wtorek, 5 marca 2013

Tańce na... korcie

Rzadko się zdarza oglądać takie obrazki na tenisowym korcie jaki miał miejsce w  Hong Kongu, po zakończeniu pokazowego meczu Agnieszki Radwańskiej i Dunki polskiego pochodzenia - Karoliny Woźniackiej.

Raz na 15 lat

Pamiętacie Jacka Krzykałę? Nie był co prawda jakimś wybitnym koszykarzem, ale wsławił się rzutem, który na trwałe zapisał się w historii koszykówki. 3 października 1998 roku w ówczesnej hali OSiR we Włocławku (nota bene bliźniaczej dla kieleckiej hali widowiskowo-sportowej przy ul. Żytniej) zawodnik Zeptera Ślaska przejmując piłkę na połowie wrocławian, oddał celny rzut za 3 punkty, dzięki któremu jego zespół zwyciężył 89:88.
Po blisko 15 latach Jacek Krzykała znalazł godnego naśladowcę. W spo­tka­niu szkol­nych dru­żyn New Ro­chel­le i Mount Ver­non w Sta­nach Zjed­no­czo­nych jeden z li­ce­ali­stów wy­ko­nał rzut, o któ­rym teraz mówi cała Ame­ry­ka.

Tak przed laty trafiał do kosza we Włocławku Jacek Krzykała:
KLIKNIJ ŻEBY OBEJRZEĆ! 

A oto rzut amerykańskiego licealisty 2013:
KLIKNIJ ŻEBY OBEJRZEĆ! 

Sędzia na bakier z... dyscypliną

Zabrzański arbiter Robert Małek nie ma ostatnio dobrej passy. Teraz jego kłopoty są jest o tyle niecodzienne, że nie chodzi wcale o merytoryczną wpadkę związaną z nieodpowiednią interpretacją przepisów gry w piłkę nożną. Otóż podczas pucharowego meczu Śląska z Flotą Świnoujście, arbiter naruszył... nietykalność cielesną zawodnika gości - Sebastiana Olszara. Sprawą na wniosek szefa Kolegium Sędziów, ma zająć się teraz Wydział Dyscypliny PZPN. Do tego czasu krewki arbiter odpocznie od sędziowania zarówno w ekstraklasie, jak i w Lidze Europy.
Oto jak broni się Robert Małek w rozmowie z dziennikarzem "Super Expressu", zapowiadając równocześnie pozew sądowy wobec Sebastiana Olszara: - Mój gest był efektem niesportowego zachowania zawodnika i był jedynie nieudaną próbą rozładowania jego negatywnych emocji.
To jednak w żadnym wypadku nie usprawiedliwia jego przedziwnego zachowania na boisku we Wrocławiu...

Gdzie "kucharek" sześć...

Liczba arbitrów obserwujących i oceniających mecz piłkarski wcale nie musi automatycznie przekładać się na jakość sędziowania. Dobitnie przekonało wszystkich o tym poniedziałkowe spotkanie T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Wisłą a Podbeskidziem. W 66 minucie gry "Góral" Marek Sokołowski ewidentnie sfaulował w polu karnym wiślaka Rafała Boguskiego. Prowadzący spotkanie Marcin Borski bez najmniejszego wahania wskazał na "wapno". Całe jego nieszczęście polegało jednak na tym, że miał... dodatkowego, znacznie lepiej ustawionego wobec tej akcji arbitra pomocniczego za linią końcową. Co widział tzw. sędzia bramkowy pozostanie jego słodką tajemnicą, ale wie ma już najmniejszych wątpliwości, że to on wymusił na głównym zmianę dobrej decyzji na kompletnie niezrozumiałą i zamiast bezdyskusyjnego karnego mieliśmy... żółtą kartkę dla gracza "Białej Gwiazdy". Rafał Boguski za przyczyną nieudolnego arbitra, w ciągu kilku sekund z ofiary stał się... winowajcą. Marna to pociecha, że po meczu i analizie tej sytuacji szóstka, "sprawiedliwych" meczu przy Reymonta przyznała się do ewidentnego błędu popełnionego przez Sebastiana Tarnowskiego, o zgrozo, arbitra z pierwszoligowym statusem.
Jak widać nie tylko w kuchni sprawdza się przysłowie "Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść"...  

Oto kontrowersyjna akcja z meczu Wisłą - Podbeskidzie:
KLIKNIJ ŻEBY OBEJRZEĆ! 

Był taki mecz (26)


Piłkarski chrzest na Rejowie

Jedną z pierwszych imprez, jakie obsługiwałem, zaraz na początku dziennikarskiej drogi, był rozgrywany dorocznie w Skarżysku, piłkarski turniej Zakładów Metalowych „Mesko” i „Słowa Ludu”, organizowany przez działaczy Granatu. Na zawsze będzie to dla mnie wyjątkowa impreza, więc i wspomnienia są szczególne. Po raz pierwszy miałem okazje spotkać się „oko w oko” i porozmawiać z wieloma ówczesnymi reprezentantami Polski, czołowymi zawodnikami drużyn ekstraklasy, trenerami. Dla początkującego wówczas adepta dziennikarstwa sportowego, było to wręcz niezapomniane przeżycie. Przecież jeszcze parę lat wcześniej nawet mi się nie śniło, że jako przedstawiciel współorganizatora imprezy, czyli Redakcji „Słowa Ludu”, zasiądę przy wspólnym stole do kolacji z tak wybitnymi trenerami, współtwórcami największych sukcesów polskiego futbolu jak Kazimierz Górski (ówczesny trener Ethnikosu Ateny), Jacek Gmoch, czy Janusz Wójcik (prowadził rewelacyjnie spisującą się w ekstraklasie Jagiellonię Białystok). Nie wspomnę o całej plejadzie reprezentantów Polski z Legii, Widzewa, ŁKS, Ruchu, Lecha, czy Śląska. To był dla mnie prawdziwy piłkarski chrzest, zarówno ten typowo dziennikarski, związany z relacjonowaniem wydarzeń na boisku, jak i mentalny. Miałem bowiem okazje przekonać się osobiście, że ci na pozór wielcy trenerzy i piłkarze współtworzący historię polskiego futbolu, znani mi do tej pory jedynie z ekranów telewizorów, to normalni, sympatyczni ludzie. Mimo, iż ta wyjątkowa dla kibiców całej Kielecczyzny impreza, z różnych powodów w 1992 roku zakończyła swój żywot, to znajomości zawarte podczas dziesięciu turniejowych edycji procentowały jeszcze bardzo długo w mojej dalszej dziennikarskiej pracy.
Osobiście najbardziej utkwiła mi w pamięci ósma edycja turnieju, rozegrana w 1990 roku. Była ona poświęcona pamięci Kazimierza Deyny, który zginął w wypadku samochodowym w USA. Choć od tego tragicznego wydarzenia (Deyna zginął jesienią 1989 roku) do czasu rozgrywania turnieju minęło sporo czasu, to i tak dało się wyczuć wyjątkowy klimat towarzyszący imprezie. Szczególnie miało to miejsce podczas uroczystej kolacji, która zawsze stanowiła ważny i nieodłączny, choć nieoficjalny, element towarzyszący temu 2-dniowemu turniejowi.
Nie sposób spamiętać wszystkich godnych odnotowania piłkarzy, którzy w ciągu 10 lat grali na Rejowie. Było ich przynajmniej kilkudziesięciu, a w tym blisko czterdziestu aktualnych bądź byłych reprezentantów Polski. Nic więc dziwnego, że na turniej do Skarżyska tłumnie zjeżdżali kibice z całej Kielecczyzny. Mimo okresu wakacji i wybitnie towarzyskiego charakteru rozgrywek, bywało że trybuny bardzo pojemnego przecież stadionu Granatu wypełniały się do ostatnich miejsc. 

Piłkarzom Granatu nigdy nie udało się wygrać turnieju
Trzykrotnie w Skarżysku zwyciężała drużyna Legii w składzie między innymi z Andrzejem Bucolem, Jackiem Kazimierskim, Romanem Koseckim, Dariuszem Kubickim, Stefanem Majewskim, czy Dariuszem Wdowczykiem. Dwukrotnie górą była Jagiellonia z imponującym wówczas skutecznością strzelecką Jackiem Bayerem oraz Dariuszem Czykierem. Na liście triumfatorów imprezy figurują także Śląsk Wrocław z Ryszardem Tarasiewiczem, Ruch Chorzów z Józefem Wandzikiem, czy też Widzew Łódź z Włodzimierzem Smolarkiem i Dariuszem Dziewanowskim. Te nazwiska mówią same za siebie, a zwłaszcza starszym kibicom nie trzeba ich specjalnie rekomendować.
Co ciekawe w 1991 roku zwycięstwo na Rejowie przypadło kieleckim Błękitnym. Od razu jednak dodam, że była to jedyna edycja Turnieju „Meska” i „Słowa Ludu” bez udziału pierwszoligowców. Kielecka „jedenastka” w pokonanym polu pozostawiła wtedy zespoły Granatu Skarżysko, Broni Radom i Radomiaka. Emocje związane z rywalizacją lokalnych rywali w pełni zrekompensowały wyjątkowy brak futbolowych „gwiazd”.