poniedziałek, 30 maja 2016

Jak ważne są marzenia...

Jak nie kochać sportu? Jak nie kochać piłki ręcznej po wczorajszym magicznym wieczorze w Kolonii? Przez te ponad pół wieku na dobre i złe z kieleckim szczypiorniakiem oglądałem tysiące spotkań, setki z nich opisywałem, ale w najpiękniejszych i najśmielszych snach nie wymarzyłbym sobie takiego scenariusza i takiego finału meczu przeciwko Veszprem o przedmiot marzeń wszystkich piłkarzy ręcznych - wielką "złotą rękę". 




Nie marzyłem o triumfie Kielc w Lidze Mistrzów, gdy jako niespełna 10-letni chłopak z zaciekawieniem oglądałem treningi i mecze "siódemki" Iskry, walczącej na asfaltowym boisku na Piramowiczu o awans do II ligi. Podobnie nie przychodziło mi to na myśl, gdy już jako bardziej świadomy nastolatek kibicowałem drużynie Korony, gdy "bila się" o ekstraklasę dla Kielc, a następnie z niej spadała, czy potem, gdy zdobywała pierwszy historyczny brązowy medal mistrzostw Polski. Taki sukces nie przeszedł mi nawet przez myśl gdy już pracując w redakcji sportowej "Słowa Ludu" cieszyłem się z pierwszego Pucharu Polski dla Kielc, który dumnie przyniósł do redakcji niezapomniany trener i twórca potęgi kieleckiej piłki ręcznej, Edward Strząbała. Do dziś brzmią mi w uszach słowa mojego mistrza i nauczyciela dziennikarskiego fachu red. Mieczysława Kalety, który odchodząc na emeryturę, życzył mi bym choć raz mógł przeżyć i opisać tytuł drużynowego mistrza Polski seniorów dla Kielc, bo on przez ponad 40 lat pracy w zawodzie takiego zaszczytu nie dostąpił. I opisywałem ten historyczny pierwszy tytuł, po pamiętnym meczu z Hutnikiem przy Krakowskiej 1 maja 1991 roku, a potem i kolejne. Nawet jednak zwykła pokora nie pozwalała mi wtedy, by marzyć o europejskim prymacie kieleckiej drużyny. Przecież potem opisywałem także srogie lania jakie Iskrze sprawiali ówcześni potentaci europejskiego szczypiorniaka. Nawet gdy Bertus Servaas, zostając  w 2002 roku sponsorem kieleckiego klubu, snuł mocarstwowe plany o potędze Vive pod jego mecenatem, nie wydawały mi się one zbytnio realne. Podobnie jak oglądając w akcji najlepszego wówczas rozgrywającego świata Talanta Dujszebajewa,  nawet nie przypuszczałem, że kilkanaście lat  później będzie on  trenerem kieleckiej "siódemki", a w niespełna trzy sezony doprowadzi ją na europejski szczyt. Byłem jak widać ogromnym niedowiarkiem, do czego się przyznaje.Ligi Mistrzów nie wygrała przecież jeszcze nigdy żadna polska drużyna, a co dopiero kielecka...
Dziś wiem, że warto marzyć i spełniać swoje marzenia na przekór takim niedowiarkom jak ja, których pewnie było i jest o wiele więcej, tak jak zrobiła to w niepowtarzalny, wyjątkowy sposób, "siódemka" Vive Tauronu w niedzielny wieczór w Lanxess Arenie w Kolonii. Bez tego nie byłoby sukcesów i  trudnych nawet do opisania chwil wzruszeń, emocji i radości, które od ponad 50 lat dostarczają kieleccy piłkarze ręczni.
KIELCE SĄ OD WCZORAJ STOLICĄ EUROPEJSKIEJ PIŁKI RĘCZNEJ!!! To niewiarygodne, ale prawdziwe i prędzej czy później przyjdzie nam się z tym oswoić. Mam nadzieje jednak, że nawet teraz, zasiadając na tronie szczypiorniaka nie przestaniemy marzyć o kolejnych celach, kolejnych sukcesach, bo bez nich sportowa rywalizacja po prostu traci jakikolwiek sens.