czwartek, 28 lutego 2013

Żarty się skończyły?

Dziś Komisja Dyscyplinarna Polskiego Związku Piłki Nożnej w konsekwencji długów wobec byłych zawodników zawiesiła licencję na grę w I lidze Łódzkiemu Klubowi Sportowemu. Wprawdzie nie jest to decyzja ostateczna, gdyż łodzianom przysługuje regulaminowe odwołanie, jednak powszechnie spodziewano się na kolejnych "dyżurnych" w takich sytuacjach pseudo kar w postaci np. czasowego zawieszenia dokonywania transferów.
Chyba za wcześnie jeszcze na stwierdzenia, że z nastaniem prezesury Zbigniewa Bońka skończyły się żarty i tym samym pobłażanie dla notorycznych dłużników. Czas pokaże czy tak się stanie. W kolejce po podobny wymiar kary ustawia się przecież znacznie więcej klubów, także z T-Mobile Ekstraklasy. Czyżby pachniało futbolową rewolucją? A może to tylko takie popisowe tupnięcie na postrach...

Był taki mecz (25)


Sportowe serce Kielc

Dziś dość nietypowa, w porównaniu z poprzednimi wpisami, moja sportowa retrospekcja. Tym razem nie jest bowiem związana z żadnym wydarzeniem z przeszłości lecz z kultowym miejscem na dawnej sportowej mapie Kielc. Dziś, gdy na szczególnie atrakcyjne spotkania nawet Hala Legionów, mogąca pomieścić ponad 4 tysiące kibiców, staje się zbyt ciasna, może się to wydawać kompletną abstrakcją. W latach 60-tych i 70-tych a nawet i nieco później jesienno-zimowo-wiosennym sportowym sercem Kielc była niepozornie wyglądająca… sala gimnastyczna Wojewódzkiego Domu Kultury przy ul. Ściegiennego. W niej właśnie swój „dom” miała zdecydowana większość kieleckich drużyn koszykówki i siatkówki, nie wspominając o judoczkach, judokach, czy też bokserach. Trudno nawet dokładnie powiedzieć ilu mogła pomieścić kibiców ta kultowa sala, ale skoro widownię stanowiły tylko krzesełka ustawione wzdłuż jednej linii bocznej boiska do koszykówki i dodatkowo wypełniona nimi niewielka przestrzeń zza jednym z koszy, to trudno się dziwić, że niełatwo było ją zapełnić po brzegi. Najczęściej zatem sala pękała w szwach, co dodawało jej szczególnego klimatu i charakteru. Z opowiadań i wspomnień starszych wiem, że kiedyś kibice mogli jeszcze oglądać mecze stojąc na balkonie usytuowanym nad wejściem do sali, ale kiedy ja po raz pierwszy zawitałem w progi WDK, to tej części widowni już nie było. Oczywiście obowiązkowe wyposażenie hali była metalowa tablica z tabliczkami opatrzonymi cyframi, najczęściej w czasie rozgrywanych spotkań, przekładanymi przez jednego z kibiców. Także i mnie kilkakrotnie udało się zostać tym „tablicowym szczęściarzem”, który informował wszystkich o aktualnym wyniku rozgrywanego meczu. Nie było mowy o żadnym zegarze, czy też miernikach czasu akcji podczas meczy koszykówki, ale na to nikt nie narzekał. Sala miała za to swój bodaj największy atut, w postaci bezpośredniej bliskości rywalizujących drużyn i zawodników. Tu po prostu czuło się smak sportowej rywalizacji, jak nigdzie indziej. Czasem nawet w bardzo dosłownym tego słowa znaczeniu, gdy nie zdążyło się uchylić przed piłką bardzo mocno zbijaną, czy też zagrywaną przez siatkarzy. Wyjątkowy efekt odnosił także doping, przy szczególnie emocjonujących meczach sądzę słyszany z dala od budynku WDK.

Siatkówka obok koszykówki królowała w sali kieleckiego WDK

 Miałem to szczęście mieszkać bardzo blisko tego obiektu, więc jako nastolatek praktycznie każdy weekend spędzałem w sali WDK, dopingując rywalizujące tam drużyny koszykarek i koszykarzy, Tęczy, Chemaru, Żaka, czy Korony, siatkarki Lechii czy też siatkarzy AZS Kielce. Ileż tam rozgrywano wtedy emocjonujących spotkań. Ich stawka może nie była najwyższa, bo te najbardziej prestiżowe imprezy rozgrywano w hali widowiskowo-sportowej przy ul. Waligóry, ale przecież nie to było najważniejsze. Niepowtarzalne w swoim klimacie były także rozgrywane od czasu do czasu na tym obiekcie turnieje judo, czy też walki bokserskie. To był prawdziwy sportowy raj dla kibica, gdzie „oko w oko” można było spotykać znanych sportowców, ówczesnych mistrzów Polski, a nawet olimpijczyków.
Do sali wchodziło się nie głównym wejściem do budynku WDK od ulicy Ściegiennego, lecz niepozornie wyglądającą furtką, a następnie bocznymi drzwiami od strony dawnej ul. Marchlewskiego (dzisiejsza Aleja Legionów).  Mecze rozgrywano na dole w głównej sali, zaś na górze swoje treningowe królestwo miały sekcje judo kieleckiego Żaka oraz bokserska – Błękitnych. Tę górną kondygnację dane mi było poznać dopiero jako dziennikarzowi, gdy często odwiedzałem na zajęciach treningowych kieleckich sportowców. Już jednak jako nastolatek miałem okazję poczuć niepowtarzalny klimat szatni WDK. Wtedy to wraz z najlepszym kolegą z pobliskiej „Trzynastki”, podobnym pasjonatem sportu jak ja, namiętnie, dwa razy w tygodniu, biegaliśmy na treningi młodzieżowej sekcji koszykówki Tęczy, prowadzonej przez byłego koszykarza, Janusza Grimma. Choć koszykarzem ostatecznie nie zostałem, to jednak pozostały wspomnienia, dodatkowo podkreślające w moim mniemaniu wyjątkowość sali przy ul. Ściegiennego.
Dopiero gdy na terenie miasta postawały klubowe hale Tęczy, Błękitnych, sportowe życie w WDK stopniowo ustawało, a dziś już mało kto pamięta, że na tym zapomnianym obiekcie kiedyś naprawdę tętniło sportowe życie naszego miasta… 

Wybuchowy Żyła

Piotr Żyła stał się ostatnio prawdziwym królem sportowych wywiadów. Także dziś w dniu konkursu o mistrzostwo świata we włoskim Val di Fiemme polski skoczek błysnął wypowiedzią, którą jak by nie traktować, na pewno nie sposób pominąć.
"Ta skocznia jest dziwna. Długi jest rozbieg, nie do końca umiem tu dojechać. Myślę, że coś mnie olśni i będę wiedział co zrobić, aby jutro było lepiej. Jak nie olśni to przyjdę i podłożę pod tę skocznię jakiś ładunek wybuchowy!
Nic dodać nić ująć - "d... na buty", garbik, fajecka i lecim po złoto..

Najpopularniejsi w 2012 roku

Jacy są obecnie najpopularniejsi polscy sportowcy? Częściową odpowiedź na to pytanie daje doroczne notowanie rankingu za 2012 rok, opracowanego przez ARC Rynek i Opinię. Jego wyniki są dla mnie nieco przewrotne, by nie powiedzieć zaskakujące. Wśród dziesiątki najpopularniejszych próżno szukać nazwisk choćby mistrzów czy medalistów olimpijskich z Londynu czy chociażby gwiazdy światowego tenisa, bo za taką uważana jest Agnieszka Radwańska. Dominują przedstawiciele sportów... motorowych
 Oto pierwsza dziesiątka tego notowania:
1. Adam Małysz (rajdy samochodowe)
2. Robert Lewandowski (piłka nożna)
3. Robert Kubica (rajdy samochodowe)
4. Tomasz Adamek (boks)
5. Justyna Kowalczyki (biegi narciarskie)
6. Jakub Błaszczykowski (piłka nożna)
7. Krzysztof Hołowczyc (rajdy samochodowe)
8. Artur Boruc (piłka nożna)
9. Tomasz Gollob (żużel)
10. Mariusz Puzianowski (MMA - mieszane sztuki walki)

środa, 27 lutego 2013

Krytyczny stan trenera

Tym razem bardzo złe wiadomości. Jak doniósł "Fakt", 63-letni trener Jerzy Wyrobek miał wylew, przeszedł poważną operację i jest w śpiączce. Lekarze określają jego stan jako krytyczny.  Starszym kibicom futbolu przedstawiać go specjalnie nie trzeba. Były reprezentant Polski, a potem szkoleniowiec długo związany z chorzowskim Ruchem. W latach 2005-2006 miał także trenerski epizod z drugoligowym zespołem KSZO Ostrowiec.

"Wiking" to ma tupet

Mariusz Wach to zawodowy pięściarz jakich wielu. Wsławił się jednak głównie nie jakimiś oszałamiającymi sukcesami na ringu lecz wielkim oszustwem, podczas listopadowej wali z Władimirem Kliczką, wspierając się niedozwolonym dopingiem. W efekcie tego został na rok zawieszony przez Niemiecki Związek Bokserski. "Wiking" najwyraźniej kpi sobie z tej kary i całej afery dopingowej z jego udziałem, bo już na kwiecień, jak gdyby nigdy nic  zapowiada... powrót na ring.
Polak najwyraźniej uznał, że "spalony" jest tylko w Europie, a skoro walczy na amerykańskiej licencji to "za Oceanem" kara go już nie obowiązuje
Przydało by mu się trochę więcej pokory niż tupetu...    

Pucharowe męki faworytów

Pierwszoligowi piłkarze nie czują respektu przed czołowymi zespołami T-Mobile Ekstraklasy. Wczoraj w ćwierćfinałowym meczu Pucharu Polski z Olimpią Grudziądz niebywale męczyła się Legia, dopiero w samej końcówce strzelając dwa gole i zwyciężając 4;1, a dziś jeszcze gorszą "futbolową golgotę" przechodził Śląsk. Mistrzowie Polski dwukrotnie musieli gonić wynik meczu z Flotą Świnoujście, a dopiero w piątej minucie doliczonego czasu gry uratowali twarz, zapewniając sobie wymęczoną wygraną 3:2.Nawet czerwona kartka dla Rafała Gikiewicza już w 3 minucie spotkania nie może być usprawiedliwieniem dla wrocławian, bowiem po przerwie siły obu rywali się wyrównały. Niby finał wieńczy dzieło, więc nic się nie stało, ale nie wypada, by drużyny tej klasy co Legia czy Śląsk aż tak dawały się "wodzić za nos" znacznie niżej notowanym rywali.
Panowie, szanujmy się! Szanujmy kibiców!

"Topowy" Gortat

Kolejny znakomity mecz pod koszami NBA rozegrał Marcin Gortat. Aż dwie akcje polskiego koszykarza z meczu Phoenix Suns - Minnesota Timberwolves, znalazły się w zestawieniu "TOP 10" stanowiącym wizytówkę najlepszej ligi koszykarskiej na świecie. Akcje Polaka sklasyfikowano odpowiednio na 8. i 6. miejscu, wśród dziesięciu najefektowniejszych zagrywek minionej nocy.

Popisy Marcina Gortata, zarówno w defensywie, jak i w ataku, są z pewnością godne obejrzenia:
 KIKNIJ ABY OBEJRZEĆ!


Był taki mecz (24)

Panie krok od I ligi

Choć dziś może się to wydawać kieleckim sympatykom piłki ręcznej nico abstrakcyjne, ale to wcale nie szczypiorniści, a piłkarki ręczne kieleckiej Iskry jako pierwsze, były dosłownie o krok od wywalczenia awansu do I ligi, jak nazywała się wtedy dzisiejsza ekstraklasa. W sezonie 1969/70 podopieczne trenera Mariana Grzesika sprawiły dużą niespodziankę zdecydowanie zwyciężając w rywalizacji jednej z czterech grup II ligi, dzięki czemu zapewniły sobie prawo gry o awans. "Siódemka" Iskra w 20 drugoligowych meczach odniosła aż 15 zwycięstw i tylko 3-krotnie schodziła z boiska pokonana. Decydujący turniej o pierwszoligowe szlify rozegrany został wiosną 1970 roku w Poznaniu. Nasze panie zmierzyły się tam ze spadkowiczami z I ligi - Wandą Nowa Huta i Włókniarzem Łącznik oraz mistrzem innej z drugoligowych grup - Przemysławem Poznań. Rywalki okazały się jednak zbyt wymagające. Nasza Iskra zremisowała wprawdzie z Włókniarzem 10:10, ale uległa Wandzie 5:13 oraz Przemysławowi 11:13  i pozostała w II lidze. Już jednak sam awans do barażowego turnieju był ogromnym sukcesem całego kieleckiego szczypiorniaka.

Piłkarki ręczne Iskry Kielce z trenerem Marianem Grzesikiem


Trochę z przypadku, gdyż moja mama i ciocia pracowały w dawnym Liceum Piramowicza w Kielcach, gdzie powstawała ta drużyna, miałem często okazję oglądać ją podczas treningów i meczy, rozgrywanych jeszcze na asfalcie, na przyszkolnym boisku. Był to mój pierwszy w życiu kontakt z piłką ręczną, jakże inną w swej specyfice i klimacie, od tej dzisiejszej rozgrywanej w halach sportowych. Kilka lat później to piłka ręczna stała się ona jedną z moich ulubionych dziedzin sportu, najpierw jako dla jej kibica, a następnie dziennikarza opisującego wiele ważnych wydarzeń, które na trwałe zapisały się w kronikach kieleckiego szczypiorniaka. Już jako dzieciak miałem też okazję poznać ówczesnego nauczyciela PO oraz WF-u w tej szkole - Mariana Grzesika, z którym potem współpracowałem przez wiele lat jako z trenerem piłki ręcznej oraz prezesem Okręgowego Związku Piłki Ręcznej w Kielcach.
Wracając do tamtej "siódemki" Iskry, z sezonu 1969/70, warto wspomnieć nazwiska zawodniczek, które najczęściej w niej występowały i walczyły w Poznaniu o I ligę dla Kielc. Były to między innymi: Teresa i Małgorzata Derszniak, Elżbieta Predygier-Buchniewicz, Irena Nawrocka, Jadwiga Maliszewska, Irena Dereniewicz, Teresa Słowik, Ewa Szlefarska, czy Elżbieta Ziókowska.
W 1973 roku, gdy doszło do połączenia klubów Iskry oraz SHL i powstania Korony, kobieca sekcja piłkarek ręcznych Iskry przekazana została do Budowlanych i to w barwach tego klubu kontynuowała działalność, dodajmy z dużymi sukcesami.    

Potęga się sypie?

Sygnałem ostrzegawczym była nadspodziewanie gładka i upokarzająca porażka na San Siro z Milanem 0:2 w Lidze Mistrzów. We wtorkowy wieczór nawet doping ponad 90-tysięcznej widowni nie pomógł "Dumie Katalonii", która na Camp Nou została upokorzona przez odwiecznego rywala z Madrytu i pożegnała się z nadzieją na zdobycie Pucharu Króla. Argentyńczyk Leo Messi znalazł się w głębokim cieniu pana "CR7", który zdobywając dwa gole poprowadził Real do spektakularnego zwycięstwa 3:1. Czyżby to koniec dyktatu "Barcy" i futbolowy gigant miał się rozsypać na oczach całej Europy?
Prawda jest taka, że nawet największe piłkarskie gwiazdy potrzebują trenera "z głową", który rozsądnie ich poukłada, bo nawet grupka wirtuozów nie od razu musi grać jak orkiestra...

To jest kara!

Libański Związek Piłki Nożnej dożywotnio zdyskwalifikował dwóch zawodników reprezentacji kraju Mahmouda al-Aliego i Rameza Dayouba za udział w aferze korupcyjnej związanej z ustawianiem wyników meczów ligi azjatyckiej i grę w nielegalnych zakładach.
U nas taka kara raczej nie byłaby możliwa, choć korupcja w polskiej piłce była, jest i o ile nadal będziemy pobłażać sportowym oszustom, to z pewnością będzie...

wtorek, 26 lutego 2013

Był taki mecz (23)

Smak "Świętej wojny"

 Czym byłby futbol bez spotkań derbowych. To one nadają mu specjalnego uroku, wprost elektryzując kibiców. Ma swoje „święte wojny” Kraków, gdzie potyczki Wisły i Cracovii stały się nieodłączną częścią sportowego życia miasta, miały swoje „święte wojny” i Kielce.
Wspominałem w tym miejscu już zimowe derby Kielc pomiędzy Błękitnymi i Koroną, rozgrywane 13-krotnie w latach 1975-1989, jednak były one jedynie skromną namiastką wobec spotkań lokalnych rywali o mistrzowskie punkty.
Zanim jednak w 1973 roku powstała Korona, która toczyła futbolowe boje z Błękitnymi, bywały sezony, że Kielce miały w tej samej klasie rozgrywkowej aż trzy drużyny. Tak było po raz ostatni w sezonie 1972/1973, gdy na boiskach ligi okręgowej grały drużyny Błękitnych, SHL oraz Iskry. O ile wizyty na stadionie Błękitnych przy ul. Ściegiennego, do którego miałem najbliżej, były dla mnie codziennością, to pewnie dlatego szczególnie  utkwiły mi w pamięci mecze oglądane na obiektach SHL oraz Iskry. Ten pierwszy stadion mieścił się przy ul. Marszałka Koniewa, a jego głównym elementem architektonicznym była stara drewniana kryta trybuna, znajdująca się dokładnie w miejscu budynku klubowego na obecnym stadionie  przy ul Szczepaniaka. To właśnie z niej oglądałem pierwsze w moim życiu derby Kielc, w których SHL wygrał z Iskrą 1:0. Przyznam, że trudno mi przywołać w pamięci sylwetki czy też nazwiska wszystkich występujących wtedy na murawie piłkarzy.  Zapamiętałem jednak nastrój wyjątkowego święta oraz głośny doping kibiców, co zważywszy, że mecze na stadionie Błękitnych rozgrywane były zazwyczaj w iście „teatralnej ciszy”, stanowiło dla mnie kompletną nowość.

Stadion SHL, jeszcze z charakterystyczną drewnianą krytą trybuną

Oczywiście pamiętam także rewanż rozegrany na nie istniejącym już stadionie Iskry. Mieścił się on na teranie Fabryki Łożysk Tocznych przy ul. Mielczarskiego i był o tyle specyficznie położony, że by dostać się na bosko trzeba było od zakładowej bramy, gdzie sprzedawano i sprawdzano bilety, pokonać dobrych kilkaset metrów szeroką, by dojść prosto za jedną z bramek, Właśnie długi szpaler kibiców wędrujących przed i zaraz po meczu przez teren zamkniętego zakładu na trybuny, obsadzone wysokimi topolami, to widok który pozostał mi jako obrazek kojarzący się z otoczką tamtych derbów, wygranych przez Iskrę, która okazała się prawdziwą rewelacją rundy wiosennej, 3:1. Nieodłącznym atrybutem kibiców oprócz klubowych flag były wtedy trąbki oraz syreny napędzane na korbę, czego już dziś na piłkarskich meczach uświadczyć nie sposób. Słychać je było non stop zarówno przed meczem, jak i w jego trakcie,  a najgłośniej po zdobywanych golach.
W tamtych spotkaniach grali między innymi znani mi dobrze z późniejszych występów w barwach Korony: Bogumił Herman, Zdzisław Stochmal, Jan Czarnecki (SHL) oraz Zdzisław Pecel, Marek Rudawski, Waldemar Toborek, Wiesław Soliński, czy Andrzej Jung (Iskra). 
Jak się potem okazało były to ostatnie „zakładowe derby" Kielc, gdyż po zakończeniu sezonu doszło do połączenia klubów Iskry i SHL i powstania Korony. Otworzyło to nową kartę historii kieleckiego futbolu.

Przedziwna strategia

Therese Johaug, a nie jak powszechnie oczekiwano Marit Bjoergen, została mistrzynią świata w biegu narciarskim na 10 km techniką dowolną. Niektórzy mogą uznać to za sensację, ale dla mnie to nie jest zaskoczeniem. Już nie raz "filigranowa Tereska" udowadniała, że niewiele ustępuje królującym na biegowych trasach Kowalczyk oraz Bjoergen, a ta ostatnia podobnego jak w tym sezonie kryzysu fizycznej dyspozycji jeszcze nie przeżywała. Dziś Johaug miała swój wielki dzień i zasłużenie sięgnęła po złoto, potwierdzając norweską dominację na trasach w Val di Fiemme.
Nasza Justyna odpoczywała, ograniczając się do roli kibicki. Czy pomoże jej to w walce o medal w narciarskim maratonie? Śmiem w to wątpić. Niby zaoszczędziła sporo sił, ale ciążąca na niej presja wyniku współmiernie do tego wzrosła, bo przecież jeśli w sobotę nie stanie na podium, będzie największą przegraną tych mistrzostw. Swoją drogą dla mnie przedziwna to strategia. Od dawna było wiadomym, że właśnie biegi we włoskim Val di Fiemme, to najważniejsze tegoroczne starty. Tymczasem nasza narciarka, która wcześniej gdzie tylko mogła na siłę ciułała pucharowe punkciki i premie, teraz świadomie odpuszcza jeden z nich, oszczędzając siły. Tylko na co, skoro ważniejszych biegów już w tym sezonie nie będzie. No chyba, że z kondycją fizyczną naszej biegaczki jest rzeczywiście aż tak źle, że niezbędny był odpoczynek. Tym bardziej nie może to jednak wróżyć jej sukcesu w maratonie.
Nawet jeśli w sobotę Justyna jakimś cudem wywalczy złoto w biegu na 30 km , to i tak włoskie mistrzostwa pozostawią więcej niedosytu niż radości...

O ćwierćfinał z "Bratankami"

Spełniły się marzenia piłkarzy ręcznych mistrza Polski. Los teoretycznie okazał się łaskawy. W walce o ćwierćfinał Ligi Mistrzów EHF rywalem "siódemki" Vive Targów Kielce będzie węgierski Pick Szeged. Tak jak i my, pewnie i nasi rywale są zadowoleni z wyników losowania, bo teoretycznie mogli trafić na znacznie bardziej utytułowanego rywala. Atutem zespołu trenera Bogdana Wenty będzie niewątpliwie to, że pierwszy mecz Vive TK zagra na wyjeździe (między 13 a 17 marca), natomiast rewanż w Hali Legionów (20-24 marca).
Z kategorycznymi stwierdzeniami, że było to szczęśliwe losowanie dla naszej drużyny, wstrzymałbym się jednak do czasu, kiedy znany już będzie ćwierćfinalista wyłoniony z tej pary...


"Żewłak" mówi dość!

Niestety potwierdziła się smutna wiadomość dla kieleckich kibiców. Sobotni mecz z Legią był dla Marcina Żewłakowa ostatnim w złocisto-krwistych barwach. Ten doświadczony, blisko 37-letni zawodnik rozwiązał dziś za porozumieniem stron kontrakt z Koroną i najprawdopodobniej zakończy bogatą piłkarską karierę, w której miał między innymi na swoim koncie występy w reprezentacji Polski. Zaprzeczył równocześnie przypuszczeniom, że powodem jego decyzji była kontuzja odniesiona w pierwszej połowie meczu z legionistami.
Tym większe uznanie dla "Żewłaka", który przecież mógłby sobie teraz spokojnie siedzieć na L-4 i pobierać należne mu z podpisanego kontraktu pieniądze. Co klasa, to klasa... 

Najpiękniejszy gol lutego

Ozdobą meczy piłki ręcznej są efektowne gole. Kibice niemieckiej Bundesligi wybrali właśnie najpięknieszą bramkę lutego, zdobytą bezpośrednio  z rzutu wolnego przez Ikera Romero z "siódemki" berlińskich "Lisów".
Oto rzeczywiście rzadkiej urody trafienie Hiszpana w meczu Bundesligi.
KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ! 

poniedziałek, 25 lutego 2013

Jeszcze jedna królowa?

Przybywa nam potencjalnych kandydatek do grona medalistek przyszłorocznych Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Do Justyny Kowalczyk i Moniki Hojnisz dołączyła dziś Aleksandra Król, która  zajęła drugie miejsce w Pucharze Świata w olimpijskiej konkurencji slalomu równoległego podczas zawodów rozegranych w Moskwie.
Czyżby objawiła się kolejna królowa polskich sportów zimowych?

Biathlonowy nokaut

Luty wykreował nową gwiazdę nie tylko polskiego biathlonu. Nieoczekiwanie okazała się nią 22-letnia Monika Hojnisz, która dziś została mistrzynią Europy U-26 w biegu na 10 km! Nasza reprezentantka ani razu nie pomyliła się na strzelnicy (w 20 próbach!) i wprost zdeklasowała rywalki, drugą na mecie, w bułgarskiej miejscowości Bańsko, Niemkę Franciskę Preuss wyprzedzając o blisko 2 minuty!

Był taki mecz (22)

Historyczne mistrzostwa na macie

Kielce na trwałe zapisały się w historii polskiego judo. To właśnie blisko 33 lata temu, w naszym mieście panie w kimonach po raz pierwszy w historii walczyły o medale mistrzostw Polski. Dwudniowa rywalizacja, jaka odbyła się 26 i 27 kwietnia 1980 roku na matach w hali widowiskowo-sportowej cieszyła się dużym zainteresowaniem kibiców. Trudno się temu dziwić, skoro w głównych rolach tej imprezy wystąpiły między innymi judoczki kieleckiej Lechii. Prawdziwą bohaterką mistrzostw okazała się walcząca w wadze do 48 kg Wanda Gondek, która nie miała sobie równych w swojej kategorii, w imponującym stylu się gając po złoty medal. Co ciekawe jej finałową rywalką była wtedy późniejsza prawdziwa ikona polskiego judo Joanna Majdan z AZS AWF Gdańsk. Wtedy późniejsza medalistka MŚ i ME, a po zakończeniu kariery trenerka. in. kadry polskich juniorek stanowiła tylko tło dla zawodniczki Lechii.

Kielce stały się kolebką MP kobiet w judo


Sukces Wandy Gondek nie był jedynym miłym kieleckim akcentem tych mistrzostw. Bliska skopiowania tego wyczynu była walcząca w kategorii do 52 kg inna podopieczna trenerów Stanisława Kowalczyka oraz Mariana Blicharza, Urszula Górniak, która niczym burza przedarła się do finału, jednak w pojedynku o złoto musiała uznać wyższość Haliny Szmandry z AZS Gliwice.Na kieleckich matach "biły się" także między innymi Zdzisława Tylmanowska oraz Elżbieta Zylska z Żaka, ale nie udało im się przebić do strefy medalowej. 
Oglądając te mistrzostwa, jeszcze w roli kibica, nie przypuszczałem, że w niespełna w 10 lat później, Kielce staną się stolicą polskiego kobiecego judo, a ja będę miał przyjemność opisywać na łamach jakże liczne sukcesy naszych dziewcząt w kimonach z Żaka, a następnie Błękitnych. Między innymi z mistrzostw Polski kobiet, które w 1991 roku wróciły na maty do Kielc.  

Cwaniak "Teo"

Jak się okazuje, nawet z pozoru tak błahy czyn jak odkopnięcie piłki po gwizdku arbitra, może wywołać prawdziwą burzę poza boiskiem. Tak właśnie jest w przypadku nowego piłkarza "Kolejorza", Łukasza Teodorczyka, który w meczu T-Mobile Ekstraklasy przeciwko Ruchowi, w ten sposób "zapracował" na żółtą kartkę. Czy było to niesportowe zachowanie w ferworze walki, czy też wyrachowane działanie? Odpowiedź na to pytanie zna chyba tylko sam zainteresowany. Co mógł zyskać na tym popularny "Teo"? Otóż była to jego czwarta żółta kartka w tym sezonie, która oznacza przymusową pauzę w najbliższym spotkaniu Lecha z... Polonią Warszawa. Sęk jednak w tym, że zgodnie z nieformalnymi ustaleniami zawartymi przez oba kluby przy przeprowadzce Teodorczyka z Konwiktorskiej na Bułgarską, były gracz "Czarnych Koszul" i tak nie mógłby wystąpić przeciwko swoim niedawnym jeszcze kolegom. Odpokutuje więc karę, bez praktycznie żadnych konsekwencji dla swojego nowego klubu.
Sprawą ma zająć się nawet Komisja Ligi Ekstraklasy, która jednak nie ma w zanadrzu zbyt wielu argumentów, by w jakikolwiek sposób udowodnić ewentualne cwaniactwo młodego piłkarza, nie mówiąc już o jego ukaraniu... 

niedziela, 24 lutego 2013

Wiosenna Korona w... "Koronie"

Bardzo efektownie wypadła prezentacja piłkarzy kieleckiej Korony przed rundą wiosenną sezonu 2012/2013. Korona TV udostępniła materiał z tego żółto-czerwonego święta w Galerii "Korona, który z pewnością warto obejrzeć.

KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ! 

Brązowa passa

Nasza młoda biathlonistka, Monika Hojnisz kontynuuje brązową passę. Tym razem 22-letnia chorzowianka była trzecia w sprincie na 7,5 km podczas biathlonowych mistrzostw Europy, które odbywają się w bułgarskiej miejscowości Bansko. To drugi brąz Moniki Hojnisz w tych mistrzostwach, która medal z tego samego kruszcu wywalczyła także podczas lutowych mistrzostw świata w Novym Mescie.

Był taki mecz (21)

Początek dała Tęcza

Kieleckim kibicom Tęcza kojarzyć się może głównie z koszykarzami i koszykarkami, które w przeszłości z powodzeniem występowały na ligowych parkietach. Tymczasem klub ten może się poszczycić także historycznym - bo pierwszym - tytułem mistrza województwa w piłce ręcznej mężczyzn, wtedy jeszcze drużyn 11-osobowych. Można więc powiedzieć, że to od Tęczy rozpoczęła się budowa dzisiejszej potęgi kieleckiego szczypiorniaka, którego tak znakomicie rozsławia dziś na europejskich parkietach "siódemka" Vive Targów Kielce.
Wspomniane, pierwsze mistrzostwa województwa, rozegrano na przełomie maja i czerwca 1955 roku na boisku... piłkarskim Tęczy, jakie mieściło się w samym centrum Kielc, przy ul. Buczka (dzisiejsza ul. Paderewskiego). Dziś w miejscu stoi budynek dyrekcji PKP. To właśnie tam "jedenastka" szczypiornistów Tęczy, pozostawiając w pokonanym polu drużyny Kolejarza i Zrywu z Kielc oraz Prochu Pionki, sięgnęła po ten historyczny tytuł. Stanowił on równocześnie przepustkę do udziału w rywalizacji o awans po I ligi.

Piłkarze ręczni kieleckiej Tęczy


Odbyła się ona w czerwcu 1955 roku, tym razem na stadionie Gwardii (obecnie w tym miejscu wznosi się Arena Kielc), a w półfinałowym turnieju o pierwszoligowe szlify uczestniczyło pięć drużyn. W spotkaniach grupowych "jedenastka" Tęczy pokonała pewnie Zryw Żychlin 11:6 oraz Unię Grudziądz 13:6. Niestety w meczu finałowym z mistrzem drugiej z grup, kieleccy szczypiorniści nie sprostali Stali Bobrek przegrywając 5:12 i to pogromcy Tęczy awansowali do finałowego turnieju o wejście do I ligi.
Warto przypomnieć nazwiska zawodników, którzy występowali w tamtym zespole zespole Tęczy. Byli to między innymi: Andrzej Wojakowski (grający trener), Włodzimierz Sabat (długoletni nauczycie wf w I LO), Jerzy Boroń późniejszy prezes Korony), Maciej Piwowoński (późniejszy trener, dziennikarz działacz głównie koszykówki i narciarstwa), Andrzej Green, świetnie radzący sobie także w roli koszykarza Alfred Mysior, Zygmunt Malik oraz bracia Krzysztof i Wojciech Rogóyscy. 
Kilku z zawodników tego historycznego mistrzowskiego zespołu, miałem okazję poznać, w różnych rolach związanych ze świętokrzyskim sportem, któremu pozostali oddani i wierni, także po zakończeniu karier zawodniczych.

Upadek legendy

Przez lata był naszą bokserską nadzieją. Nawet na tytuł zawodowego mistrza świata. Niestety nie spełnioną... W sobotę legenda Andrzeja Gołoty sięgnęła... desek ringu w Ergo Arenie i choć 45-letni pięściarz formalnie nie powiedział, że kończy z boksem, to trudno oczekiwać, by w tym wieku stać go było jeszcze na skuteczną walkę o odzyskanie sportowej reputacji. Długo zapowiadany pojedynek legend polskiego boksu trwał niespełna sześć, z dziesięciu zakontraktowanych, rund, a zakończyły go nokautujące ciosy Przemysława Salety, który w przeciwieństwie do pokonanego rywala, oficjalnie zakończył ringową karierę. O wiele łatwiej jednak odejść jako zwycięzca niż pokonany...

Oto jak Saleta znokautował Gołotę:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=AcUCzn4U-Iw 

Fenomen ekstraklasy

Chyba tylko w naszej lidze jest to możliwe. Prawdziwym fenomenem polskiej ekstraklasy jest to, że aby wygrywać nie trzeba wcale wydawać milionów na głośne transfery. W wielu sytuacjach do odniesienia sukcesu wystarczy determinacja i wola walki. Najlepiej przekonał o tym sobotni mecz Korony z Legią, w którym faworyzowani goście momentami sprawiali wrażenie zdziwionych, że rywal nie padł na kolana, z samego wrażenia przed ich kadrowym potencjałem. To, że Legia ma piłkarsko lepszą drużynę od złocisto-krwistych, nie podlega dyskusji. Nijak to jednak nie przełożyło się na boiskowe wydarzenia na Arenie Kielc. I w tym właśnie jest całe piękno futbolu, że to nie pieniądze i nazwiska grają na murawie. Najwyraźniej zapomnieli o tym w sobotni wieczór legioniści i zostali za to solidnie skarceni. A dla drużyny trenera Leszka Ojrzyńskiego wielki szacunek i uznanie za to spektakularne, okupione ogromnym nakładem sił, zwycięstwo. 
Jeśli z podobnym zaangażowaniem zespół Korony podejdzie do kolejnych wiosennych spotkań, już z mniej utytułowanymi od Legii, a zarazem słabszymi przeciwnikami, wtedy zarówno o ligowe punkty, lokatę Korony w tabeli jak  i o frekwencje na Arenie Kielc, nie trzeba będzie się martwić... 

Zapraszam do obejrzenia zdjęć z meczu Korona - Legia opublikowanych na stronie ciekawekielce.pl
http://www.ciekawekielce.pl/2013/01/godz.html#more

sobota, 23 lutego 2013

Jak pech - to pech

Kto wie czy największym przegranym meczu Korony z Legią nie okazał się... nieobecny na murawie Areny Kielce z powodu kontuzji, obrońca stołecznej drużyny Jakub Rzeźniczak. Dokumentuje to najlepiej jego szczery wpis na na jednym z profili społecznościowych.
"Co za dzień najpierw 4 godziny czekałem na usg Przez co spóźnilem sie na mecz 40 minut ,a na dodatek pod stadionem dostałem mandat 250 pln. Jak się skończył mecz wszyscy wiemy:-( czas wracać do Warszawy oby już bez przygód..."
Cóż wypada tylko Kubie Rzeźniczakowi życzyć jak najszybszego powrotu nie tylko do Warszawy, ale przede wszystkim do zdrowia i na boisko, bo dziś na pewno by się bardzo przydał "dziurawej" defensywie legionistów.

Dzień jak marzenie

Dawno już kielecki sport nie przeżywał tak wspaniałego i radosnego wieczoru. Najpierw piłkarze ręczni Vive Targów Kielce wygrali wyjazdowy mecz z Gorenje Velenje 29:25 (13:14), stając się tym samym drugą (trzy lata temu podobnego wyczynu dokonał hiszpański Ciudad Real) w historii europejskiego szczypiorniaka drużyną, która w fazie grupowej Ligi Mistrzów zwyciężyła we wszystkich meczach! W dwie godziny później do wielkiego sukcesu podopiecznych Bogdana Wenty, dostroili się piłkarze Korony. "Złocisto-krwiści" po heroicznym boju na Arenie Kielc niespodziewanie, ale w pełni zasłużenie, pokonali mistrza jesieni i głównego kandydata do tytułu - stołeczną Legię 3:2!
Czy można było sobie wymarzyć lepszą ostatnią sobotę lutego...

Był taki mecz (20)

Pucharowy dreszczowiec

Sportowe Kielce żyją dziś meczem piłkarzy Korony z Legią na inaugurację rundy wiosennej T-Mobile Ekstraklasy. Jest więc wyjątkowa okazja, by przypomnieć potyczkę obu tych drużyn prawie dokładnie sprzed 30 lat. Wtedy Korona podejmowała legionistów na stadionie przy ul. Szczepaniaka w meczu 1/16 piłkarskiego Pucharu Polski. Zainteresowanie tym spotkaniem trudno nawet opisać. Już na długo przed pierwszym gwizdkiem trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca i wyczuwało się atmosferę wielkiego futbolowego święta. nic dziwnego, przecież w składzie legionistów aż roiło się od reprezentantów kraju na czele z medalistami mistrzostw świata w Hiszpanii. I właśnie jeden z nich - Andrzej Buncol (późniejszy gracz m.in. Bayeru Leverkusen) wystąpił tego popołudnia w głównej roli, strzelając dwa z czterech goli zdobytych w tym spotkaniu przez legionistów.

Andrzej Buncol
Strzelec dwóch goli dla Legii, Andrzej Buncol


Korona jednak nie "pękała" przed zdecydowanym faworytem, trzykrotnie odpowiadając na trafienia legionistów. Gdy na niespełna kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry Robert Bąk wyrównał na 3:3 kielecka widownia wprost oszalała. Chyba nikt na stadionie nie żałował wtedy "gardła" skandując "Korona, Korona...". Legia pokazała wielką klasę szybko karcąc naszą drużynę bramką Andrzeja Tomczyka i ostatecznie po prawdziwym dreszczowcu zwyciężyła 4:3! A co byłoby gdyby Lech Nowak wykorzystał rzut karny, który sam wypracował. Jacek Kazimierski wyczuł jednak jego intencje i wybronił "jedenastkę.
 Warto przypomnieć nazwiska bohaterów tego bezsprzecznie wyjątkowego meczu, który oglądałem jeszcze w roli kibica. W drużynie Korony, prowadzonej przez rybnickiego szkoleniowca Jana Gollę grali wówczas: Stanisław Goska, Zbigniew Witka, Lech Nowak, Krzysztof Tobolik, Sławomir Wojtasiński, Andrzej Molenda, Marek Gruszewski, Leszek Wójcik, Robert Bąk, Jan Wyciślik, Mirosław Misiowiec oraz Stanisław Wesołowski i Leszek Borycki. Trener Legii Jerzy Kopa na mecz z Koroną, co ciekawe liderującą wtedy w drugoligowej tabeli desygnował do gry następujący skład: Kazimierski, Kaczmarek, A. Sikorski, Putek, Majewski, Cebula, Tomczyk, Biernat, Buncol, Buda, Turowski oraz W. Sikorski, Karaś.
Bramki dla Korony w tym spotkaniu, które oglądał przy Szczepaniaka komplet 10 tysięcy kibiców,  zdobywali: Leszek Wójcik, Jan Wyciślik i wspomniany wcześniej Robert Bąk.

Lepszy niż Messi, czy Ronaldo

Psioczymy na poziom naszego futbolu, tymczasem jak się okazuje i nad Wisłą rodzą się futbolowe gwiazdy wielkiego formatu. Ubawiłem się setnie czytając opublikowaną na łamach "Przeglądu Sportowego" rozmowę z jednym z byłych reprezentantów Polski, 57-letnim dziś, Stanisławem Terleckim, który wyznał z rozbrajającą szczerością: "Na pewno gdybym dziś grał w Barcelonie, to gorszy od Messiego bym nie był. Myślę, że lepszy i więcej goli bym strzelał. Tak samo od tego Ronaldo. Jak patrzę na nich, to mi się śmiać chcę, kurczę blade"
Na szczęście dla "Stasia samochwały" nikt czasu nie cofnie i nie skonfrontuje jego dawnych umiejętności z obecnymi gwiazdami futbolu, ale nie ma jak dobre samopoczucie i właściwa samoocena. 

Kup sobie Pogoń

Do niecodziennej sportowej licytacji dojdzie wkrótce w Szczecinie, gdzie każdy będzie mógł kupić... historyczny herb tego liczącego sobie już 65 lat klubu oraz nazwę  "Pogoń Szczecin". Właścicielem obu tych znaków, do których prawa zajął już formalnie komornik, jest obecnie stowarzyszenie MKS Pogoń Szczecin, udziałowiec spółki, która zarządza klubem sportowym Pogoń.
A wszystko za sprawą długów wobec.. byłego prezesa klubu.

Lechia jak... Barcelona

Po zimowej przerwie wznowiła rozgrywki T-Mobile Ekstraklasa. Z dwóch pierwszych, piątkowych spotkań kibice najbardziej zapamiętają chyba... śnieżne zadymki w Lubinie i Warszawie oraz wyborną akcję piłkarzy Lechii Gdańsk przy Konwiktorskiej. Aż się nie chce wierzyć, że na takie zagrania, których nie powstydziłaby się z pewnością nawet i słynna Barcelona, stać także naszych ligowych "kopaczy".

Na pewno warto obejrzeć jak lechiści wzorcowo "rozklepali" defensywę "Czarnych Koszul":
http://ekstraklasa.tv/ekstraklasa/10,91847,13448196,16__kolejka__Polonia___Lechia_1_1__Wisniewski__0_1_.html 

 

piątek, 22 lutego 2013

Kto za to zapłaci?

Jak doniósł "Fakt", zanosi się na prawdziwą finansową klęskę organizatorów sobotniej walki Andrzeja Gołoty z Przemysławem Saletą. Do tej pory, prawa do obejrzenia kodowanej transmisji telewizyjnej z tego pojedynku, w systemie per-pay-wiew, wykupiło zaledwie... 3 tysiące sympatyków.
Mnie akurat to specjalnie nie dziwi. Kto za obejrzenie "pseudo walki" bokserskich emerytów, mających łącznie 90(!) lat jest gotowy zapłacić aż 40 PLN. Nawet wcześniej udostępniane w tym samym systemie walki będących na topie braci Kliczków, nie były aż tak wysoko cenione przez prywatne stacje telewizyjne. No cóż, chytry zazwyczaj dwa razy traci...

Złoto na przekór... długom

Czyżby to miała być prawidłowość - im biedniejszy związek, tym większy sukces. Po biathlonie przyszła pora na tonący w długach PZKol. i kolarstwo torowe.  Katarzyna Pawłowska została mistrzynią świata w kolarskim wyścigu scratch w mistrzostwach świata w kolarstwie torowym w Mińsku.

Roszada w Zabrzu?!

Wiele wskazuje na to, że w zespole Górnika dojdzie wkrótce do spektakularnej zmiany. Otóż przymierzany zimą do powrotu do Bielska Ireneusz Jeleń ostatecznie wylądował w Zabrzu, gdzie właśnie przechodzi testy medyczne. Ewentualne podpisanie kontraktu przy Roosevelta przez byłego reprezentanta Polski i gwiazdę ligi francuskiej, może oznaczać rozstanie z zespołem trenera Adama Nawałki, Predjuce Nakoulmy, który ma kilka niezwykle kuszących, także dla zabrzańskiego klubu, transferowych (czytaj finansowych) propozycji
Zamienią "Prezia" na "Jelonka"?

Na Koronę z Jodłowcem

Trener Jan Urban częściowo odkrył karty przed sobotnim meczem na Arenie Kielce z Koroną. Znana jest już kadra legionistów na mecz ze złocisto-krwistymi. Jest w niej także Tomasz Jodłowiec, którego transfer ze Śląska wzbudzał w ostatnich dniach tak wiele emocji.

Kadra Legii na mecz z Koroną:
Bramkarze: Dusan Kuciak, Wojciech Skaba
Obrońcy: Artur Jędrzejczyk, Tomasz Jodłowiec, Michał Żewłakow, Inaki Astiz, Jakub Wawrzyniak, Tomasz Brzyski
Pomocnicy: Jorge Salinas, Bartosz Bereszyński, Ivica Vrdoljak, Miroslav Radović, Daniel Łukasik, Dominik Furman, Jakub Kosecki
Napastnicy: Marek Saganowski, Danijel Ljuboja, Wladimer Dwaliszwili

Był taki mecz (19)


Narciarska legenda

Dziś nietypowy nieco wpis w tej rubryce, bo nie związany bezpośrednio z wydarzeniami w naszym regionie, ale i okazja ku temu jest rzeczywiście wyjątkowa. Właśnie mija 35 rocznica jednego z najbardziej prestiżowych sukcesów polskiego sportu. Dokładnie 22 lutego 1978 roku Józef Łuszczek jako pierwszy w historii i jak do tej pory jedyny Polak, wywalczył tytuł mistrza świata w biegach narciarskich. Do dziś pamiętam ogromne emocje, gdy jako nastolatek przeżywałem przed telewizorem jego start na trasach w Lahti i sensacyjne zwycięstwo w biegu na 15 km. Niespełna 22-letni zakopiańczyk pozostawił przecież w pokonanym polu wielu znakomitych biegaczy narciarskich na czele z faworyzowanymi Skandynawami. Wtedy nawet przez myśl mi nie przyszło, że w pod koniec lat 80-tych, już jako dziennikarz sportowy będę miał okazję nie tylko bezpośrednio oglądać go w akcji podczas mistrzostw Polski na trasach pod zakopiańskimi reglami tego wielkiego sportowca, ale i osobiście poznać. Mimo, iż od historycznego sukcesu podopiecznego trenera Edwarda Budnego w Lathi trochę czasu już minęło, pamiętam, że to nasze spotkanie wywarło na mnie duże wrażenie, bo przecież nie na co dzień jest okazja obcować ze sportowcami światowej klasy, a takim bezsprzecznie był na przełomie lat 70-tych i 80-tych Józef Łuszczek.


Szczególnie dziś, w czasie absolutnej posuchy w naszym kraju na narciarskich biegaczy, kompletnie pozostawionych w głębokim cieniu przez Justynę Kowalczyk, wspomnienia sukcesów Józefa Łuszczka nabierają szczególnego wymiaru. Dwa medale mistrzostw świata, bowiem w Lahti oprócz złota sięgnął jeszcze po brąz w biegu na 30 km, zaowocowały tytułem najlepszego narciarza tej imprezy. I choć później podobnych sukcesów Józef Łuszczek już nie powtórzył, to i tak przez  blisko dziesięć kolejnych zim skupiał na sobie uwagę polskich kibiców, będąc czołowym zawodnikiem na świecie.
Dziś w jego ślady idzie córka Paulina Maciaszek, która między innymi reprezentowała Polskę podczas Igrzysk Olimpijskich w Vancouver w 2010 roku. Do klasy reprezentowanej kiedyś przez ojca wiele jej jednak jeszcze brakuje...

Potęga mediów

Media nie przypadkowo nazywane są czwartą władzą. Nasza brązowa medalistka mistrzostw świata oraz Europy w biathlonie i potencjalna kandydatka na medal olimpijski w Soczi, Monika Hojnisz jednak pojedzie do Rosji na kończące sezon zawody Pucharu Świata. Kompromitacji nie będzie, bo koszty jej udziału w tej imprezie pokryła z własnej kasy... Stacja Telewizyjna "Eurosportu", a konkretnie jej polski oddział.
A Ministerstwo Sportu na czele z jego szefową Joanną Muchą powinno się teraz spalić ze wstydu... 

Prorocza wpadka

Narciarskie mistrzostwa świata w Val di Fiemme rozpoczęły się falstartem dla Justyny Kowalczyk, jednak podczas sprinterskiego biegu pań wpadki nie uniknęli także włoscy organizatorzy, którzy już przed startem ubrali broniącą tytułu Marit Bjoergen w plastron mistrzyni globu z... 2013 roku.
Wpadka okazała się prorocza, bo Norweżka pewnie obroniła tytuł wywalczony dwa lata temu w Oslo.

Kolejny sportowy oszust

Wyniki próbki "B" potwierdziły jednoznacznie doping w organizmie naszego zawodowego pięściarza Mariusza Wacha podczas listopadowej walki z Władimirem Kliczką w Hamburgu o mistrzostwo świata federacji IBF, WBA i WBO w wadze ciężkiej.Wach przegrał pojedynek jednogłośnie na punkty,wzbudzając uznanie, że nie dał się znokautować faworytowi.
Teraz to uznanie zmienia się definitywnie w zgoła odmienne uczucie - pogardy. Przykre to, że dla wielu sportowców pieniądze stają się ważniejsze od godności i honoru...

czwartek, 21 lutego 2013

Gortat zostaje

Nie doszedł do skutku zapowiadany przez media transfer Marcina Gortata do zespołu mistrza Konferencji Zachodniej Ligi NBA - Oklahoma City Thunder. Nasz najlepszy koszykarz nadal będzie grać w barwach "Słońc" z Phoenix przynajmniej do końca sezonu.

"Tour de Pologne" po nowemu

Zanosi się na spore zmiany w peletonie Tour de Pologne. Jak informuje Velofutur w tegorocznym wyścigu zamiast drużyn ośmioosobowych, zobaczymy zespoły składające się z sześciu zawodników. W kalendarzu WorldTour jeszcze tylko w "Eneco Tour" będą się ścigać ekipy złożone z takiej ilości kolarzy. Międzynarodowa Unia Kolarska zdecydowała się na taki krok, ponieważ chce sprawdzić, czy mniejsze kadrowo teamy będą gwarantem większych emocji. Ponadto w "Tour de Pologne" oraz "Eneco Tour" dodatkowo zacznie obowiązywać nowy system punktowania na lotnych premiach.

Był taki mecz (18)

Mistrzowie pięści no "Iskrze"

Jednym ze sportowych hitów zbliżającego się weekendu ma być walka legend polskiego boksu Andrzeja Gołoty i Przemysława Salety. Choć po 45-letnich dziś pięściarzach trudno spodziewać się jakichś ringowych fajerwerków, to nie ulega wątpliwości, że ich konfrontacja, będąca chyba bardziej wydarzeniem marketingowym niż sportowym, i tak elektryzuje kibiców sportów walki. Ten pojedynek stanowi stanowi okazję do przypomnienia 59. mistrzostw Polski seniorów w boksie, jakie w dniach 26-29 maja 1988 rozegrano w Kielcach.Jednym z tych którzy w hali Iskry przy ul. Krakowskiej odbierali mistrzowskie szarfy był właśnie liczący sobie wówczas 20 lat Andrzej Gołota. Reprezentant warszawskiej Legii, opromieniony międzynarodowymi sukcesami na juniorskim ringu, w finałowym pojedynku wagi ciężkiej wypunktował walczącego w barwach stołecznej Gwardii Henryka Zatykę. Obsługując tę imprezę dla redakcji "Słowa Ludu" nie podejrzewałem wtedy, że oglądam w akcji medalistę olimpijskiego z wrześniowych igrzysk, jakie tego samego roku odbyły się w Seulu. Tym bardziej, że Andrzej Gołota w przeciwieństwie do kilku innych pięściarzy nie błysnął wtedy wielkim bokserskim kunsztem.

W ringu Stanisław Łakomiec i Henryk Petrich
    
O wiele więcej emocji wzbudziły wtedy dwa kielecko-radomskie finały, w których krzyżowali rękawice pięściarze Błękitnych Kielce i Broni Radom. W wadze koguciej Sławomir Zapart w swoim stylu pokonał Sławomira Żeromińskiego, czym oczywiście wzbudził aplauz kibiców, którzy szczelnie wypełnili trybuny hali przy ul. Krakowskiej. W wadze lekkiej Janusz Borowski mimo tradycyjnie ogromnej waleczności nie dał rady Janowi Wałejce i tym razem złoto wzbogaciło dorobek radomskiego klubu. Dobrze w pamięci utkwiła mi także walka kielczanina Stanisława Łakomca, który choć był już wtedy zawodnikiem stołecznej Gwardii to został przyjęty przez widzów z ogromną sympatią i życzliwością. Mimo to musiał uznać wyższośc swojego odwiecznego rywala Henryka Petricha z Legii. W tych historycznych, bo jedynych jak dotychczas rozegranych na ringu w Kielcach, na podium stanął jeszcze jeden pięściarz Błękitnych - Jerzy Krzewski w wadze papierowej.
Dziś, gdy boks amatorski został zepchnięty w cień przez walki profesjonalistów, za którymi stoją zazwyczaj spore pieniądze, ranga mistrzostw Polski nie jest już aż tak znacząca jak kiedyś...    

Bjoergen - Kowalczyk 1:0!

To nie tak miało być! Od eliminacji przez ćwierćfinał i półfinał Justyna Kowalczyk była lepsza w korespondencyjnym pojedynku od Marit Bjoergen w sprincie techniką klasyczną, otwierającym mistrzostwa świata w Val di Fieme. W finale to jednak Norweżka nie miała sobie równych i pewnie obroniła tytuł wywalczony przed dwoma laty w Oslo. A Polka? Chyba była za bardzo przejęta szansą na spektakularne zwycięstwo i rolą faworytki. Niedługo po starcie... potknęła się o własne narty i ukończyła rywalizację na ostatnim miejscu, jeszcze gorszym niż 2 lata temu, kiedy to w sprincie była piątą biegaczką świata.
Justyna walczyła dziś jak nigdy, ale skończyło się niestety jak... zawsze i na siódmy w karierze medal mistrzostw świata nasza narciarka musi jeszcze poczekać...

Tak Justyna Kowalczyk straciła szanse na medal mistrzostw świata w sprincie.
http://www.youtube.com/watch?v=yiLipzIIZxE 

Hojnisz lubi brąz

Kolejny sukces odniosła nasza brązowa medalistka z mistrzostw świata w biathlonie - Monika Hojnisz. Dziś 22-letnia chorzowianka potwierdziła znakomitą dyspozycję z Novego Mesta, zdobywając identyczne trofeum w biegu na 15 km  podczas mistrzostw Europy w bułgarskiej miejscowości Bansko.
Chyba tylko u nas jest to możliwe, by zawodniczka znajdująca się w tak dobrej formie, nieoczekiwanie urastająca do miana kandydatki do medali olimpijskich w Soczi, nie znalazła się w składzie na marcowe zawody pucharu świata w Rosji, z powodu... braku pieniędzy w kasie Polskiego Związku Biathlonowego.

Wszystkiemu winny Szkot?

Piłkarze Barcelony zostali upokorzeni na San Siro w Mediolanie i po porażce 0:2 są "na wylocie" z elitarnej Ligi Mistrzów. Nie brak głosów, że do tego sensacyjnego rozstrzygnięcia przyczynił się głównie szkocki arbiter, Craig Thomson, który wypaczył wynik tego spotkania. Rzeczywiście pierwszy gol dla Milanu padł w kontrowersyjnych okolicznościach, a jak się potem okazało była to kluczowa akcja meczu. Zagorzali fani "Barcy" mogli także wypatrzeć przynajmniej jedną sytuację, w której arbiter mógłby z czystym sumieniem odgwizdać karnego. "Sprawiedliwy" Wyspiarz nie zechciał go jednak podyktować.
To jednak nie arbiter, ale piłkarze Barcelony byli antybohaterami wieczoru na San Siro. Tak bezproduktywnie grającej "Dumy Katalonii" chyba jeszcze nigdy nie widziałem, a Milan zagrał swoje, znakomicie zorganizowany w defensywie wytrącił faworyzowanemu rywalowi wszystkie atuty. Nie spieszyłbym się jednak z ferowaniem wyroków co do rozstrzygnięcia w dwumeczu, bowiem za trzy tygodnie na Camp Nou "Barca" wspierana dopingiem blisko 100 tysięcy fanów może z nawiązką odrobić straty z Mediolanu.

środa, 20 lutego 2013

Decydujące godziny

W czwartek o godz. 21 polskiego czasu zamknie się okienko transferowe w lidze NBA. Najbliższe godziny będą więc decydujące dla przyszłości wielu graczy, w tym i Marcina Gortata. Według najnowszych "przecieków"naszym koszykarzem poważnie zainteresowani są właściciele mistrzów Konferencji Zachodniej - zespołu Oklahoma City Thunder.
Jeśli przełożyłoby się to na transfer Polaka z Phoenix, to oznaczałoby dla 29-letniego łodzianina poważny awans w hierarchii najlepszej zawodowej ligi koszykarskiej świata.

Korona gotowa na wiosnę!

Mimo wciąż zimowej aury można już odliczać godziny do inauguracji rundy wiosennej ekstraklasy na Arenie Kielc. O ile nie zdarzy się jakiś pogodowy kataklizm to w sobotę o godzinie 18 złocisto-krwiści podejmować będą lidera T-Mobile Ekstraklasy i głównego faworyta do tytułu - stołeczną Legię. Wcześniej bo 21 lutego w Galerii "Korona" odbędzie się oficjalna prezentacja drużyny trenera Leszka Ojrzyńskiego.

Z tej okazji Korona TV przypomniała specjalny materiał ilustrujący w pigułce kadrę Korony na rundę wiosenną poprzedniego sezonu. Sporej grupy piłkarzy nie ma już w kieleckim klubie.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=c-AgEyNnuDM

Dudek... reaktywacja!

Prezes PZPN Zbigniew Boniek zaskoczył wszystkich informacją podczas konferencji prasowej po posiedzeniu zarządu PZPN. Otóż w bramce reprezentacji Polski znów zagra... Jerzy Dudek!. Były bramkarz Liverpoolu i Realu Madryt po raz ostatni wystąpi w zespole narodowym w meczu towarzyskim przeciwko drużynie Liechtensteinu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Jerzy Dudek już 2 lata temu zakończył karierę sportową. Mocno więc spóźnione to pożegnanie. Na dodatek Dudkowi brakuje właśnie tego jednego meczu w biało-czerwonych barwach, by dostać się do klubu wybitnego reprezentanta Polski (warunkiem jest 60 oficjalnych spotkań w reprezentacji).
Czekamy więc na kolejne reaktywacje - kto żyw na boisko! Może po Dudku zmartwychwstaną i "Orły Górskiego", by śrubować rekordy występów w reprezentacji?

Czyj Jodłowiec?

Jak informuje oficjalna strona internetowa Legii Komisja Ligi Ekstraklasy SA jednogłośnie odrzuciła wszystkie zarzuty wysunięte przez Śląsk Wrocław odnośnie transferu Tomasza Jodłowca. Nakazała również klubowi z Wrocławia wydanie wszystkich dokumentów piłkarza w ciągu trzech dni.
Tomasz Jodłowiec jest więc formalnie graczem Legii, ale w sobotę w Kielcach z Koroną raczej jeszcze nie zagra...

Był taki mecz (17)

Legia nie taka straszna

Śledząc internetowe dyskusje na temat sobotniego meczu 16. kolejki T-Mobile Ekstraklasy piłkarzy Korony z Legią, aż mi się nie chce wierzyć, że problem może stanowić frekwencja kibiców na Arenie Kielc i to bez względu na aurę panującą za oknami. Czyżby piłka na najwyższym krajowym poziomie aż tak bardzo spowszedniała fanom futbolu? W końcu do Kielc przyjeżdża lider i na dziś główny kandydat do mistrzostwa Polski - Legia. W przeszłości wizyty drużyny z łazienkowskiej wprost elektryzowały całe sportowe Kielce Jeszcze niespełna 7 lat temu na meczu Kolportera Korony z Legią, stadion przy Ściegiennego zapełnił się praktycznie do ostatniego dozwolonego miejsca. Na trybunach zasiadło 14525 widzów i nikt wtedy nie myślał o jakiś protestach, czy innych powodach, by nie dostać się 29 kwietnia 2006 roku wieczorem na trybuny Areny Kielc i dopingować złocisto-krwistych. Każdy prawdziwy kibic po prostu musiał tam być!
"Takiego meczu jeszcze w Kielcach nie było. Nadkomplet kibiców obejrzał na stadionie przy ul. Ściegiennego wyjątkowe widowisko, stworzone przez godnych siebie rywali. Porywająca walka z obu stron od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty gry, przy ogłuszającym dopingu widowni, wreszcie prawdziwa huśtawka nastrojów od euforii po rozczarowanie – to coś co w futbolu najpiękniejsze.
Do pełni szczęścia kieleckim kibicom zabrakło tylko zwycięstwa zespołu Kolportera Korony nad zmierzającym po mistrzostwo Polski najlepszym zespołem Orange Ekstraklasy. Trzeba przyznać, że było ono w zasięgu ręki
" - to tylko króciutki fragment mojej pomeczowej relacji na łamach "Słowa", dobrze oddający klimat towarzyszący temu niby normalnemu ligowemu spotkaniu.


Rzeczywiście tylko sekundy dzieliły naszą drużynę od zwycięstwa nad Legią, które zawsze ma szczególną wartość.  Po golach zdobytych w pierwszej połowie przez Marcina Robaka i Grzegorza Bonina prowadziliśmy już 2:0 i Arena Kielc wprost oszalała z radości. Wprawdzie zaraz po wznowieniu gry kontaktowego gola dla legionistów strzelił Dickson Choto, ale mimo to wydawało się, że Korona nie pozwoli tego wieczoru odebrać sobie zwycięstwa. Gdy kibice szykowali się już do fetowania sukcesu Mariusz Zganiacz (dziś Piast Gliwice) w odległości prawie 30 metrów od bramki sfaulował Łukasza Surmę (obecnie Lechia Gdańsk). Rzut wolny wykonał Brazylijczyk Edson (jesienią 2009 roku zaliczył niezbyt udany epizod z zespołem Korony). Wprawdzie mocno uderzoną przez niego piłkę zdołał sparować Maciej Mielcarz (dziś golkiper Widzewa), jednak futbolówka odbiła się od słupka i wpadła wprost pod nogi nadbiegającego Piotra Włodarczyka, który umieścił piłkę w siatce. Skończyło się zatem na remisie 2:2, ale nikt z pewnością nie żałował czasu spędzonego na trybunach Areny Kielc.
Tego wieczoru w barwach Kolportera Korony wystąpili: Maciej Mielcarz, Marek Szyndrowski, Paweł Golański, Hernani, Robert Bednarek, Grzegorz Bonin, Hermes, Mariusz Zganiacz, Paweł Sasin, Grzegorz Piechna, Marcin Robak oraz Marcin Drzymont, Jarosław Piątkowski i Arkadiusz Bilski.Warto przypomnieć także skład legionistów, który tworzyli w większości doskonale znani piłkarze: Łukasz Fabiański, Grzegorz Bronowicki, Wojciech Szala, Dickson Choto, Tomasz Kiełbowicz, Bartosz Karwan, Łukasz Surma, Edson, Marcin Burkhardt, Roger Guerreiro, Sebastian Szałachowski oraz Jakub Rzeźniczak, Cezary Kucharski (dziś menedżer piłkarski m.in. Roberta Lewandowskiego) i strzelec "złotego", wyrównującego gola dla warszawian, Piotr Włodarczyk.


Pokerzysta Urban

Choć za oknem zima coraz więcej dzieje się na i wokół piłkarskich boisk. Dziś na czoło wybija się obrazek z Łazienkowskiej, i to wcale nie związany z Tomaszem Jodłowcem, do którego przyznają się zarówno Legia, jak i Śląsk. Tym razem w głównej roli - szkoleniowiec legionistów Jan Urban, który... "nie chce być ciężarem" dla klubu i świadomie rezygnuje z podpisania zaproponowanej mu nowej umowy.
Jeśli w grę wchodzą pieniądze, to cudów nie ma, bo przecież każdy chciałby zarabiać więcej niż mniej. A Urban? Niczym wytrawny pokerzysta, wolałby usiąść do kontraktowych rozmów za kilka miesięcy, mając w ręce potężny argument w postaci bardzo prawdopodobnego dziewiątego w historii, ale pierwszego od siedmiu lat, tytułu mistrza Polski dla Legii. Znacznie więcej mógłby wtedy "ugrać" dla siebie...

"Raddy" do kadry!?

Piłkarska reprezentacja Polski ma ostatnio spore kłopoty ze strzelaniem goli, zwłaszcza w oficjalnych meczach. Nieoczekiwanie lek dla biało-czerwonych na tę bolączkę może dotrzeć z... Wysp Brytyjskich. Znakomite spotkanie na boiskach Championship rozegrał bowiem, trochę zapomniany przez polskich kibiców i selekcjonera, Radosław Majewski. 26-letni wychowanek Znicza Pruszków, a następnie piłkarz Groclinu Dyskobolii oraz Polonii Warszawa, zapisał na swoim koncie efektownego hat-tricka, a jego Nottingham Forest rozgromił Huddersfield Town aż 6:1.
Wprawdzie to dopiero pierwsze trzy gole w tym sezonie fenomenalnego "Raddy'ego", jak ochrzciła go już szumnie angielska prasa, ale jeśli rzeczywiście ustabilizuje on strzelecką formę na tak wysokim poziomie, to trener Waldemar Fornalik może otrzymać kolejnego "asa" do swojej talii...

Zobaczcie jak w tym meczu strzelał gole Radek Majewski:

http://www.youtube.com/watch?v=8ZAH5hjr5Lo

wtorek, 19 lutego 2013

Nieugięta władza

Choć działacze Borussii Dortmund Bardzo na to liczyli na niewiele zdało się ich odwołanie od kary dyskwalifikacji nałożonej na Roberta Lewandowskiego. Napastnik mistrza Niemiec będzie musiał odbyć całą zarządzoną karę, czyli pauzować jeszcze dwa mecze w Bundeslidze. Taką decyzję podjęła dziś niemiecka federacja piłkarska, DFB.

Goal-line tylko dla bogaczy

FIFA potwierdziła, że podczas finałowego turnieju mistrzostw świata w Brazylii w 2014 roku zostanie zastosowana technologia tzw. "Goal-line", która definitywnie wykluczy pomyłki sędziowskie przy uznawaniu, bądź też nie, bramek. To nowe rozwiązanie, w postaci dwóch systemów: "Hawk-Eye" i "GolRef"zdało egzamin podczas ubiegłorocznych Klubowych Mistrzostw Świata, a będzie też zastosowane na tegorocznym Pucharze Konfederacji.
Przeciwnicy twierdzą, że elektronika zabije piękno futbolu. Byłoby o wiele gorzej, jeśli mieliby to zrobić nieudolni sędziowie, jak choćby Jorge Larrionda, który podczas pamiętnego meczu finałów mundialu w RPA, Anglia - Niemcy przez niedopatrzenie nie uznał ewidentnie prawidłowo zdobytego gola przez Franka Lamparda. Niestety "Goal-line" to dobrodziejstwo tylko dla bogaczy. W meczach niższej rangi przynajmniej nic się nie zmieni i to arbitrzy będą mieli ostateczny głos, gdy padać będą (bądź nie) bramki...

Pierwszy dzień w nowym klubie

Łukasz Teodorczyk to jeden z większych talentów, a zarazem nadziei polskiej piłki. Jego przenosiny z Polonii Warszawa do Lecha były jednym z najbardziej spektakularnych wydarzeń w zimowym okienku transferowym. Dziś młody piłkarz otworzył nową kartę w swojej karierze, pojawiając sie po raz pierwszy przy Bułgarskiej.

Oto jak Lech TV udokumantowała pierwszy dzień jego pobytu w klubie ze stolicy Wielkopolski:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=iFsbFwflDQY#! 

Najwyższy wymiar kary?

Choć ta sprawa bezpośrednio ze sportem nie ma nic wspólnego, to za sprawą jej głównego antybohatera, mówi o niej cały sportowy świat.  Niepełnosprawny lekkoatleta z RPA, Oscar Pistorius usłyszał we wtorek w sądzie w Pretorii zarzut morderstwa z premedytacją. Sędzia prowadzący rozprawę, Desmond Nair, uznał morderstwo Pistoriusa za czyn szóstej kategorii. Lekkoatlecie grozi więc najwyższy wymiar kary - dożywocie. Tymczasem zdaniem obrońcy podejrzanego sportowca, pięciokrotny mistrz paraolimpijski zastrzelił partnerkę, modelkę Reevę Steenkamp przypadkowo.
Bez względu na to jaki zapadnie wyrok jest to sprawa bez precedensu w światowym sporcie...

Wojna o... "Jodłę"!

Kibice odliczają godziny do inauguracji rundy wiosennej na boiskach T-Mobile Ekstraklasy, tymczasem nieoczekiwanie emocje już dziś sięgają szczytu. Wszystko za sprawą Tomasza Jodłowca i jego przenosin ze śląska do Legii. Dziś na łazienkowskiej oficjalnie zaprezentowany został nowy cenny nabytek drużyny trenera Jana Urbana, tymczasem we Wrocławiu... nie zgadzają się na transfer 27-letniego reprezentanta Polski. i uważają, że popularny "Jodła" wciąż jest ich zawodnikiem.
Zanosi się więc na prawdziwą wrocławsko-warszawską futbolową wojnę o Jodłowca, którą ostatecznie ma rozstrzygnąć PZPN. Szykuje się pierwsza poważna próba dla ludzi prezesa Zbigniewa Bońka...

Był taki mecz (16)

Gwiazdy pod kieleckimi koszami

Zanim w drugiej połowie lat 70-tych do Kielc zaczęły zjeżdżać najlepsze "siódemki" w kraju, to koszykówka gwarantowała kibicom kontakt ze sportem przez duże "S". Była to głównie zasługa Ogólnopolskiego Turnieju o Puchar Gór Świętokrzyskich, jaki rokrocznie w latach 1962-1973, organizował Okręgowy Związek Koszykówki w Kielcach. Pierwsze dwie edycje tej imprezy rozgrywano jeszcze w starej sali gimnastycznej Wojewódzkiego Domu Kultury przy ul. Ściegiennego, która aż się nie chce wierzyć, że w tym okresie była sportowym sercem miasta, co weekend tętniąc meczami koszykarzy, koszykarek, siatkarzy, siatkarek, a nawet pięściarzy. Dopiero po oddaniu do użytku hali widowiskowo-sportowej, w 1964 roku, PGŚ przeniósł się na ul. Waligóry (dzisiejsza Żytnia)m - na kolejnych siedem turniejów, rozgrywanych już w zgoła innych warunkach. Korzystając z bezcennego archiwum zgromadzonego przez nestora kieleckich dziennikarzy sportowych oraz długoletniego prezesa OZKosz., red. Antoniego Pawłowskiego odnotuję, że pod koszami w Kielcach wygrywały tak znakomite niegdyś zespoły jak Śląsk Wrocław, Wisła Kraków, Sparta Nowa Huta, ŁKS łódź, czy Lublinianka. Doborowa jest także lista najskuteczniejszych strzelców kieleckiej imprezy, na której figurują nazwiska między innymi supersnajpera, Mieczysława Łopatki, czy Bohdana Likszo z krakowskiej Wisły. Obaj to współautorzy największego po dziś dzień sukcesu polskiej męskiej koszykówki - wicemistrzostwa Europy, wywalczonego przez biało-czerwonych w 1963 roku we Wrocławiu. Z tamtego niezapomnianego polskiego teamu pod kieleckimi koszami w turniejach o Puchar Gór Świętokrzyskich grali także: wiślak Wiesław Langiewicz oraz legioniści: Janusz Wichowski, Andrzej Pastrokoński, Leszek Arent i Stanisław Olejniczak. Do tego doborowego grona, trzeba dodać jeszcze całą plejadę reprezentantów Polski, którzy występowali się na parkiecie przy Waligóry. Nic więc dziwnego, że na trybunach kieleckiej hali próżno było wtedy szukać wolnych miejsc.


W turniejach o PGŚ honory gospodarza pełnili oczywiście koszykarze Tęczy, jednak trudno było oczekiwać, by drugoligowi podopieczni trenera Jana Kmiecika, sprostali w walce na parkiecie "tuzom" ekstraklasy. Warto odnotować jednak i nasz miły kielecki akcent, kiedy to w 1972 roku królem strzelców turnieju został rozgrywający Tęczy, Krzysztof Biskupski, który w trzech spotkaniach zdobył 60 punktów.
Kilka ostatnich edycji tej niezapomnianej imprezy, miałem okazję osobiście oglądać jako "początkujący kibic" i przyznam, że choć od tamtego czasu minęło 40 lat, a koszykówka kolosalnie się zmieniła,  to wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem tamtych wyczynów dawnych mistrzów basketu. To przecież właśnie Mieczysław Łopatka, podejrzewam na zawsze zapisał się w koszykarskich kronikach, jako zdobywca 77(!) punktów w meczu ekstraklasy z AZS Gdańsk. Daje mu to trzecią lokatę wśród superstrzelców wszech czasów za Mieczysławem Młynarskim (90 pkt.) oraz Edwardem Jurkiewiczem (84 pkt.).
Nie będę ukrywał, że to właśnie ta, wtedy jeszcze dziecięca, inspiracja sprawiła, że koszykówka stała się dziedziną sportu, którą do dziś darzę największym sentymentem, a czasy gdy wystawało się po meczach PGŚ pod halą, by od wychodzących wielkich ówczesnych gwiazd Śląska czy Wisły, wywalczyć autografy, wspominam z łezką w oku.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Ile wart ten brąz?

Media lubują się w zaglądaniu do portfeli sportowców. Eurosport wycenił ostatni prestiżowy sukces Moniki Hojnisz w biathlonowych mistrzostwach świata w Novym Mescie.   Za zajęcie trzeciego miejsca w biegu masowym na 12,5 kilometra otrzymała ona od Międzynarodowej Unii Biathlonu 6 tysięcy euro, a więc około 25 tysięcy złotych. Dodatkowo niedzielny życiowy sukces zapewnił jej stypendium od Polskiego Związku Biathlonu. Najniższe, podstawowe wynosi 2300 złotych. Dla Moniki Hojnisz może wynieść nieco więcej.
Zważywszy jak niewielki promil zawodniczek dostępuje zaszczytu wdrapania się na podium mistrzostw świata oraz to ile kosztuje wyrzeczeń, osiągnięcie takiego sportowego wtajemniczenia nie są to raczej kwoty powalające na kolana.   

Był taki mecz (15)

Świętokrzyskie Kryłatskoje 

Tor "Kielce", którego otwarcie wspominałem wczoraj był areną zmagań nie tylko dla zmotoryzowanych sportowców. Z powodzeniem służył on także kolarzom. Tak było właśnie 15 lipca 1980 roku, kiedy do Miedzianej Góry zjechali najlepsi nasi kolarze, by walczyć o medale mistrzostw Polski. Wybór nie był przypadkowy, bowiem dla kadrowiczów wyścig na trudnej technicznie i górzystej trasie, miał być równocześnie generalną próba formy przed rywalizacją o olimpijskie laury na "schodach Kapitonowa", czyli słynnym podmoskiewskim torze Kryładskoje. Tłumów porównywalnych z inauguracyjnymi wyścigami na torze "Kielce" może nie było, ale znalezienie dogodnego miejsca obserwacyjnego w okolicach małej pętli, gdzie usytuowano finiszowe metry już takie łatwe wcale nie było. Mnie się to jednak udało, a rywalizacja o koszulkę mistrza Polski rozegrała się rzeczywiście na ostatnich metrach, a nawet i centymetrach 176-kilometrowego dystansu. Kolarze aż 15 krotnie pokonywali pętlę Miedziana Góra - Wykień - Podgrodzie - Miedziana Góra. Trudy rywalizacji sprawiły, że spora grupa kolarzy nie dojechała do mety. Wśród nich byli reprezentanci Polski na Igrzyska Olimpijskie do Moskwy oraz Ryszard Szurkowski, który właśnie kończył występy w biało-czerwonych barwach. Podobnie jak i zapewne większość kibiców doskonale rozumiałem, że ważniejszy nawet od koszulki mistrza Polski, którą ostatecznie nieoczekiwanie założył Janusz Pożak, był dobry występ na Kryłatskoje.


 I rzeczywiście w nieco ponad tydzień później w Moskwie były powody do radości, gdy Czesław Lang, którego oglądałem na torze w Miedzianej Górze sięgał po olimpijskie srebro w Moskwie, ustępując jedynie Siergiejowi Suchoruczenkowowi. Później, już jako dziennikarz miałem okazję poznać osobiście p. Czesława i spotykać go wielokrotnie podczas różnych imprez kolarskich, rozgrywanych na świętokrzyskich trasach.

Szpiedzy są wśród nas?

Do niecodziennej sytuacji doszło przed sparingowym spotkaniem piłkarzy Zagłębia Lubin z GKS Katowice. Czeski trener "miedziowych", Pavel Hapal, nie chciał się zgodzić, by mecz był nagrywany przy użyciu kamery. Dlaczego? Gdyż szkoleniowiec rywala jego zespołu, Rafał Górak to bardzo dobry znajomy trenera Pogoni Szczecin, z którą Zagłębie zagra w najbliższy weekend na inaugurację wiosny w T-Mobile Ekstraklasie. A kto się z kim nie zna w polskiej piłce?
Choć za oknami zima, niektórym najwyraźniej przydałby się dodatkowy lód na rozpaloną głowę. Nie podejrzewałbym jednak o to w żadnym wypadku czeskiego szkoleniowca, który do futbolowych "prowincjuszy" z pewnością się nie zalicza...

Kielecki jedynak

Po porażce piłkarzy ręcznych MKB Veszprem z THW Kiel, 21:32 jedynym spośród 24 zespołów Ligi Mistrzów, który w 9 dotychczas rozegranych kolejkach spotkań grupowych nie poznał smaku porażki jest "siódemka" Vive Targów Kielce!
I oby tak aż do finału Champions League EHF...

Zachód górą w Houston

Dziś w nocy oczy wszystkich kibiców koszykówki były zwrócone na Houston, gdzie rozbłysły wielkie gwiazdy ligi NBA. Rzeczywiście była to koszykówka, którą chce się oglądać. Drużyna Zachodu pokonała Wschód 143:138.Była to 26 i trzecia z rzędu wygrana Zachodu. Wschód ma w dorobku 36 zwycięstw. W głównej roli wystąpił rozgrywający Los Angeles Clippers, Chris Paul, który zapisał na swoim koncie 20 punktów, 15 asyst i 4 przechwyty, dzięki czemu uznany został najbardziej wartościowym graczem (MVP) meczu rozegranym w Toyota Center. Najskuteczniejszym koszykarzem na parkiecie był jednak inny gracz Zachodu Kevin Durant z Oklahoma City Tunder - zdobywca 30 punktów. Bezsprzecznym liderem Wschodu był Carmelo Anthony z New York Knicks, który zdobył 26 punktów oraz zebrał 12 piłek.Co jeszcze zapamiętam z tego meczu? Na pewno bloki Kobe Bryanta na LeBronie Jamesie, którego gwiazda tej nocy specjalnie nie błyszczała.

Oto jak Kobe upokorzył LBJ:
http://www.youtube.com/watch?v=RNl4mEDRvdk&feature=player_embedded 

niedziela, 17 lutego 2013

Śmiercionośny szczypiorniak

W trakcie meczu francuskiej trzeciej ligi National 3 w piłce ręcznej mężczyzn doszło do tragicznego w skutkach zderzenia dwóch zawodników. Jeden z nich, reprezentant Tunezji 41-letni Noureddine Dahmani upadł tak niefortunnie, że uderzył głową oraz plecami o parkiet i zmarł na miejscu w hali, na oczach zebranych na trybunach kibiców. Mecz przerwano w 41 minucie, kiedy to doszło do tej tragedii.

"Polonijna" Legia

Trwa transferowa ofensywa działaczy z łazienkowskiej. Teraz wyjaśniła się sprawa tajemniczego zawodnika, który w przyszłym tygodniu ma zostać zawodnikiem Legii Warszawa. Jak ujawnił serwis weszlo.com będzie nim Tomasz Jodłowiec ze Śląska Wrocław, były gracz "Czarnych Koszul". To już trzeci tej zimy piłkarz, po Tomaszu Brzyskim i Gruzinie Władymarze Dwaliszwilim z "korzeniami" u lokalnego rywala Legii - stołecznej Polonii.

Już w sobotę o godzinie 18 Legia zagra na Arenie Kielc z Koroną w pierwszym meczu rundy wiosennej T-Mobile Ekstraklasy.

"Nasi bramkarze" na Celtic Park

Kto by się spodziewał, że na Celtic Park spotkają się dwaj byli bramkarze kieleckiej Korony - Radosław Cierzniak i Łukasz Załuska. Obaj jednak po dzisiejszym spotkaniu nie mogą być specjalnie zadowoleni. Cierzniak, broniący bramki Dundee United, musiał aż 6-krotnie wyjmować piłkę z siatki, natomiast Załuska mecz wygrany przez jego Celtic oglądał tylko z ławki rezerwowych.
Bez względu na wszystko, nie sposób zakwestionować faktu, iż Korona miała w nie tak odległej przecież przeszłości naprawdę europejskich bramkarzy...

Był taki mecz (14)

Motorowe fascynacje

W latach 60-tych i 70-tych wizytówką Kielecczyzny były także sporty motorowe. Nic więc dziwnego, że i ja sięgając pamięcią do tamtych czasów, przypominam sobie wydarzenia, które z pewnością są godne przypomnienia. Pamiętam, że jako niespełna 10-letni chłopak z niecierpliwością czekałem na niedzielne wyprawy z ojcem i jego kolegą,  "trabantem" do podkieleckich Chęcin, gdzie pod zamkiem rozgrywane były motocrossy. Oczywiście nie miałem większego pojęcia ani o randze tych zawodów, ani o nazwiskach startujących motocyklistów. Mimo to byłem pod ogromnym wrażeniem nieprzebranych tłumów kibiców gromadzących się za każdym razem na zamkowym zboczu a przede wszystkim mknących z wielką jak na tamte czasy prędkością zawodników na motocyklach, raz po raz znikających w nieprzebranych tumanach kurzu.

Motocross u podnóża chęcińskiego zamku

W kilka lat później, w 1974 roku, już o wiele bardziej świadomie, kibicowałem na ul. Bohaterów Warszawy, kierowcom walczącym w Wyścigu o Grand Prix Gór Świętokrzyskich. Jego gwiazdą był jadący białym "porsche carrera 911" Adam Smorawiński, który z zawrotną szybkością, mijał rywali jadących... dużymi i małymi "fiatami", a nawet trabantami. Również i wtedy kibiców przy trasie było co nie miara, a nie miało to najmniejszego znaczenia, że zwycięzcę wyścigu można było z góry przewidzieć. Emocje i tak były ogromne...
Wreszcie w kilka lat później, po raz pierwszy miałem okazję emocjonować się wyścigami samochodowymi o mistrzostwo Polski. Miało to miejsce 26 czerwca 1977 roku, kiedy to oficjalnie otwierano Tor "Kielce" w Miedzianej Górze. Wtedy przypatrując się gdzieś z lasu rywalizującym kierowcom, nawet nie przypuszczałem, że w kilkanaście lat później będę miał okazję sam relacjonować na łamach prasy najbardziej prestiżowe imprezy sportowe rozgrywane na tym obiekcie. W ciągu ostatnich 35 lat o medale w Miedzianej Górze walczyli przecież nie tylko najlepsi polscy kierowcy samochodowi, ale także motocykliści, a nawet... kolarze. Pierwszym wyścigom na otwarcie toru "Kielce", które jak podawały media, zgromadziły w Miedzianej Górze aż 50(!) tysięcy kibiców sportów motorowych, towarzyszyła wielka radość z sukcesu kielczanina, bowiem w jednej z klas bezkonkurencyjny okazał się nasz Zdzisław Kałuża, którego później już jako dziennikarz miałem okazję osobiście poznać i wielokrotnie spotykać, podczas licznych wizyt na podkieleckim torze, który piękniał z roku na rok...  

Nowy mistrz pod koszem

Koszykarz Toronto Raptors, Terrence Ross zwyciężył w konkursie wsadów, rozegranym dziś w nocy naszego czasu podczas dorocznego Weekendu Gwiazd NBA trwającego w Houston. Szczególny aplauz wzbudził jeden z jego finałowych popisów, do którego Ross założył koszulkę Vince'a Cartera i zrobił wsad z obrotem 360 stopni po odbiciu piłki o bok tablicy.

A tak pakuje pikę do kosza nowy mistrz wsadów ligi NBA:
http://www.youtube.com/watch?v=FjGL6xS7r1Y&feature=player_embedded

W nocy z niedzieli na poniedziałek najbardziej oczekiwany mecz gwiazd Wschód - Zachód.

Słabość czy strategia?

Dawno już Marit Bjoergen nie została tak upokorzona przez Justynę Kowalczyk, jak w sobotnim sprincie w szwajcarskim Davos. Norweskie media zapowiadały wielki rewanż na dziś, bo przecież gwiazda ich reprezentacji w biegach stylem dowolnym "lała" naszą biegaczkę z wielką łatwością. Do rewanżu jednak wcale nie doszło. Marit Bjoergen wprawdzie pojawiła się na rozgrzewce, jednak na starcie już nie pojawiła się jej "męska sylwetka". Justyna Kowalczyk ukończyła ten bieg na drugim miejscu.
Czy to oznaka słabości faworytki, a może kolejne kłopoty "sercowe" z powodu których norweska gwiazda odpuściła większość startów w tym sezonie? A może to taktyczny wybieg przed rozpoczynającymi się już w środę mistrzostwami świata w Val di Fiemme, bowiem ewentualna kolejna sromotna porażka Bjoergen z Kowalczyk i to tuż przed najważniejszą imprezą sezonu na pewno nie byłaby specjalnie krzepiąca...

Polska sensacja

Mamy drugi medal w mistrzostwach świata w biathlonie - tym razem brązowy! Nie wywalczyła go jednak ani wicemistrzyni świata w biegu na dochodzenie, Krystyna Pałka, ani Magdalena Gwizdoń, które przed biegiem ze startu wspólnego wymieniane były w gronie ewentualnych kandydatek do czołowych lokat. Bohaterką okazała się 22-letnia chorzowianka, Monika Hojnisz, uważana potencjalnie za najsłabszą z polskiego kwartetu biathlonistek. Dziś zaprezentowała ona wyborną formę. Tylko 1 pudło (w 20 strzałach) oraz piąty czas biegu dały jej miejsce na podium u boku gwiazd biathlonu - Białorusinki Darii Domraczewej oraz Norweżki Tory Berger.
Kto by się tego spodziewał?

sobota, 16 lutego 2013

Były "koroniarz" wyróżniony

Pamiętacie Macieja Kowalczyka? Były napastnik kieleckiej Korony, a obecnie Kolejarza Stróże, który w barwach złocisto-krwistych występował przez półtora sezonu, w latach 2006/2007, zdobywając w 41 spotkaniach ekstraklasy 8 goli, został uznany najlepszym pierwszoligowym piłkarzem 2012 roku, w plebiscycie tygodnika "Piłka Nożna".

Oto nazwiska pozostałych laureatów plebiscytu "PN", podsumowującego miniony 2012 rok:
Piłkarz roku - Robert Lewandowski (Borussia Dortmund/reprezentacja Polski)
Trener roku - Waldemar Fornalik (Ruch Chorzów/reprezentacja Polski)
Odkrycie roku - Arkadiusz Milik (Górnik Zabrze/Bayer Leverkusen)
Ligowiec roku: Sebastian Mila (Śląsk Wrocław)
Obcokrajowiec roku - Danijel Ljuboja (Legia Warszawa)
Drużyna roku - reprezentacja Polski do lat 17

On zastąpił Lewandowskiego

Brak w składzie "wykartkowanego" Roberta Lewandowskiego wcale nie przeszkodził Borussii Dortmund w odniesieniu kolejnego efektownego zwycięstwa na boiskach Bundesligi. Mistrzowie Niemiec pewnie pokonali 3:0 Eintracht Frankfurt. "Lewego" z powodzeniem wyręczył w zdobywali goli Marco Reus, zapisując na swoim koncie hat-tricka.Całe spotkanie w barwach BVB zagrali Łukasz Piszczek i Jakub Błaszczykowski, jednak tym razem reprezentanci Polski znaleźli się w cieniu znakomitych w sobotni wieczór Marco Reusa i Mario Goetzego.


Komplet i awans

Na kolejkę przed końcem rozgrywek Ligi mistrzów piłkarze ręczni Vive Targów Kielce są już pewni pierwszego miejsca w grupie C. Trudno się temu dziwić, skoro w dziewięciu dotychczasowych spotkaniach wywalczyli komplet punktów, Dziś odprawili z kwitkiem francuską "siódemkę" Chambery Savoie HB, wygrywając 36:32 (18:17). Gdy w pierwszej połowie goście prowadzili różnicą już nawet 6 goli, zanosiło się na sensację. Mistrzowie Polski, grający wciąż bez kilku kluczowych graczy, pokazali jednak charakter. Jeszcze przed przerwą odrobili straty, a w drugiej połowie już niepodzielnie panowali na parkiecie.
Teraz podopieczni Bogdana Wenty mogą już ze spokojem szlifować formę przed meczami 1/8 finału Champions League i czekać na kolejnego pucharowego rywala, już w najlepszej "szesnastce" klubów Starego Kontynentu.


Był taki mecz (13)

Rekordzista świata "nie podskoczył"

Po dyscyplinach drużynowych, pora w tych sentymentalnych wspominkach oddać należny hołd "królowej sportu". W 1989 roku, po oddaniu do użytku nowego stadionu z bieżną tartanową, przed kielecką lekką atletyką otworzyły się zupełnie nowe perspektywy. Dwukrotnie byliśmy gospodarzami i organizatorami mistrzostw polski seniorów, a największy rozgłos przyniósł stadionowi Budowlanych rozegrany tu 16 czerwca 1993 roku prestiżowy memoriał Janusza Kusocińskiego. Jego wielką gwiazdą był rekordzista świata w skoku wzwyż mocno kontrowersyjny Patrick Sjoeberg, który w 1987 roku pokonał poprzeczkę na wysokości 2,42 m. Do dziś pozostaje on rekordem Starego Kontynentu, a jedynym, któremu udało się przeskoczyć Szweda jest słynny Kubańczyk Javier Sotomayor (2,45 m). Atmosferę tej imprezy mogliśmy poczuć już podczas specjalnie zwołanej konferencji prasowej przy Wawelskiej w stolicy na obiektach Skry, gdzie nasze lokalne media były licznie reprezentowane. Wyczuwało się wielkie oczekiwania wobec Kielc, które nagle i ze sporymi aspiracjami, pojawiły się na sportowej mapie lekkiej atletyki.
Niestety wielkie święto "królowej sportu" na Pakoszu kompletnie popsuła aura. Przenikliwy jak na czerwiec chłód oraz towarzyszący mu deszcz, kompletnie nie sprzyjały uzyskiwaniu dobrych wyników. Mimo to i tak kibice dopisali, trybuny wypełniły się do ostatniego miejsca i chyba nikt nie żałował spędzonego na stadionie czasu. Wiele rezultatów uzyskanych tamtego popołudnia w Kielcach, mimo upływu blisko 20 lat, do dziś pozostaje rekordami naszego tadionu. Na tej honorowej liście widnieją nazwiska Ukrainek Iriny Slusar (11,56 - w biegu na 100 metrów), Walentiny Fiesusziny (19,38 m - w pchnięciu kulą), Urszuli Włodarczyk (6374 pkt. w 7- boju), polskiej sztafety sprinterek 4 x 100 metrów (45,07 sek.), Michała Bartoszaka (7.51,77 min. na 3000 metrów), Białorusinów - Igora Łapiszina (17 m w trójskoku) i Siergieja Ataja (78,48 m - w rzucie młotem) oraz Rajmunda Kółko (78,14 m w rzucie oszczepem).


 Fatalne warunki atmosferyczne nie przeszkodziły w uzyskaniu światowego wyniku Arturowi Partyce, który sprawił sporego kalibru niespodziankę, rezultatem 2,30 m, pokonując faworyzowanego Patricka Sjoeberga. Oczywiście i ten wynik nie został jak do tej pory poprawiony na kieleckim stadionie, czemu z resztą trudno specjalnie się dziwić. Szwed podczas tego mitingu wzbudzał ogromne zainteresowanie nie tylko mediów, ale i kibiców. Nic dziwnego z gwiazd wielkiego światowego formatu na Pakoszu pojawiał się chyba tylko jeszcze Robert Korzeniowski, ale działo się to jeszcze w czasach poprzedzających jego największe sukcesy w karierze.
Odchodząc nieco od sportu, to bezsprzecznie największą postacią goszczącą kiedykolwiek na kieleckim stadionie lekkoatletycznym, wcale nie był Patrick Sjoeberg, ani też jakikolwiek inny sportowiec, ale... papież Jan Paweł II. To właśnie tu, 3 czerwca 1991 roku, na kole rzutni dyskiem, lądował, podczas pielgrzymki Ojca Świętego do ojczyzny, papieski helikopter . Niestety to kultowe miejsce już nie istnieje, bowiem zniknęło ze stadionu po remoncie obiektu, jaki miał miejsce na przełomie 2003 i 2004 roku.   

Zatrzymali Bolta!

Magiczna szybkość nie wystarczyła, by Usain Bolt debiutujący dziś w nocy w roli... koszykarza stał się gwiazdom meczu celebrytów rozegranego w ramach All Stars Weekend NBA w Houston. Sześciokrotny mistrz olimpijski w sprintach popisał się wprawdzie efektownym wsadem do kosza, ale była to jedyna skuteczna jego akcja w tym meczu akcja. Nic w tym specjalnie dziwnego, skoro Usainowi Boltowi przyszło grać przeciwko byłym gwiazdom NBA - Clyde'owi Drexlerowi i Dikembe Mutombo.

Odrodzenie "emerytki"

Po fatalnym występie Justyny Kowalczyk w Soczi, gdzie była ona tłem dla rywalek, a nawet zeszła z trasy, norweskie media odsyłały naszą narciarkę na sportową emeryturę. Tymczasem w ciągu dwóch tygodni forma Polki diametralnie się odmieniła i dziś w Davos nasza "emerytka" znów pokazała plecy rywalkom na czele z jej odwieczną rywalką Marit Bjoergen. Dziś Norweżka dwukrotnie, w kwalifikacjach oraz w finale, była wyraźnie wolniejsza od Justyny i to w tak nielubianym przez naszą reprezentantkę sprincie. Po raz ostatni Justyna Kowalczyk pokonała Marit Bjoergen rok temu!
Oby podobnie było podczas rozpoczynających się już za kilka dni mistrzostw świata w Val di Fiemme

Już wszystko jasne!

Niemiecki dziennik "Muenchner Merkur" podaje, że transfer Roberta Lewandowskiego do Bayernu Monachium jest już przesądzony. Informacja o przejściu polskiego napastnika z Borussii Dortmund do zespołu z Bawarii ma być ogłoszona po 27 lutego.
Klub z Bawarii zdaniem "Muenchner Merkur" ma zapłacić Borussii za reprezentanta Polski około 25-30 milionów euro.

piątek, 15 lutego 2013

Gruzińska "13"

Zimowe okno transferowe w ekstraklasie stoi pod znakiem przenosin kluczowych piłkarzy między dwoma stołecznymi klubami z Konwiktorskiej na Łazienkowską. śladem Tomasza Brzyskiego podążył dziś Władymar Dwaliszwili, który w Legii zagra z "trzynastką". C czy przyniesie ona szczęście gruzińskiemu napastnikowi.Konrakt opiewający na kwotę ok. pół miliona euro będzie obowiązywał przez 18 miesięcy.
Legia będzie pierwszym wiosennym rywalem piłkarzy Korony, a ten atrakcyjnie zapowiadający się mecz już 23 lutego o godzinie 18 na Arenie Kielc.

Ekstraklasa się... wykruszy?

Kibice odliczają dni do lutowych spotkań inaugurujących wiosenną rundę rozgrywek T-Mobile Ekstraklasy. Tymczasem coraz bardziej niepokojące sygnały docierają z różnych stron kraju. Chodzi o kłopoty finansowe klubów. Już nie tylko GKS Bełchatów oraz Polonia Warszawa są na granicy finansowej płynności. Kolejnym klubem nad którym zbierają się "czarne chmury" jest Ruch, który jak ujawnił "Fakt" przez ostatnie dwa lata nie wypłacał zawodnikom ani trenerom regulaminowych premii.  Na dodatek zapłaty 3 milionów złotych za transfery Macieja Sadloka i Pavla Sultesa domaga się od chorzowskiego klubu były właściciel Polonii, Józef Wojciechowski  i grozi oddaniem sprawy do sądu.
Arcyciekawie zapowiada się w tej sytuacji, nie tak odległy czasowo proces licencyjny na kolejny sezon. Czyżby o składzie ekstraklasy decyzje miały zapadać nie na murawie, lecz przy zielonym stoliku?

Był taki mecz (12)

Górnik wyśrubował rekord

Nie tylko bokserzy i piłkarze ręczni mogli się w latach 70-tych szczycić kompletami widzów na swoich spotkaniach. Miejsc na trybunach zabrakło także dla 12 listopada 1978 roku dla sympatyków futbolu, kiedy to na stadionie Błękitnych o drugoligowe punkty grał finalista Pucharu Zdobywców Pucharów (1970) - wielki Górnik Zabrze. Wówczas, podobnie jak to miało miejsce podczas opisywanego przeze mnie wczoraj meczu "siódemki" Korony z Gwardią Opole, spragnieni wielkich emocji szturmujący kibice wyłamali stadionowe bramy, by zobaczyć w akcji Jerzego Gorgonia, czy Henryka Wieczorka, którzy wsławili się występami w zespole "Orłów" Kazimierza Górskiego. podczas pamiętnych finałów mistrzostw świata w 1974 roku. Choć dziś już wiadomo, że to praktycznie nieprawdopodobne, a wręcz raczej niemożliwe, stadion przy ul. Ściegiennego, zdaniem mediów wypełniło tego popołudnia aż 20 tysięcy widzów. Obecna Arena Kielc, zbudowana dokładnie w tym samym miejscu, ze znacznie obszerniejszymi w porównaniu z tamtym stadionem trybunami, mieści bowiem oficjalnie tylko 15,5 tys. kibiców. Bez względu na liczby, to z pewnością padł rekord frekwencji nie istniejącego już stadionu Błękitnych. Pamiętam, że kibice byli praktycznie wszędzie, nie tylko oblegali stadionowe trybuny, schody, betonowe zakola stadionu, ale nawet okoliczne drzewa. Tak szczelnie wypełniony i tętniący życiem obiekt robił imponujące wrażenie. Niestety wsparcie kibiców na niewiele zdało się kielczanom. Wprawdzie toczyliśmy wyrównany bój z wielkim Górnikiem, dla którego był to jedyny w historii sezon występów na drugoligowych boiskach, ale defensywie Błękitnych raz w 33 minucie, "uciekł" młody 18-letni wówczas Andrzej Pałasz i punkty pojechały do Zabrza.



Warto przypomnieć nazwiska bohaterów tamtego spotkania. W barwach Błękitnych, prowadzonych przez trenera Bogumiła Gozdura, grali wówczas: Zbigniew Śliwa, Józef Trójca, Janusz Batugowski, Roman Szpakowski, Bogusław Wyrębkiewicz, Wacław Cybulski, Edward Lipiński, Kazimierz Kowalski, Marek Szymański, Marian Jusza, Marek Wrzosek oraz Lucjan Kwaśny i Tadeusz Gromulski, natomiast w Górniku: Waldemar Cimander, Bernard Jarzina, Jerzy Gorgoń, Henryk Wieczorek, Zygmunt Bindek, Ireneusz Lazurowicz, Emil Szymura, Krzysztof Szwezig, Edward Socha, Stanisław Gzil i Andrzej Pałasz. Trenerem zabrzan był Wówczas Władysław Żmuda.
Sezon, w którym rozegrano to spotkanie z pewnością nie najlepiej kojarzy się Błękitnym i ich ówczesnym sympatykom. Kielecka drużyna została bowiem zdegradowana z II ligi, natomiast Górnik, który w rewanżu w Zabrzu ponownie wygrał z Błękitnymi 1:0, z przewagą aż 13 punktów nad drugim w tabeli Starem Starachowice, powrócił po rocznej banicji do ekstraklasy.