sobota, 3 sierpnia 2013

Frajerska porażka

Jeśli piłkarze Korony będą sprawiać rywalom takie prezenty jak dziś w Łodzi, to nie wróżę im wielu punktowych zdobyczy w tym sezonie, nie mówiąc o przerwaniu, trwającej już ponad 15(!) miesięcy wyjazdowej niemocy. 
Już w 3 minucie meczu w Łodzi, rutyniarz Zbigniew Małkowski zachował się niczym sztubak, zarabiając zupełnie niepotrzebnie czerwoną kartkę za faul na Marcinie Kaczmarku. Wprawdzie ratował on kardynalny błąd kolegów z defensywy, ale gdyby nie łapał "w pół" popularnego "Kaki", to skończyłoby się co najwyżej na utracie gola, a nie liczebnym osłabieniu zespołu na cały mecz. A wydawałoby się że tak doświadczony bramkarz złocisto-krwistych, wyciągnął wnioski z niemal identycznej sytuacji z poprzedniego sezonu, z meczu we Wrocławiu ze Śląskiem. Gol z rzutu karnego i tak padł, a grająca od tego momentu w dziesiątkę Korona znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia.  


Tym razem jednak wydawało się, że na przekór wydarzeniom z początku meczu, szczęście dopisze jednak kieleckiej drużynie. Mimo już tradycyjnie bezproduktywnej gry w polu, pozbawionej jakąkolwiek myśli taktycznej, która mogłaby zaskoczyć rywala, Korona zdołała wyrównać. Ba, mogła nawet i objąć prowadzenie. Wszystko za sprawą rzutów wolnych, autorstwa Pawła Golańskiego. Jeszcze przed przerwą, nie bez wyraźnej winy Macieja Mielcarza, strzałem z 30 metrów doprowadził on do wyrównania, a na kwadrans przed końcem meczu, tym razem tuż zza linii pola karnego "ustrzelił" słupek bramki Widzewa. Ostatnie słowo w tym meczu należało jednak do gospodarzy, którzy pomimo niebywałej wręcz niemocy, wygrali z Koroną 2:1.
Jestem przekonany, że grając w komplecie złocisto-krwiści przy tak kiepskiej formie rywala przywieźliby z Łodzi trzy punkty. Niestety na własną prośbę, znów wracają z wyjazdu "na tarczy" i co gorsze perspektyw na ich lepszą grę w przyszłości jakoś nie widzę...