piątek, 15 lutego 2013

Gruzińska "13"

Zimowe okno transferowe w ekstraklasie stoi pod znakiem przenosin kluczowych piłkarzy między dwoma stołecznymi klubami z Konwiktorskiej na Łazienkowską. śladem Tomasza Brzyskiego podążył dziś Władymar Dwaliszwili, który w Legii zagra z "trzynastką". C czy przyniesie ona szczęście gruzińskiemu napastnikowi.Konrakt opiewający na kwotę ok. pół miliona euro będzie obowiązywał przez 18 miesięcy.
Legia będzie pierwszym wiosennym rywalem piłkarzy Korony, a ten atrakcyjnie zapowiadający się mecz już 23 lutego o godzinie 18 na Arenie Kielc.

Ekstraklasa się... wykruszy?

Kibice odliczają dni do lutowych spotkań inaugurujących wiosenną rundę rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy. Tymczasem coraz bardziej niepokojące sygnały docierają z różnych stron kraju. Chodzi o kłopoty finansowe klubów. Już nie tylko GKS Bełchatów oraz Polonia Warszawa są na granicy finansowej płynności. Kolejnym klubem nad którym zbierają się "czarne chmury" jest Ruch, który jak ujawnił "Fakt" przez ostatnie dwa lata nie wypłacał zawodnikom ani trenerom regulaminowych premii.  Na dodatek zapłaty 3 milionów złotych za transfery Macieja Sadloka i Pavla Sultesa domaga się od chorzowskiego klubu były właściciel Polonii, Józef Wojciechowski  i grozi oddaniem sprawy do sądu.
Arcyciekawie zapowiada się w tej sytuacji, nie tak odległy czasowo proces licencyjny na kolejny sezon. Czyżby o składzie ekstraklasy decyzje miały zapadać nie na murawie, lecz przy zielonym stoliku?

Był taki mecz (12)

Górnik wyśrubował rekord

Nie tylko bokserzy i piłkarze ręczni mogli się w latach 70-tych szczycić kompletami widzów na swoich spotkaniach. Miejsc na trybunach zabrakło także dla 12 listopada 1978 roku dla sympatyków futbolu, kiedy to na stadionie Błękitnych o drugoligowe punkty grał finalista Pucharu Zdobywców Pucharów (1970) - wielki Górnik Zabrze. Wówczas, podobnie jak to miało miejsce podczas opisywanego przeze mnie wczoraj meczu "siódemki" Korony z Gwardią Opole, spragnieni wielkich emocji szturmujący kibice wyłamali stadionowe bramy, by zobaczyć w akcji Jerzego Gorgonia, czy Henryka Wieczorka, którzy wsławili się występami w zespole "Orłów" Kazimierza Górskiego. podczas pamiętnych finałów mistrzostw świata w 1974 roku. Choć dziś już wiadomo, że to praktycznie nieprawdopodobne, a wręcz raczej niemożliwe, stadion przy ul. Ściegiennego, zdaniem mediów wypełniło tego popołudnia aż 20 tysięcy widzów. Obecna Arena Kielc, zbudowana dokładnie w tym samym miejscu, ze znacznie obszerniejszymi w porównaniu z tamtym stadionem trybunami, mieści bowiem oficjalnie tylko 15,5 tys. kibiców. Bez względu na liczby, to z pewnością padł rekord frekwencji nie istniejącego już stadionu Błękitnych. Pamiętam, że kibice byli praktycznie wszędzie, nie tylko oblegali stadionowe trybuny, schody, betonowe zakola stadionu, ale nawet okoliczne drzewa. Tak szczelnie wypełniony i tętniący życiem obiekt robił imponujące wrażenie. Niestety wsparcie kibiców na niewiele zdało się kielczanom. Wprawdzie toczyliśmy wyrównany bój z wielkim Górnikiem, dla którego był to jedyny w historii sezon występów na drugoligowych boiskach, ale defensywie Błękitnych raz w 33 minucie, "uciekł" młody 18-letni wówczas Andrzej Pałasz i punkty pojechały do Zabrza.



Warto przypomnieć nazwiska bohaterów tamtego spotkania. W barwach Błękitnych, prowadzonych przez trenera Bogumiła Gozdura, grali wówczas: Zbigniew Śliwa, Józef Trójca, Janusz Batugowski, Roman Szpakowski, Bogusław Wyrębkiewicz, Wacław Cybulski, Edward Lipiński, Kazimierz Kowalski, Marek Szymański, Marian Jusza, Marek Wrzosek oraz Lucjan Kwaśny i Tadeusz Gromulski, natomiast w Górniku: Waldemar Cimander, Bernard Jarzina, Jerzy Gorgoń, Henryk Wieczorek, Zygmunt Bindek, Ireneusz Lazurowicz, Emil Szymura, Krzysztof Szwezig, Edward Socha, Stanisław Gzil i Andrzej Pałasz. Trenerem zabrzan był Wówczas Władysław Żmuda.
Sezon, w którym rozegrano to spotkanie z pewnością nie najlepiej kojarzy się Błękitnym i ich ówczesnym sympatykom. Kielecka drużyna została bowiem zdegradowana z II ligi, natomiast Górnik, który w rewanżu w Zabrzu ponownie wygrał z Błękitnymi 1:0, z przewagą aż 13 punktów nad drugim w tabeli Starem Starachowice, powrócił po rocznej banicji do ekstraklasy.


Parodia na ringu

Okazuje się, że aktorstwo wcale nie jest tak łatwą sztuką. Przekonał się o tym dobitnie amerykański pięściarz Nick Capes, który tak bardzo wystraszył się swego o wiele wyższego i silniejszego rywala, że... zasymulował swój nokaut, za co w konsekwencji został zawieszony.

A tak wyglądał ten "wirtualny", nokautujący cios Raya Edwardsa.

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=tzxBg44OH4o 

Kto kogo obraził?

Nie milkną echa przedziwnej, 50-sekundowej konferencji prasowej sióstr Radwańskich po meczu w Izrealu. Co więcej sprawą urasta do miana międzynarodowej afery.Głos w tej sprawie zabrał nawet minister spraw zagranicznych. Według serwisu niezależna.pl, izraelscy kibice w czasie meczu ich deblistek z siostrami Radwańskimi, robili wszystko, by zdekoncentrować polskie zawodniczki, posypać się miały m.in. wyzwiska. Z kolei Radosław Sikorski stwierdził na antenie Radia "Zet", informacja o obrażeniu sióstr Radwańskich pochodzi - wedle jego wiedzy - od jednego blogera i jest niepotwierdzona ani w prasie izraelskiej, ani z innych źródeł. Mimo to jednak zlecił weryfikację doniesień o rzekomym incydencie.
A wystarczyło, by nasze tenisistki podczas wspomnianej konferencji zamiast "stroić fochy" powiedziały co im tak naprawdę leży na sercu. Obrażanie się na bogu ducha winnych dziennikarzy (też powinni się poczuć obrażeni takim potraktowaniem przez zawodniczki), bez względu na to jak naprawdę zachowywali się kibice, to dla mnie jakaś dziecinada nie godna sportsmenek na najwyższym światowym poziomie A jej konsekwencje są takie jakie są...

Narodowy bubel

Ileż to było zachwytów gdy oddawano do użytku najnowocześniejszy i najdroższy stadion w Polsce. Dziś nastroje w ocenie stołecznego obiektu są diametralnie odmienne. Okazuje się, że problemy z zamykaniem czy otwieraniem dachu to tylko wierzchołek przysłowiowej góry lodowej. Po wnikliwej analizie okazuje się, że nasze "cacko" w ogóle nie nadaje się do bezpiecznego użytkowania, gdyż nie spełnia żadnych standardów przeciwpożarowych. Jak poinformowała "Gazeta Polska Codziennie" na obiekcie nie działają uszkodzone hydranty, brak jest także bram dymoszczelnych oraz kurtyn dymowych. Zawiadomienie w tej sprawie płynęło już do prokuratury i powinno skutkować jak najszybszym... zamknięciem stadionu. Złożył je wykonawca obiektu.
Nie wiadomo czy śmiać się czy płakać. Jak to możliwe, że obiekt z takimi uchybieniami, w ogóle został dopuszczony do użytkowania i rozgrywano na nim mecze jednej z największych sportowych imprez na świecie - "Finałów Euro 2012", a teraz ma być on "domem" piłkarskiej reprezentacji Polski...