piątek, 8 lutego 2013

Był taki mecz (5)

"Maluchem" do Monte Carlo

Tego mroźnego, styczniowego wieczoru w 1975 roku Kielce wpisały się do historii najstarszego i najbardziej prestiżowego na świecie rajdu samochodowego. Nawet późny wieczór i dotkliwy chłód nie odstraszyły kibiców do wyjścia na trasę i podziwiania choć przez kilka sekund mistrzów kierownicy. A było kogo podziwiać. Wprawdzie stawka startujących zawodników została podzielona na sześć grup, by z różnych europejskich stolic zjeżdżać się "gwiaździście" do Monte Carlo, ale w 43 edycji RMC z Warszawy wystartowało aż 30 kierowców. W  tym ci, na których szczególnie się czekało - najbardziej utytułowany polski rajdowiec Sobiesław Zasada oraz Maciej Stawowiak. Nie miało dla nikogo najmniejszego znaczenia, że ten pierwszy formalnie nie był w stawce kierowców walczących o zwycięstwo w rajdzie. Wraz z pilotem Longinem Bielakiem jechał poza konkursem... fiatem 126P, testując najnowszą odmianę "Selektolu." I tak zebrał prawdziwą burzę braw, której zapewne nawet nie usłyszał. Kierowcy podążali do Kielc z Warszawy i ulicą Buczka (dzisiejsza Paderewskiego) wpadali na rondo, prezentując efektowne drifty i poślizgi. Nic więc dziwnego, że tam właśnie zgromadziło się najwięcej widzów, wśród których znalazłem się i ja, zafascynowany magią tego wyjątkowego rajdu. Nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia, że oczekiwanie na przyjazd aut trwało kilkadziesiąt minut, zaś ich przejazd trwał może kilka, zważywszy, że stawka samochodów o różnych mocach silników, nieco się rozciągnęła.


Ze szczególną uwagą śledziło się ten "nasz rajd", w którym polskie fiaty spisały się imponująco. W klasyfikacji generalnej imprezy Maciej Stawowiak z pilotem Janem Czyżykiem był dwunasty, zaś Tomasz Ciecieżyński z Jackiem Różańskim - szesnasty. Obaj jechali fiatami 125p 1600. Także "maluch" Sobiesława Zasady w dobrym stanie i bez większych problemów dotarł do Monte Carlo, choć dziś taka misja wydawaćby się mogła nieco karkołomna.
Potem jeszcze tylko raz, dokładnie w rok później, kolumna Rajdu Monte Carlo "przecięła" nasze miasto podążając tą samą trasą. Wielu kielczan do dziś chyba nawet nie zdaje sobie sprawy, czemu jedna z restauracji, mieszcząca się przy ulicy Paderewskiego, nazywa się akurat identycznie jak ten najsłynniejszy rajd na świecie. To na cześć tamtych sportowych wydarzeń z 1975 i 1976 roku.
 

Znów złe wieści o Vive TK

Na zwołanej specjalnie w samo południe konferencji prasowej Vive Targów Kielce klub poinformował o rozwiązaniu z dniem dzisiejszym kontraktu z bramkarzem Marcusem Cleverly. Duńczyk jest w trakcie rehabilitacji po odniesionej latem podczas turnieju Kielce Cup kontuzji i na razie nie ma mowy o możliwości jego powrotu do gry. Jeśli się wyleczy, to być może zagra w lidze szwedzkiej, bliżej domu...
To kolejna z serii złych wiadomości o zdrowotnych perturbacjach graczy naszej "siódemki", jakie ostatnio docierają z kieleckiego klubu.

Olimpijczycy z... Jędrzejowa

41 reprezentantów Polski na X Zimowe Igrzyska Olimpiad Specjalnych zakończone w Pyeong Chang w Korei, wywalczyło 46 medali! 19 złotych - 17 srebrnych - 10 brązowych. I niech ktoś nie myśli, że tylko dlatego, że konkurencja tam była niezbyt duża. Do tych trofeów kandydowało ponad 2300 zawodniczek i zawodników ze 111 krajów całego świata.  Swój udział w imponującym dorobku biało-czerwonych mają reprezentanci jędrzejowskiej Sekcji Olimpiad Specjalnych „Strzała”, którzy zdobyli cztery medale. Trzy złote - Paweł Gredka, startujący w narciarstwie alpejskim oraz brązowy - hokeista Mariusz Rosół.

Dwie twarze Jelenia

Niecodzienną sytuację związaną z jednym z najbardziej znanych polskich piłkarzy ujawnia dzisiejszy "Przegląd Sportowy". Jego zdaniem występujący jesienią w barwach Podbeskidzia Ireneusz Jeleń złamał prawo, gdyż był nie tylko zawodnikiem, ale i... menedżerem piłkarskim, a tego zabrania regulamin rozgrywek. Jak to zwykle bywa w takich spornych sprawach każdy broni swoich racji. Klub zaprzecza twierdząc, że kontrakt Ireneusza Jelenia był typowo piłkarski, natomiast menedżer Tomasz Kaczmarczyk mówi o byłym czołowym graczu Ligue1 jako o swoim partnerze z agencji.
Teraz już trochę łatwiej zrozumieć dlaczego Jeleniowi tak trudno było skupić się na grze i zdobywaniu goli dla Podbeskidzia

Gdy zabrakło gwiazdy

Ile warta dla mediów jest sportowa gwiazda najlepiej przekonuje się Polsat, który od 2007 roku regularnie relacjonuje na swojej antenie wyścigi Formuły ! Kilka dni temu minęły już dwa lata od feralnego wypadku Roberta Kubicy, który przerwał jego występy w krajowej elicie wyścigowych kierowców. Efekt oglądalność transmisji telewizyjnych z torów F1, a wraz z nią wpływy z reklam, spadły do tego stopnia, że ponoć szefostwo stacji na poważnie rozważa usunięcie formuły z ramówki głównej anteny i przeniesienie jej do jakieś filialnej stacji.
No cóż, bez gwiazd i "igrzyska" smakują inaczej...

"Joker" Smudy z... Buska

 Fatalny debiut Franciszka Smudy w roli szkoleniowca SSV Jahn Regensburg (1:5 na własnym stadionie z Herthą), najwyraźniej tak bardzo sfrustrował byłego selekcjonera reprezentacji Polki, że antidotum na fatalną dyspozycję swojej drużyny szuka na boiskach... świętokrzyskiej IV ligi! Otóż w tym tygodniu na zaproszenie Franza w Ratyzbonie pojawił się na testach 26-letni Pape Ibrahim Drame ze... Zdroju Busko, który w 15 jesiennych meczach tej drużyny zdobył 10 bramek.
Czyżby "zbawienie" dla outsidera 2. Bundesligi, w osobie Senegalczyka miało nadejść z piątej pod względem hierarchii polskiej ligi?