czwartek, 7 marca 2013

Jordan "zmartwychwstał"

To co wyczyniał pod koszem ligi NBA w minioną noc polskiego czasu Kobe Bryant jest wprost niewiarygodne. 42 zdobyte punkty, tuzin asyst, i to jakich. Ten koncert gwiazdy LA Lakers można porównać chyba tylko z popisami niezrównanego Michaela Jordana.

Oto skrót najefektowniejszych zagrań Kobe Bryanta z meczu w Nowym Oreanie:
KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ! 

Po prostu bajeczna koszykówka...

Był taki mecz (28)

St. Etienne, a potem... Błękitni

Dziś mija dokładnie rok od śmierci Włodzimierza Smolarka. Jest więc okazja, by wspomnieć jego występ na kieleckim stadionie.Okazją ku temu był mecz 1/16 piłkarskiego Pucharu Polski, w którym rywalem łódzkiego Widzewa była trzecioligowa wówczas "jedenastka" Błękitnych. Meczu rozegranego 27 września 1979 roku po prostu nie można było opuścić. Łodzianie zjawili się w Kielcach opromienieni pucharowym zwycięstwem nad francuskim St. Etienne 2:1. Mimo, iż tym razem stawka spotkania była znacznie niższa, potraktowali konfrontację z Błękitnymi bardzo serio, wystawiając do gry optymalny skład, między innymi z wspomnianym Włodzimierzem Smolarkiem czy też obecnym prezesem PZPN, Zbigniewem Bońkiem. Co najbardziej utkwiło mi w pamięci z tego spotkania? Tłumy ludzi na trybunach i wokół stadionu (mecz oglądało 8 tysięcy kibiców), bardzo szybko i pechowo stracony przez Błękitnych gol, który jak się potem okazało rozstrzygnął ten mecz oraz kapitalna "bomba" Bogusława Wyrębkiewicza, po której piłka tylko zadudniła na spojeniu słupka z poprzeczką łódzkiej bramki, bronionej przez golkipera polskiej reprezentacji olimpijskiej Stanisława Burzyńskiego. Był jeszcze jeden aspekt, który powodował wyjątkowość tego pucharowego spotkania. Jego gospodarz, czyli Błękitni, rozgrywali je nie na własnym obiekcie (przy Ściegiennego trwał właśnie remont), lecz gościnnie na stadionie Korony. Nie brakowało nawet potem żartów i docinków, że gdyby nie to, że Błękitni grali "na wyjeździe" to nawet Widzew nie miałby z nimi szans. Łodzianie wygrali z Błękitnymi, po jedynym w tym meczu golu, zdobytym przez Marka Piętę już w 7 minucie. Popularny "Smolar" nie wpisał się na listę strzelców, ale jego dynamiczne rajdy po skrzydle, raz po raz niepokoiły defensywę kielczan. A mnie nawet przez myśl nawet nie przeszło, że już kilka lat później, podczas jednej z edycji turnieju "Mesko" i "Słowa Ludu", będę miał okazję, osobiście poznać Włodzimierza Smolarka, wówczas już srebrnego medalistę Mundialu "Espana 1982".

Kapitanem Błękitnych w meczu z Widzewem był Roman Szpakowski

 Warto w tym miejscu wspomnieć nazwiska piłkarzy, którzy wówczas reprezentowali barwy Błękitnych i Widzewa. W zespole prowadzonym przez trenera Bogumiła Gozdura grali: Zbigniew Śliwa, Józef Trójca, Roman Szpakowski, Janusz Batugowski, Bogusław Wyrębkiewicz, Kazimierz Kowalski, Tadeusz Gromulski, Andrzej Więcek, Andrzej Demko, Robert Solnica, Andrzej Wołowiec, Józef Rosół, Wacław Cybulski, Marian Jusza czy Andrzej Reczko. A Widzew?  Wiadomo - same ówczesne gwiazdy polskiej ekstraklasy - Stanisław Burzyński, Mirosław Tłokiński, Andrzej Grębosz, Zbigniew Rozborski, Krzysztof Surlit, Ryszard Kowenicki, Zbigniew Boniek, Marek Płachta, Włodzimierz Smolarek, Marek Pięta.
Pogromcy Błękitnych niewiele jednak zwojowali w tej edycji pucharowej rywalizacji. Już w kolejnej rundzie Widzew uległ w derbowym boju "jedenastce" ŁKS, rzutami karnymi 1:4 (w regulaminowym czasie jak i po dogrywce było 2:2).

Sentymenty czy biznes?

Znakomity niegdyś polski zapaśnik Andrzej Supron postanowił oddać srebrny medal olimpijski, wywalczony w 1980 roku na matach w Moskwie. To jego forma protestu przeciwko planowanemu usunięciu zapasów z programu Igrzysk Olimpijskich w 2020. Nie jest on z resztą jedynym byłym zapaśnikiem, który niczym lew broni olimpijskiego statusu swojej dyscypliny. Podobnie uczynił już mistrz olimpijski z Atlanty, Walentyn Jordanow, natomiast dwukrotny złoty medalista olimpijski, Armen Nazarjan, rozpoczął nawet strajk głodowy, by nakłonić MKOl do zmiany decyzji.
Piękne to gesty zapaśniczej rodziny. Czy odniosą skutek? Wątpię, bo przecież Igrzyska Olimpijskie ze sportowego święta przeistoczyły się w ostatnich latach w lukratywny biznes, a w biznesie jak wiadomo miejsca na ideały i sentymenty brak...

W Kielcach też potrafią! I to jak...

Kilkakrotnie już w moich wpisach przypominałem bajeczne rzuty koszykarzy z Ligi NBA czy też Tauron Basket Ligi. Tymczasem okazuje się, że i w Kielcach nie gorzej potrafią to robić. Przekonuje o tym w pełni kapitalny rzut Łukasza Fąfary, w ostatniej sekundzie pierwszoligowego meczu UMKS ze Startem Lublin, który ku ogromnej radości kibiców dał kieleckiemu beniaminkowi zasłużoną wygraną 89:87.

Zwycięski rzut kapitana kieleckiego zespołu był naprawdę imponujący:
KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ!