niedziela, 23 marca 2014

Fotoarchiwum "z myszką" (58)

Pora na kolejną wyprawę do sportowych archiwów z przeszłości. Oto jeden z poprzedników Sławomira Szmala w bramce kieleckich szczypiornistów.

                               Fot. archiwum
Pamiętacie? Poznajecie?

Powinniśmy być dumni...

Jeszcze niecały rok temu piłkarze ręczni Vive Targów Kielce przez wielu byli uznawani za "kopciuszka" w gronie uczestników Final Four. Teraz jestem przekonany, że każdy europejski kibic piłki ręcznej już wie, że z zespołem z Kielc trzeba się poważnie liczyć. Przekonały się o tym w sobotę "Reńskie Lwy" i pewny swego islandski trener wicelidera Budnesligi, a zarazem przyszły szkoleniowiec reprezentacji Danii, Gudmundur Gudmundsson. Choć przy tak wyrównanej klasie rywali 4-bramkowa zaliczka nie stanowi żadnej gwarancji sukcesu w dwumeczu, wobec rewanżu w Manhheim, to i tak powinniśmy być dumni z tego zwycięstwa. Przecież jak najbardziej zasłużenie i pewnie ograliśmy jeden z najlepszych zespołów świata, a pierwsze 20 minut tego znakomitego widowiska ta był prawdziwy popis mistrzów Polski. 



Po blisko 12 latach żmudnego i cierpliwego budowania potęgi następcy i kontynuatora blisko 50-letniej tradycji Iskry przez Berta Servaasa, kiedy to nie raz zbieraliśmy potężne cięgi od najlepszych "siódemek" Starego Kontynentu, teraz to my mamy w Kielcach drużynę, która może uczyć innych jak grać w piłkę ręczną. I tylko żal, że infrastrukturalnie jesteśmy jeszcze wciąż daleko od Europy. Tak jak kiedyś za ciasna dla, rozkochanych w szczypiorniaku, kieleckich kibiców okazywała się prawdziwa "Jaskinia Lwa" przy Jagiellońskiej, a potem podobny los spotkał obiekt przy Krakowskiej, tak teraz tym samym śladem nieuchronnie podąża Hala Legionów. Jestem przekonany, że chętnych do obejrzenia na żywo wczorajszego meczu i to bez względu na rekordowo wysokie jak na Kielce ceny biletów oraz bezpośrednią transmisję telewizyjną, byłoby kilkakrotnie więcej, a i drużynie przy wsparciu kilkunasto, a nie kilkutysięcznej publiczności, grałoby się przeciwko europejskim "tuzom" szczypiorniaka o wiele łatwiej.
Pod wodzą trenera Dujszebajewa jeszcze nie przegraliśmy. Oby ta passa została potrzymana w rewanżu z Rhein-Neckar Loewen i kolejnych meczach Ligi Mistrzów. Nawet jednak jeśli by się to nie udało, to i tak  nie mam już najmniejszych wątpliwości, że sportowym hitem 2014 roku dla kieleckiego sportu jest sprowadzenie do nas szkoleniowca tej klasy co Talant. To był jakby klucz do europejskiej elity, bez którego wygrywać Champions League po prostu się nie da, a przecież o tym w Kielcach coraz bardziej się marzy...