poniedziałek, 29 lipca 2013

Arena Kielc zdobyta

Tak słabej kadrowo i chimerycznej Wisły jak dziś w Kielcach jeszcze nie było. Mimo to Korona nie potrafiła zainkasować pierwszego w sezonie kompletu punktów. Co więcej zeszła z boiska pokonana 3:2. Nie wszystko można zwalić na upał, który z pewnością nie ułatwiał gry, ale doskwierał on przecież obu drużynom. Trudno też załatwić sprawę dyżurnym sloganem: "mecz nam się nie ułożył", bo to przecież bramkarz gości Michał Miśkiewicz pomógł złocisto-krwistym objąć prowadzenie. Nasza drużyna cieszyła się z niego jednak tylko niespełna dwie minuty. To prawda, że przy wyrównującej bramce Łukaszowi Gargule pomógł z kolei fart w postaci rykoszetu od nogi Pavola Stano, jednak zespół trenera Leszka Ojrzyńskiego kompletnie nie wyciągnął wniosków z tej sytuacji i zaraz po przerwie był za mało agresywny na własnym przedpolu wobec Łukasza Garguły. To sprawiło, że Zbigniewowi Małkowskiemu znów pozostało tylko wyjmować piłkę z siatki. Nota bene był to drugi celny strzał i drugi gol bardzo defensywnie ustawionej przez Franciszka Smudę drużyny "Białej Gwiazdy". W ostatnim kwadransie Paweł Sobolewski doprowadził wprawdzie do remisu, ale w końcówce Michał Chrapek ustalił z karnego wynik meczu, sprawiając, że po raz pierwszy w tym roku Arena Kielce została zdobyta.


 Dwa mecze przed własną publicznością i zaledwie jeden punkt, to dorobek, który nie wróży najlepiej kielczanom, ale to akurat specjalnie mnie nie dziwi, bo gra Korony niewiele się różni od tej z poprzedniego kompletnie nieudanego sezonu. Osobiście mam jeszcze jeden istotny powód do niedosytu.  Otóż zabrakło mi przed pierwszym gwizdkiem arbitra minuty ciszy dla uczczenia pamięci zmarłego nagle w piątek szefa działu sportowego "Gazety Wyborczej", a na taki symboliczny, ludzki gest, po kilkunastu latach pracy w mediach na rzecz kieleckiego sportu, w tym także Korony, Adam Gołąb z pewnością sobie zasłużył...