poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Pograli piłką, powalczyli i... punkty są

Ponoć dwa tygodnie to stanowczo zbyt mało, by trener zdążył odcisnąć swoje "piętno" na grze drużyny. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że sztuka ta przynajmniej po części udała się nowemu hiszpańskiemu trenerowi Korony. Nie chodzi wcale o piłkarskie rzemiosło i potencjał, bo te są jakie są, a  Jose Rojo Martin cudotwórcą nie jest. Złocisto-krwiści nie ustrzegli się błędów w meczu z Piastem, jednak grali bez wątpienia zupełnie inaczej niż pod wodzą Leszka Ojrzyńskiego. Odważne, zaskakujące roszady w wyjściowym składzie, determinacja, walka, wysoki pressing, już na połowie rywala, próby niekonwencjonalnych podań, zamiast kopania piłki do przodu "na pałę" i czekania tylko fart oraz stałe fragmenty gry. Wszystko to wyraźnie zaskoczyło rywali, którzy zostali kompletnie zdominowani w środku pola, a dwa szybko zdobyte gole tym bardziej podbudowały psychicznie piłkarzy Korony. Odżyła także publiczność, która na stojąco dziękowała piłkarzom za wygraną 2:0.
  Nie wiem jak długo będzie trwała hiszpańska euforia Korony, nazwana mniej elegancko syndromem "nowej miotły" i czy przeniesie się ona także na boiska rywali. Oby... Dziś niewątpliwie można było się przekonać, jak naprawdę niewiele potrzeba, by z "buldogów Ojrzyńskiego" zmienić się w próbujących sensownie pograć piłką "walczaków Pachety". W niczym nie ucierpiały przy tym wolicjonalne cechy złocisto-krwistych, które stanowiły ich główne atuty za rządów poprzedniego szkoleniowca. W efekcie tchnęło to nieco radości w grę oraz na trybuny Areny Kielc. Jeszcze parę takich spotkań Korony, a byłbym spokojny o frekwencję na stadionie.
Są wreszcie i tak potrzebne pierwsze w tym sezonie trzy punkty, zapalające światełko w ciemnym jeszcze nie tak dawno wydawałoby się tunelu...