczu Polska - Norwegia i niezapomnianego gola Artura Siódmiaka, zdobytego rzutem przez całe boisko, mieliśmy jedną "Szybę" z niedawnego spotkania z Hiszpanami o brąz podczas MŚ w Katarze. A teraz mamy "Cud w Kijowie", który z pewnością także przejdzie do historii piłki ręcznej. I to nie tylko kieleckiej, czy polskiej. Wielki szacunek dla zawodników i trenera Dujszebajewa, którzy napisali historię, jaka zapewne nawet nikomu nie przyszłoby do głowy. A to jest w sporcie najpiękniejsze...