piątek, 31 maja 2013

HIstoryczny weekend w Kolonii

Tego jeszcze w historii kieleckiego sportu nie było! Zespół z naszego miasta staje właśnie do walki o klubowy Puchar Europy w gronie czterech najlepszych "siódemek" Starego Kontynentu. W sobotę o godz. 15.15 w Lanxess Arenie w Kolonii mistrzowie Polski - piłkarze ręczni Vive Targów Kielce - zagrają półfinałowe spotkanie ze słynną Barceloną. W drugiej parze, o godzinie 18, na przeciwko siebie staną dwie niemieckie "siódemki" - THW Kiel oraz HSV Hamburg. Zwycięzcy sobotnich meczy w niedzielę zagrają o klubowy prymat w Europie, a wcześniej pokonani zmierzą się z małym finale.


Vive Targi Kielce czy Barcelona?                            Fot. EHF

Bez względu na to które miejsce wywalczy drużyna trenera Bogdana Wenty, już samo znalezienie się w tak elitarnym gronie jest największym sukcesem w kronikach kieleckiego szczypiorniaka. 

czwartek, 30 maja 2013

Pożegnanie na... mokro

Dzisiejszy, pożegnalny na Arenie Kielc, mecz z Widzewem, był taki jak cały sezon w wykonaniu piłkarzy Korony. Najpierw wodna nawałnica, niecodzienne 45-minutowe opóźnienie, a potem mokry futbol pełen chaosu i przypadkowości. Skończyło się na bezbrakowym remisie, który ucieszył jedynie łodzian, pieczętując ich utrzymanie w ekstraklasie. 
A Korona? Wprawdzie od kilku tygodni może myśleć o kolejnym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale do zadowolenia czy nawet choćby spokoju w klubie przy Ściegiennego powinno być bardzo daleko.
Co będzie dalej? W niedzielę zagramy "o pietruszkę" przy Bułgarskiej z Lechem i dopiero wtedy mogą zacząć się prawdziwe schody - z dopinaniem klubowego budżetu oraz kompletowaniem drużyny na przyszły, wydłużony o siedem spotkań, sezon. Według mnie, dla trenera Leszka Ojrzyńskiego oraz sporej grupy piłkarzy, nie wspominając już o działaczach - "poszukiwaczach sponsora" dla klubu misja Korona już się wypełniła i nic nowego - dobrego nie wniosą już oni do drużyny.
Najwyższa pora na zmiany o ile nie chcemy za rok o tej porze obudzić się w I lidze...
  

środa, 29 maja 2013

Moda bez logiki

Czym może pochwalić się polski futbol oprócz kompletnie nieprzewidywalnej ligi? To niekonwencjonalny sposób walki z "niegrzecznymi" kibicami. Praktycznie co tydzień wojewodowie wydają decyzje o zamykaniu części trybun na stadionach T-Mobile Ekstraklasy. Ostatnio takowe "spadły" na sympatyków Korony oraz Wisły. Nie wnikając w zasadność nałożenia kary, dla mnie najbardziej przedziwne w tym wszystkim jest to, że ci sami "podpadnięci" kibice bez najmniejszych problemów mogą oglądać mecze z innej części trybun, tej otwartej dla widowni. 
O co więc w tym wszystkim chodzi? Kogo ma dotykać ta kara? Coś mi się wydaje, że najbardziej służby porządkowe zabezpieczające mecz, które teraz będą miały naprawdę nie lata problem by zapanować nad całym tym "bałaganem". Przykładowo na Arenie Kielc wyrzuceni "za karę" ze swojego sektora szalikowcy zasiądą na przeciwległej trybunie, nomem omen tuż obok sympatyków łódzkiego Widzewa. Nie chcę krakać, ale dopiero teraz może być naprawdę "wesoło". No ale, przecież wojewoda swoje zrobił, bo zamknął kibicom ich ulubiony... sektor
Ale gdzie w tym wszystkim jakakolwiek logika? 

wtorek, 28 maja 2013

Mariusz walczy o życie

Jak doniósł "Fakt" były reprezentant Polski, Mariusz Jop ma poważne kłopoty zdrowotne i w jednym z warszawskich szpitali walczy o życie. Niespełna 35-letniego wychowanka KSZO Ostrowiec czeka przeszczep wątroby, a nikomu nie trzeba specjalnie tłumaczyć jak poważna to operacja.
Trzymajmy kciuki za Mariusza, który rozgrywa z pewnością najważniejszy mecz w życiu...

poniedziałek, 27 maja 2013

Wszystko już jasne

Do dziś była to publiczna tajemnica. Teraz już wszystko jest jasne.
Robert Lewandowski przechodzi do Bayernu Monachium - poinformował właśnie w rozmowie z TVN24 menedżer zawodnika Cezary Kucharski.
Jedyną niewiadomą pozostaje kiedy popularny "Lewy" dołączy do drużyny mistrza Niemiec. W najbardziej pesymistycznym wariancie, jeśli kluby z Dortmundu i Monachium nie dojdą do porozumienia, nastąpi to za rok po wygaśnięciu aktualnego kontraktu polskiego napastnika, jednak jest to raczej mało prawdopodobne.

sobota, 25 maja 2013

Jednak Bayern!

Borussii nie pomógł ani Robert Lewandowski, ani Kuba Błaszczykowski, ani też fenomenalnie broniący Roman Weidenfeller. Nie po raz pierwszy zawiedli stoperzy BVB i to mistrzowie Niemiec na Wembley wznieśli w górę najcenniejsze trofeum klubowej piłki nożnej. Jeszcze na kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry zanosiło się na dogrywkę, ale Arjen Robben w dziecinny sposób ograł środkowych obrońców Borussii i przesądził o wygranej skuteczniejszego dziś Bayernu 2:1 w wielkim finale Champions League.

To cenne trofeum po raz piąty przypadło Bayernowi
Nam pozostaje cieszyć się z występu w najważniejszym klubowym meczu roku aż trójki Polaków, co w historii futbolu jeszcze się nie zdarzyło.

Michniewicz upokorzył "Kolejorza" i... Legia już mistrzem!

Po sobotnim remisie 1:1 legionistów z Widzewem w Łodzi wydawało się, jest to dobry wynik dla goniących lidera piłkarzy Lecha. Tymczasem dziś "Kolejorz" przy Bułgarskiej sensacyjnie uległ broniącemu się przed spadkiem Podbeskidziu 0:2, a to oznacza, że na dwie kolejki przed końcem sezonu drużyna trenera Jana Urbana po 7-letniej przerwie została już mistrzem Polski. Tego chyba nikt się nie spodziewał, zwłaszcza po wczorajszej "wpadce" legionistów, która niespełna 24 godziny później okazała się być... sukcesem na miarę dubletu. Na dodatek Lecha upokorzył nie kto inny, jak Czesław Michniewicz, który nie tak dawno został ratownikiem "Górali, ale nigdy nie ukrywał sympatii i wielkiego sentymentu do klubu z Bułgarskiej.

Ten puchar czeka już na piłkarzy z Łazienkowskiej. fot: ekstraklasa.org
 Taka nieobliczalna już jest ta nasza liga. I jeszcze lokalny akcent. Korona wprawdzie w tym sezonie na wyjeździe nie wygrała meczu, ale za to jako jedyna pokonała wiosną mistrza Polski...

Zrobili swoje!

Trudno nie cieszyć się z mistrzostwa Polski, zwłaszcza, że to już dziesiąty tytuł dla Kielc w ciągu ostatnich 20 lat. Z drugiej strony jednak nie sposób było oczekiwać innego scenariusza. W końcu "siódemka" Vive Targów Kielce to minimum czwarta drużyna Europy więc jak ekipa budowana z myślą o sukcesach w Lidze Mistrzów, ze zdecydowanie największym budżetem w polskiej piłce ręcznej, miałaby sobie nie poradzić w słabiutkiej PGNiG Superlidze. W Płocku drużyna trenera Bogdana Wenty po prostu zrobiła swoje i chwała jej za to, bo przecież w rundzie zasadniczej właśnie w Orlen Arenie przydarzyła się jej przedziwna wpadka w postaci przegranej aż 7 golami. W piątek cudu już nie było i nowi starzy mistrzowie Polski mogą skupić się już tylko na walce w Final Four o prymat na Starym Kontynencie.
I jeszcze jedna refleksja po Wielkim Piątku kieleckiej piłki ręcznej. Niestety już mniej radosna. Otóż z niedowierzaniem przeczytałem pomeczową wypowiedź prezesa kieleckiego klubu o grze w siedmiu przeciwko dziewięciu rywalom i skandalicznym sędziowaniu w Płocku. Po co i komu to ma służyć? Przecież to już historia, zamknięty rozdział. Przynajmniej w tak wyjątkowej i radosnej chwili, jaką jest zdobycie mistrzostwa Polski, można by sobie darować tych często "dyżurnych" i niczemu nie służących pretensji, tym bardziej, że wielokrotnie widziałem już o wiele gorsze i bardziej stronnicze sędziowanie niż w piątek w Orlen Arenie.
Zamiast więc bezsensownie narzekać, cieszmy się z dziesiątego mistrzostwa Polski oraz dubletu i już teraz trzymajmy kciuki za Vive Targi Kielce w Final 4 Champions Legue w Kolonii.  

piątek, 24 maja 2013

Dziesiąta "korona" dla Kielc!

Po horrorze w drugiej połowie wygrywamy w Orlen Arenie z Wisłą 27:24 i w play-off 3:0! Obroniliśmy mistrza Polski! Kielce stolicą polskiego męskiego szczypiorniaka po raz dziesiąty!!!!
W drugiej połowie meczu emocji było znacznie więcej niż przed przerwą. Głównie za sprawą wybornej grze w bramce Marcina Wicharego nafciarze w 46 minucie odrobili stratę i doprowadzili do remisu 23:23. Na więcej nie było ich jednak już stać. Lost spotkania rozstrzygnęły się jednak dopiero w 57 minucie, kiedy to odskoczyliśmy na 25:23 i po końcowej syrenie w Orlen Arenie mógł polać się szampan na cześć nowego - starego mistrza Polski.

Koronacja coraz bliżej

Znakomicie rozpoczęli trzeci finałowy mecz play-off w Orlen Arenie w Płocku piłkarze ręczni Vive Targów Kielce. Mistrzowie Polski w pierwszych 10 minutach wprost znokautowali gospodarzy, obejmując prowadzenie 9:3. Gdy wydawało się, że gra będzie toczyć się już pod kontrolą kieleckiej "siódemki", podopieczni trenera Bogdana Wenty zupełnie niepotrzebnie pozwolili rywalowi "podnieść się". W efekcie na 7 minut przed przerwą było już tylko 13:11 i nasi rywale mieli nawet okazje do strzelenia kontaktowego gola. Końcówka tej odsłony należała jednak do "siódemki" Vive TK, która zeszła na przerwę prowadząc16:13.
Jubileuszowy - dziesiąty tytuł mistrza Polski dla Kielc coraz bliżej!

czwartek, 23 maja 2013

W Gliwicach "rządził"... Trela

Bohaterem meczu Piasta z Koroną był bezsprzecznie bramkarz gospodarzy Dariusz Trela. Najpierw zawalił gola "wypluwając" piłkę po strzale Michała Janoty prosto pod nogi Kamila Adamka (wespół z Janem Polakiem), by w końcówce pierwszej odsłony wybronić rzut karny Pawła Golańskiego oraz dobitkę Artura Lenartowskiego. Skończyło się na remisie 1:1, który nie zadowolił z pewnością nikogo. Tak blisko pierwszej w tym sezonie wyjazdowej wygranej złocisto-krwiści chyba jeszcze nie byli. Szkoda, bo zwłaszcza po przerwie, to Korona zdominowała dobrze spisującego się wiosną gliwickiego beniaminka. Gdy w 67 minucie z boiska za kartki "wyleciał" Jan Polak wydawało się, że wreszcie "pęknie" ta czarna wyjazdowa passa drużyny Leszka Ojrzyńskiego. Niestety zabrakło... Macieja Korzyma, nie miał kto strzelić zwycięskiego gola i koroniarzom przyszło zadowolić się remisem.
Złocisto-krwiści wracają więc do Kielc z zaledwie jednym punktem i (po raz kolejny)... niedosytem, gdyż byli dziś bezsprzecznie zespołem lepszym od Piasta.

środa, 22 maja 2013

Jedynak Korzym

 Maciej Korzym jako jedyny piłkarz Korony znalazł się na liście nominowanych przez Ekstraklasę S.A. i dziennikarzy Canal+ do specjalnych nagród za sezon 2012/13, jakie zostaną wręczone 3 czerwca podczas Gali Ekstraklasy

A oto nazwiska nominowanych:

ODKRYCIE SEZONU:
- Bartosz Bereszyński (Legia Warszawa)
- Bartłomiej Pawłowski (Widzew Łódź)
- Tomasz Podgórski (Piast Gliwice)
- Filip Starzyński (Ruch Chorzów)
- Mariusz Stępiński (Widzew Łódź)

BRAMKARZ SEZONU:
- Jasmin Burić (Lech Poznań)
- Dusan Kuciak (Legia Warszawa)
- Łukasz Skorupski (Górnik Zabrze)
- Dariusz Trela (Piast Gliwice)
- Emilijus Zubas (PGE GKS Bełchatów)

OBROŃCA SEZONU:
- Jarosław Bieniuk (Lechia Gdańsk)
- Łukasz Broź (Widzew Łódź)
- Artur Jędrzejczyk (Legia Warszawa)
- Marcin Kamiński (Lech Poznań)
- Thomas Phibel (Widzew Łódź)

POMOCNIK SEZONU:
- Jakub Kosecki (Legia Warszawa)
- Daniel Łukasik (Legia Warszawa)
- Sebastian Mila (Śląsk Wrocław)
- Tomasz Podgórski (Piast Gliwice)
- Aleksander Tonev (Lech Poznań)

NAPASTNIK SEZONU:
- Robert Demjan (Podbeskidzie Bielsko-Biała)
- Władimir Dwaliszwili (Legia Warszawa)
- Maciej Korzym (Korona Kielce)
- Danijel Ljuboja (Legia Warszawa)
- Bartosz Ślusarski (Lech Poznań)

TRENER SEZONU:
- Marcin Brosz (Piast Gliwice)
- Adam Nawałka (Górnik Zabrze)
- Mariusz Rumak (Lech Poznań)
- Piotr Stokowiec (Polonia Warszawa)
- Jan Urban (Legia Warszawa)

Z tego grona wszyscy zawodnicy pierwszych zespołów oraz trenerzy ligowych drużyn wybiorą po jednym nazwisku w każdej kategorii. Nieco inaczej wygląda kwestia wyboru Piłkarza Sezonu. Tego zawodnicy i trenerzy będą mogli wybrać w otwartej formule, czyli zagłosują na kogo tylko będą chcieli.

Dawno już reprezentacja złocisto-krwistych wśród nominowanych nie była tak skromniutka, ale i kończący się sezon, co by nie mówić, to udany dla Korony z pewnością nie był...

wtorek, 21 maja 2013

"Jovka" w Lidze Mistrzów!?

Koniec sezonu piłkarskiego coraz bliżej. Przybywa więc i transferowych spekulacji. Dziś media upubliczniły listę życzeń transferowych stołecznej Legii, która jest o krok o powrotu na mistrzowski tron po 7 latach przerwy. Jest na niej nazwisko Vlastimiera Jovanovicia, dla którego rzeczywiście kończące się rozgrywki były niezwykle udane. Popularny "Jovka" znalazł się u boku takich piłkarzy jak: Emilijus Zubas, Seweryn Michalski (GKS Bełchatów), Bartłomiej Pawłowski (Widzew), Szymon Pawłowski (Zagłębie), Filip Starzyński (Ruch), Paweł Wszołek (Polonia) oraz Robert Demjan (Podbeskidzie).
Długa ta lista, nawet jak na zasobną Legię, a swoją drogą który z wymienionych graczy nie miałby ochoty zagrać w Lidze Mistrzów... 

niedziela, 19 maja 2013

Pogrom "Jagi" i... dramat Korzyma

Radość i... smutek - tak najkrócej można by spuentować mecz piłkarzy Korony z Jagiellonią. Wprawdzie złocisto-krwiści wreszcie się obudzili i po 45 minutach prowadzili już 3:0, jednak radość z wyniku kompletnie popsuła koszmarna kontuzja Macieja Korzyma, który w starciu z bramkarzem gości doznał otwartego złamania nogi. Jakub Słowik okupił nieumyślny, ale brutalny faul na napastniku Korony, czerwoną kartką, co i tak w niczym nie rekompensuje dramatu faulowanego gracza kieleckiej drużyny. Osłabiona liczenie "Jaga" walki w tym meczu już nie podjęła...
Skończyło się na rekordowym 5:0 dla Korony, ale największy aplauz w drugiej połowie na Arenie Kielc wzbudził... powrót ze szpitala na ławkę rezerwowych gospodarzy Maćka Korzyma, oczywiście o kulach, z kontuzjowaną nogą w gipsie. A po meczu razem z kolegami z drużyny na murawie fetował efektowne zwycięstwo złocisto-krwistych. To dopiero jest "twardziel"...

sobota, 18 maja 2013

Lewandowski nie dogonił króla

Robert Lewandowski już w 6 minucie meczu BVB Dortmund z TSG 1899 Hoffenheim wpisał się na listę strzelców i w tym momencie dogonił Stefana Kiesslinga z Bayeru Leverkusen w wyścigu po koronę króla strzelców Bundesligi. Pogoń okazała się jednak nieskuteczna, bowiem w ostatniej minucie meczu w Hamburgu do siatki trafił Kiessing i to jemu z dorobkiem 25 goli w sezonie przypadła korona króla strzelców.
Polskiemu napastnikowi na pocieszenie pozostała największa liczba goli (23) strzelonych z gry, bowiem gracz z Leverkusen ma na swoim koncie tylko 22 takie trafienia. 

Legia pewna swego

Tylko jakiś kataklizm może odebrać piłkarzom Legii mistrzostwo Polski. Na trzy kolejki przed końcem sezonu drużyna trenera Jana Urbana ma po dzisiejszej wygranej 1:0 już 5 punktów przewagi nad poznańskim Lechem oraz dodatkowy atut w postaci lepszego bilansu bezpośrednich spotkań. Drużynie z Łazienkowskiej do powrotu, po 7 latach, na futbolowy tron brakuje więc praktycznie tylko jednego zwycięstwa. Byłoby to wyjątkowym wręcz frajerstwem nie wykorzystać takiej szansy, a przy okazji jeszcze ustrzelić dublet.
Sam mecz, jak to zwykle z hitami bywa, rozczarował, choć właśnie takiego, a nie innego przebiegu tego spotkania można się było spodziewać. Większy apetyt na komplet punktów miała Legia i to był rozstrzygający atut. "Kolejorz" myślał przede wszystkim by nie przegrać i zachować 2-punktową stratę do lidera. Taktyka okazała się zabójcza, bo pozbawiła poznaniaków realnych szans na walkę o tytuł.
I jeszcze jedna refleksja. Szkoda, że najważniejszy mecz sezonu w Polsce, za sprawą chorych wymogów ramówki TVP, musiał (nie po raz pierwszy zresztą) zostać rozegrany w iście piknikowej, upalnej aurze, rezerwowanej zazwyczaj na najmniej atrakcyjne spotkania z udziałem ligowych outsiderów. Wyniku to oczywiście nie wypaczyło, ale bez wątpienia straciło na tym widowisko. Zupełnie inaczej gra się przecież wieczorem w blasku jupiterów, gdy upał już tak nie doskwiera.   

piątek, 17 maja 2013

"Lewy" u... bukmachera

Futbolowy biznes daleko wykracza poza piłkarskie boiska! O tym, że Robert Lewandowski urasta do miana gwiazdy światowego formatu najlepiej świadczy fakt, iż polski napastnik znalazł się nawet w ofercie jednego z brytyjskich bukmacherów. Oczywiście przedmiotem zakładu jest transfer Polaka oraz klub, w jakim zagra od początku przyszłego sezonu. Jak na razie "faworytem" jest Bayern, na którym gracze mogą zarobić 1,8 funta za każdego postawionego. Znacznie więcej można by się wzbogacić na przejściu Lewandowskiego do Manchesteru United (kurs 3.5), nie mówiąc o niedawnym zwycięzcy Ligi Europy - Chelsea (kurs 6).
Ciekawe czy sam piłkarz może obstawiać, bo on pewnie już dobrze wie gdzie zagra po wakacjach...

środa, 15 maja 2013

Dyżurny temat powraca...

Powoli dobiega końca sezon piłkarskiej ekstraklasy i zgodnie z kielecka tradycja wraca temat "budżetowej dziury" drużyny Korony. Znów słychać alarmy o "czarnych chmurach" nad klubem, o planowanej letniej wyprzedaży piłkarzy. Dla nikogo, kto choć trochę zna sportowe mechanizmy i realia, nie może to być specjalnym zaskoczeniem. Z finansowymi trudnościami, w czasach gospodarczego kryzysu, borykają się nawet kluby o wiele bogatsze, mające hojnych prywatnych sponsorów. A co dopiero taki, jak Korona, żyjący od dobrych kilku lat na "miejskim garnuszku". Cudów nie ma. Nie da się utrzymać drużyny na poziomie czołówki ekstraklasy, bazując jedynie na pieniądzach z kasy miasta od podatników, z praw do transmisji telewizyjnych oraz od grupy mniej lub bardziej drobnych reklamodawców. To prawda, że najlepszym sponsorem piłkarzy są ich kibice, ale w Kielcach ostatnimi laty i z nimi coraz gorzej. Po ostatnich występach drużyny trenera Leszka Ojrzyńskiego specjalnie się z resztą temu nie dziwię, bo swoją grą złocisto-krwiści sprawiają wrażenie jakby chcieli odstraszyć od przychodzenia na stadion i tych ostatnich najwierniejszych fanów. Oczywiście pojawiły się plotki, że piłkarze źle grają na złość klubowi, bo ten im nie płaci, więc kółko się zamyka. Nie ma się co oszukiwać. Czasy przywiązania do barw klubowych odeszły w nicość. Zawodowy piłkarz ma gdzieś w jakim klubie gra i pójdzie tam gdzie mu za to lepiej zapłacą. Taka jest brutalna prawda. 
O ile więc do Korony nie zawita wreszcie normalność, w postaci strategicznego sponsora klubu, który uporządkuje sytuację zarówno od strony ekonomicznej, jak i sportowej, nic się nie zmieni. Jednak i w tej kwestii natrafiamy na kolejny pat. Żaden prywatny inwestor nie zdecyduje się na kupno jedynie części, a nie całości - 100 procent klubowych akcji, co od kilku lat próbują z uporem maniaka przeforsować obecne władze Korony, a zarazem miasta. Tak dobrze to niestety nie ma. Nie da się czegoś sprzedać, a jednocześnie nadal to mieć i najlepiej tym zarządzać za cudze pieniądze. To tak jakby ktoś miał kupować na własność nowe mieszkanie, ale ze... starym lokatorem. Nikt przy zdrowych zmysłach, nawet z grubym portfelem, na taki układ nie pójdzie.
W lipcu Koronie "stuknie" 40-tka. Jubilatowi oczywiście wypada z tej okazji życzyć dobrej kondycji, sukcesów i optymistycznego spojrzenia w przyszłość. W obecnej sytuacji klubu, to jednak są niestety tylko slogany, a nie mogące się realnie urzeczywistnić powinszowania...

wtorek, 14 maja 2013

Boniek dopiął swego!

Wszystko wskazuje na to, że w sezonie 2013/14 piłkarska ekstraklasa zagra jednak według nowej zreformowanej formuły 37 spotkań. Na dzisiejszym spotkaniu z udziałem przedstawicieli klubów podjęto decyzję o zarekomendowaniu do przyjęcia na sezon 2013/2014 formuły rozgrywek „ESA 37” z podziałem punktów po sezonie zasadniczym. Zarząd Ekstraklasy SA przesłał do PZPN rekomendację dotyczącą formuły, terminarza oraz regulaminu rozgrywek na przyszły sezon. Ekstraklasa SA liczy, że zgodnie z zapowiedziami Zarządu PZPN regulamin i terminarz rozgrywek Ekstraklasy na sezon 2013/2014 zostaną zatwierdzone nie później niż do 22 maja.
Zbigniew Boniek, który warunkował wprowadzenie reformy od dzielenia punktów po sezonie zasadniczym, odniósł więc dyplomatyczny sukces. Ciekawe jak przełoży się on na poziom i atrakcyjność rozgrywek w przyszłym sezonie...

Lewandowski jak... Messi

Jak myślicie, co łączy gwiazdora Tottenhamu Garetha Bale i skrzydłowego AC Milan Stephana El Shaarawy z Robertem Lewandowskim? Oczywiście futbol, ale nie tylko ten na zielonej murawie. Otóż twarze tych trzech znakomitych piłkarzy mają zdobić... okładkę najnowszej edycji najpopularniejszej piłkarskiej gry komputerowej na świecie "FIFA 2014". Popularny "Lewy" trafił już  wprawdzie na okładkę tej gry przed trzema laty, ale jedynie do jej polskiej edycji. Teraz ma stać się światową twarzą tej kultowej gry, co najlepiej obrazuje postęp sportowo-wizerunkowy poczyniony przez naszego napastnika. Robert Lewandowski znajdzie się w tym samym szeregu co niekwestionowane gwiazdy futbolu jak Leo Messi czy Wayne Rooney.
Oby nie tylko wirtualnie, na ekranach komputerów i konsol...

poniedziałek, 13 maja 2013

Był taki mecz (59)

Ekstraklasa pełna gwiazd

Dziś nieco nietypowy wpis moich  retrospekcji, bo nie związany bezpośrednio z lokalnym, świętokrzyskim sportem. Jest on niejako konsekwencją mojej wczorajszej notatki, dotyczącej polskiej ekstraklasy piłkarzy ręcznych sprzed ponad 30 lat, która poziomem na głowę biła dzisiejszą PGNiG Superligę.Obecnie, by wyłonić mistrza kraju, można by na dobrą sprawę z góry zarządzić rywalizację play-off "siódemek" Vive Targów Kielce oraz Orlenu Wisły Płock, gdyż pozostałe drużyny ustępują temu duetowi przynajmniej o klasę. Skoro nie tak dawno kielczanie w półfinale play-off pokonali aspirujące do brązu Azoty Puławy,  różnicą 28(!) goli, to wszelki komentarz jest po prostu zbyteczny.
Pewnie, że w przeszłości, liga też miała swoich dominatorów. Serię tytułów zapisywały na swoim koncie kolejno "siódemki" wrocławskiego Śląska, krakowskiego Hutnika, gdańskiego Wybrzeża, czy później, już w latach 90-tych kieleckiej Iskry. Rywalizacja o tytuły była jednak z pewnością bardziej wyrównania niż to ma miejsce teraz, a co za tym idzie ciekawsza, mimo iż próżno było w składach polskich "siódemek" szukać zagranicznych graczy. Ekstraklasa była pełna naszych polskich "gwiazd", co przekładało się bezpośrednio na reprezentację narodową. W 1982 roku biało-czerwoni odnieśli historyczny sukces, po raz pierwszy stając na podium mistrzostw świata. Nasza drużyna narodowa wróciła z Dortmundu z brązowymi medalami, mimo iż przystępowała do turnieju w roli beniaminka, który jeszcze rok wcześniej występował w światowej grupie B. Turniej rozegrany Francji był jednak prawdziwym popisem biało-czerwonych, którzy pokonując kolejno Holandię 29:20, gospodarza mistrzostw - Francję 27:23, Austrię 25:9, Szwecję 24:17, Islandię 25:16 oraz Czechosłowację 23:16 zdobyli mistrzostwo świata grupy B, równoznaczne z awansem do elity.

Biało-czerwoni podczas mistrzostw świata grupy B we Francji w 1981 roku
 Mistrzostwa świata grupy A, rozgrywano na przełomie lutego i marca 1982 roku w RFN, a Polacy rozpoczęli je od wygranych w grupie nad Szwajcarami 16:15 i Japonią 28:19. Dopiero w starciu w Kolonii, gdzie wkrótce w Final four Ligi Mistrzów walczyć będzie siódemka Vive Targów Kielce, zremisowali po dramatycznym boju z reprezentacją NRD 19:19. W fazie półfinałowej turnieju ulegliśmy wprawdzie drużynie RFN 17:18, ale zwycięstwa nad późniejszym mistrzem świata - ZSRR 21:17(!) oraz Czechosłowacją 24:23 dały naszej drużynie drugą lokatę w grupie za ZSRR i prawo gry o brązowy medal. Naszym rywalem w hali w Dortmundzie byli Duńczycy, których drużyna prowadzona przez trenerów Zygfryda Kuchtę i Aleksandra Wiecanowskiego pokonała 23:22.    
Jedną z kluczowych postaci reprezentacji polski w tym turnieju był rozgrywający kieleckiej Korony, Zbigniew Tłuczyński. Ponadto w tamtym zespole występowali: Andrzej Szymczak, Andrzej Miętus (wujek Sławomira Szmala), Andrzej Kącki, Janusz Brzozowski, Zbigniew Gawlik, Marek Panas, Jerzy Klempel (król strzelców MŚ z dorobkiem 33 goli w 7 spotkaniach), Grzegorz Kosma, Daniel Waszkiewicz, Ryszard Jedliński, Lesław Dziuba, Alfred Kałuziński, Jerzy Garpiel i Henryk Mrowiec.
 Co ciekawe wszyscy ci gracze, brązowi medaliści mistrzostw świata, w komplecie występowali na boiskach polskiej ekstraklasy i od 1975 roku, po awansie Korony do krajowej elity, grywali także na parkiecie kieleckiej hali Budowlanych przy ul. Jagiellońskiej. Ja jeszcze wówczas w roli kibica wielokrotnie miałem okazje przekonywać się o ich nietuzinkowych umiejętnościach, identyfikując się z tym zespołem. Dopiero po mistrzostwach świata w RFN, jesienią 1982 rokun popularny "Kukuś", czyli Jerzy Klempel, udał się na podbój Bundesligi, przenosząc się ze Śląska do Frisch Auf Goppingen.
W niczym nie ujmując nie tak dawnym osiągnięciom biało-czerwonych, którzy pod wodzą trenera Bogdana Wenty także stawali na podium MŚ, to była naprawdę wielka reprezentacja Polski, a medalowy sukces zwiastowała niejako wcześniejsza druga lokata (za ZSRR) wywalczona podczas turnieju o Puchar Świata w 1979 roku w Szwecji. Wtedy to obok Zbyszka w biało-czerwonych barwach grał także inny "koroniarz", jego starszy brat, Andrzej Tłuczyński.

niedziela, 12 maja 2013

Mistrz i uczeń

Narzekamy wciąż na polską ekstraklasę, a tymczasem tylko w naszej lidze mogą się dziać takie rzeczy jak dziś w Gliwicach. Mistrz Polski - Śląsk choć prowadził 1:0, został upokorzony przez beniaminka i to dosłownie w ostatniej akcji, przegrywając 2:3!. Co więcej Piast grał wtedy już w dziesiątkę. Teraz to "Piastunki" są, za plecami walczących o tytuł Legii oraz Lecha, trzecią siłą naszej ekstraklasy i zarazem głównym kandydatem do gry w... europejskich pucharach. Swoje 5 minut w Gliwicach miał także "sprawiedliwy" Marcin Borski, który podyktował karnego z kapelusza. Pięć goli, zmienność sytuacji, mnóstwo kolorowych kartek, "jedenastki" zasadne bądź nie, wynik ustalony "rzutem na taśmę". Czego więcej potrzeba dla atrakcyjności piłkarskiego widowiska. Ponoć nic dwa razy się nie zdarza, więc jak traktować dwa zwycięstwa gliwickiego "ucznia" nad wrocławskim wciąż mistrzem Polski? To nie może być przypadek... 
Jeszcze więcej goli i emocji było na "Bursztynowej PGE Arenie" w Gdańsku, gdzie padło aż 8(!) goli, w tym dwa decydujące w samej końcówce, a Lechia po prawdziwej futbolowej kanonadzie zremisowała z Ruchem 4:4!
Doskonale znany w Kielcach Dariusz Wdowczyk chyba zrobił wszystko co mógł, by... uatrakcyjnić finisz ligi. Wprost niewiarygodna porażka jego Pogoni, na własnym boisku z zamykającym tabelę GKS Bełchatów, to nie lada wyczyn i prezent dla najgroźniejszych rywali. Sprawił on jednak, że mimo równoczesnej przegranej "górali" z Podbeskidzia przy Konwiktorskiej  i w strefie spadkowej wszystko jeszcze możliwe.
Oj będzie się działo. A do końca ligi już tylko cztery kolejki... 

Był taki mecz (58)

Amatorzy i zawodowcy

Łączy ich sukces oraz piłka ręczna, dzieli prawdziwa przepaść. Mowa o kieleckich piłkarzach ręcznych Korony z połowy lat 70-tych ubiegłego stulecia oraz szczypiornistów XXI wieku z Vive Targów Kielce. Jedni i drudzy bezsprzecznie wykreowali się na sportowych bohaterów Kielc, choć skala ich osiągnięć jest wręcz nieporównywalna. Mam na myśli historyczny - pierwszy awans do ekstraklasy Korony wywalczony 16 marca 1975 roku oraz o wiele bardziej spektakularny awans "siódemki" Vive Targi Kielce do Final Four Ligi Mistrzów, którego nikomu z sympatyków sportu w naszym mieście specjalnie przypominać nie trzeba. Oba te osiągnięcia bez wątpienia stanowiły 'kamień milowy" w historii kieleckiego szczypiorniaka, jednak jakże odmienne były nakłady poniesione na ich wywalczenie.
Do napisania tych retrospekcji zainspirowała mnie krótka notatka prasowa zamieszczona w "Słowie Ludu" przed 38 laty, przedstawiająca bohaterów tamtego awansu, których uwiecznia opublikowane poniżej zdjęcie. Starsi kibice z pewnością bez problemu poznają większość z tego grona. Jakże wymowna jest jednak ich gazetowa prezentacja, którą pozwolę sobie dokładnie zacytować.

Oni wywalczyli ekstraklasę dla Kielc
 Na zdjęciu stoją (od lewej): Zbigniew Tłuczyński (19 lat, uczeń), Zdzisław Wieczorek (26 lat, magister wf), Artur Janikowski (19 lat, uczeń), Jacek Łański (25 lat, technik elektryk), Marian Sienkiewicz (21 lat, student Politechniki Świętokrzyskiej), Edward Strząbała (36 lat, trener, magister wf), Jerzy Malcer (26 lat, pracownik umysłowy), Włodzimierz Sabatowski (19 lat, uczeń), Zbigniew Orliński (21 lat, technik drogowy), Marek Boszczyk (26 lat, technik mechanik), Jan Piotrowicz (26 lat, ślusarz); klęczą od lewej Marek Smolarczyk (kapitan zespołu, 26 lat, magister wf), Stefan Tatarek (bramkarz, 20 lat, technik energetyk), Paweł Leśniczak (bramkarz, 22 lata, ślusarz), Zdzisław Klimczak (25 lat, ślusarz). Na zdjęciu nieobecni są: Jerzy Bącal (23 lata, elektromechanik), kierownik sekcji Leszek Musiał oraz kierownik drużyny Leszek Świerczyński.
A dziś? Piłkarz ręczny to po prostu zawodowiec, który, oczywiście od pewnego poziomu, może skupić się tylko i wyłącznie na grze oraz doskonaleniu swoich umiejętności. To prawda, że i w tamtych czasach zakładowe etaty dla sportowców bywały fikcją, a stawiali się oni tylko co jakiś czas w miejscu pracy, by podpisać listy obecności oraz listę płac, jednak ten obrazek najlepiej ilustuje jak bardzo na przełomie ostatnich 40 lat zmienił się nasz sport. Mieliśmy do czynienia z amatorstwem, a co najwyżej "pseudozawodowstwem", które w tamtym ustroju było przecież czymś z formalnego punktu widzenia niedopuszczalnym. I to nie dla wszystkich sportowców, ale dla wybranych - tych najlepszych. W polskiej ekstraklasie nie grali wtedy zagraniczni szczypiorniści, a mimo to nie brakowało gwiazd europejskiego, czy nawet światowego formatu. Praktycznie każdy ligowy zespół miał swojego przynajmniej jednego lidera, który, mimo iż zazwyczaj na mecz dostawał "plastra" i tak te swoje przynajmniej 10 goli rzucił. W Koronie był to Zbyszek Tłuczyński, w Śląsku - Jerzy Klempel, w Hutniku - Alfred Kałuziński, w Wybrzeżu - Daniel Waszkiewicz, w Grunwaldzie - Jerzy Kuleczka, w Stali Mielec - Jan Gmyrek, w Pogoni Szczecin - Janusz Brzozowski. Nie wspomnę już o bramkarzach, którzy też stanowili o sile swoich drużyn jak choćby Andrzej Szymczak z Anilany, Andrzej Miętus ze Śląska, Andrzej Kącki ze Stali Mielec.  I tak można by wymieniać te kluczowe wówczas postacie naszego szczypiorniaka. Teraz sposób na gwiazdy jest o wiele prostszy, choć i zarazem o wiele droższy. Wystarczy "tylko" mieć odpowiednio zasobnego i zaangażowanego sponsora, czego najlepszym przykładam jest prezes Vive, Bertus Servaas.
A czy tamta, na pewno o wiele tańsza piłka ręczna była gorsza od tej dzisiejszej - w pełni zawodowej? Śmiem wątpić, a poziom rozgrywek ekstraklasy w porównaniu z obecnym to jakby zupełnie inna "bajka"...

sobota, 11 maja 2013

Pora na świętą wojnę

Zgodnie z planem piłkarze ręczni vive Targów Kielce już dziś zapewnili sobie awans do finału mistrzostw Polski. Wygrana w Puławach nad "siódemką" Azotów 25:23 nie przyszła jednak wcale łatwo, a losy wyniku ważyły się do ostatnich sekund. Mistrzowie Polski wygrali więc w play-off 3:0 i spokojnie kilka godzin czekali na finałowego rywala, czyli zespół Orlenu Wisły Płock, który wygrał dziś wieczorem w Kwidzynie z MMTS 30:22 (w łącznym bilansie play-off 3:0).
A teraz to już tylko święta wojna o złoto i obronę tytułu. Pierwsze dwa mecze 18 i 19 maja w Hali Legionów...

Już chyba tylko... cud

Korona jest na dobrej drodze, by jako jedyny zespół ekstraklasy nie wygrać w całym sezonie na wyjeździe. Co więcej od dziś każda z pozostałych drużyn w lidze przynajmniej 2-krotnie zwyciężała na stadionie rywala. Tymczasem  złocisto-krwiści "grają swoje", czyli nic i mają zero "na wyjazdowym liczniku". Tym razem nie dali rady przy Reymonta Wiśle, przegrywając aż 0:3, ale przy och podejściu do gry, nie trudno było to przewidzieć. Jest więc już 13(!) porażka w delegacji w bieżących rozgrywkach. Wprawdzie po przerwie było troszkę lepiej, bo Korona kilkakrotnie zagroziła bramce bardzo dobrze dysponowanego Michała Miśkiewicza, ale nic konkretnego z tego nie wynikło. Skończyło się więc... jak zwykle - bez wygranej, a nawet bez choćby strzelonego gola. Już chyba tylko w Gliwicach z Piastem kielczanie będą mogli powalczyć o przerwanie tej niechlubnej, wyjazdowej passy, bo raczej trudno przypuszczać by dokonali tego w ostatniej kolejce przy Bułgarskiej, grając przeciwko kandydującemu do tytułu mistrza Polski "Kolejorzowi".
Prawdę mówiąc jednak, w formie jaką drużyna trenera Leszka Ojrzyńskiego prezentuje w ostatnich tygodniach trudno jednak spodziewać się jakiegokolwiek sukcesu, no chyba, że stanie się cud. Jedyne co cieszy, to wciąż w miarę bezpieczny 8-punktowy zapas nad strefą spadkową. A co dalej? Obawiam się, że bez radykalnych zmian w składzie oraz sztabie szkoleniowym perspektyw na jakąkolwiek poprawę brak. Kolejne przeprosiny pana trenera niczego przecież nie załatwiają, a powtarzane co tydzień stają się wręcz żenujące...
  

Był taki mecz (57)

Jeden krok od Europy

Trzy dni temu poznaliśmy triumfatora 59 już edycji piłkarskiego Pucharu Polski. Po raz szesnasty, a zarazem trzeci z rzędu została nim stołeczna Legia. Kielce jeszcze nigdy nie szczyciły się takim trofeum, choć piłkarscy kibice z pewnością zazdroszczą tym od nieco mniejszej piłki. "Siódemka" Vive, to podobnie jak Legia w futbolu, etatowy triumfator pucharowej rywalizacji w piłce ręcznej. Siedem lat temu było jednak bardzo blisko, bowiem złocisto-krwiści dotarli do ścisłego finału, w którym zmierzyli się z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski. Mecz odbywał się 1 maja 2007 roku w południe, na stadionie broniącego się dziś przed spadkiem z ligi, a wówczas... lidera ekstraklasy - GKS Bełchatów.
Niestety drużyna prowadzona przez trenera Ryszarda Wieczorka, obecnie szkoleniowca  drugoligowego Energetyka ROW Rybnik, nie wykorzystała niebywałej wręcz szansy na historyczny dla kieleckiego futbolu triumf i równocześnie awans pierwszy w dziejach do rozgrywek europejskich pucharów. Mimo dopingu licznej grupy kieleckich kibiców, złocisto-krwiści, dla których przecież bełchatowski stadion był do tej pory bardzo szczęśliwy, między innymi za sprawą wywalczenia na nim awansu do ekstraklasy, przegrali z zespołem Dyskobolii 0:2 (0:1). Bramki w tym meczu zdobywali, występujący od kilku sezonów barwach Nottingham Forest Radosław Majewski oraz grający obecnie w trzecioligowej Polonii/Sparcie Świdnica, Jarosław Lato.

Tym razem stadion w Bełchatowie nie przyniósł szczęścia Koronie
 Finał okazał się bardzo pechowy dla Korony. Rywale już w 16 minucie objęli prowadzenie i to w dość kuriozalnych okolicznościach. Z ponad 30 metrów strzelał Radosław Majewski. Maciej Mielcarz, grający wówczas w bramce Korony, fatalnie obliczył tor lotu piłki i ku zaskoczeniu wszystkich ta wpadła do siatki. Jakby tego było mało, od 29 minuty zespół trenera Macieja Skorży, który prowadził "jedenastkę" z Grodziska, grał z liczebną przewagę w polu bowiem z boiska za drugą zółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę "wyleciał" Mariusz Zganiacz. Walcząc przez ponad godzinę w dziesiątkę złocisto-krwiści nie byli w stanie odrobić strat, a w ostatnim kwadransie nadziali sie jeszcze na kontrę rywala, która przypieczętowała w sumie zasłużone zwycięstwo Dyskobolii.
Warto przypomnieć składy w jakich obie drużyny występowały w tym pamiętnym dla nas finale. Choć od tego czasu minęło dopiero siedem lat wiele się pozmieniało. Dyskobolia wprawdzie radzi sobie bardzo dobrze, bo jest wiceliderem, ale nie w ekstraklasie, lecz w wielkopolskiej... klasy A, natomiast w Koronie z tamtego spotkania pozostał już tylko Paweł Golański.
W Koronie grali: Maciej Mielcarz, Paweł Golański, Marek Szyndrowski, Marcin Kuś, Robert Bednarek, Grzegorz Bonin, Mariusz Zganiacz, Hermes, Marcin Kaczmarek, Krzysztof Gajtkowski, Maciej Kowalczyk oraz Marcin Robak, Paweł Sasin i Michał Trzeciakiewicz. W zespole Dyskobolii natomiast: Aleksander Ptak, Radek Mynar, Mate Lacić, Łukasz Tupalski, Vlade Lazarevski, Piotr Piechniak, Piotr Świerczewski, Radosław Majewski, JArosław Lato, Adrian sikora, Filip Ivanovski oraz Marek Sokołowski, Piotr Rocki i Takesure Chinyama.
Mecz sędziował radomski arbiter, którego karierę sędziowską przerwała afera korupcyjna, Grzegorz Gilewski.
Ciekawe jak długo przyjdzie nam teraz czekać na kolejny finał Pucharu Polski z udziałem "koroniarzy"...

piątek, 10 maja 2013

Rewolucja na ringu

O medale olimpijskie na ringu w Rio de Janeiro będą walczyć zawodowcy! Wkrótce amatorzy walki na pięści zrzucą obowiązkowe kaski, a znikną też maszynki do głosowania. Walki punktowane będą systemem z zawodowych ringów czyli 10:9 za wygraną rundę. To prawdziwa rewolucja, która już teraz wzbudza ogromne kontrowersje.
Na pewno pojawienie się w ringu choćby braci Kliczków i całej  plejady "gwiazd" zawodowego boksu uatrakcyjni olimpijską rywalizację, tylko nijak się to ma to idei olimpizmu i czystości sportu lansowanej przez Pierre de Coubertina. Będą to już jednak nie igrzyska, lecz zawodowe mistrzostwa świata, w których amatorom boksu pozostanie właściwie tylko rola "chłopców do bicia", bo w walce na pięści z góry skazani będą na porażkę...

Kto rządzi piłką?

Danijel Ljuboja nie pomoże już zapewne Legii w walce o mistrzostwo Polski. Dziś Serb został odsunięty od stołecznej drużyny w konsekwencji jego pozaboiskowych występów... przy barze w jednym z warszawskich klubów, po drugim finałowym meczu Pucharu Polski. Inny bankietowicz - rodak Ljuboji, Miroslav Radović... zostaje w drużynie Jana Urbana, choć będzie go to trochę kosztowało. I kto rządzi piłką, skoro "władze" klubu zupełnie inną miarką "wyceniają" identyczne przewinienie? 
Czyżby przedziwny karomierz Legii brał pod uwagę jeszcze jakieś inne aspekty oprócz samego przekroczenia regulaminu? Zapewne, bo przecież Ljuboja i tak w czerwcu rozstaje się z klubem, więc strata stosunkowo niewielka, z Radovicia może być jeszcze dla Legii... pożytek.    

Był taki mecz (56)

Korona, czyli... "ano rok"

Wspominałem już na moim blogu obiecujący początek debiutanckiego sezonu 1975/1976 piłkarzy Korony na drugoligowych boiskach. Wygrana z Uranią Ruda Śląska1:0, cenny remis 1:1 w Zabrzu ze Spartą, pozwalały z umiarkowanym optymizmem patrzyć na przyszłość podopiecznych trenera Bogumiła Gozdura. Także mecz z BKS Bielsko, choć pechowo przegrany 1:2, mimo prowadzenia, uzyskanego już w 3 minucie po strzale Andrzeja Junga, wcale nie wróżył źle kieleckiemu beniaminkowi.
Terminarz rozgrywek sprawił, że już w czwartym meczu o drugoligowe punkty doszło do derbów Kielecczyzny. Korona podejmowana była wówczas przez zaliczany do ścisłej czołówki II ligi Star (ukończył rozgrywki na trzecim miejscu), a wśród kibiców, którzy szczelnie wypełnili starachowicki stadion przy ul. Radomskiej znalazłem się i ja. Te derby szczególnie utkwiły mi w pamięci także z tego powodu, że był to był to pierwszy wyjazdowy mecz Korony, jaki oglądałem jeszcze w roli nastoletniego kibica. Z punktu widzenia sympatyka kieleckiej drużyny wspomnienia z tego spotkania nie są jednak niestety zbyt miłe. Wprawdzie rozpoczęło się sensacyjnie, bo już w 8 minucie gry liczna grupa kieleckich kibiców z radością załopotała żółto-czerwonymi flagami, po tym jak piłkę do siatki gospodarzy wpakował oczywiście Andrzej Jung. Beniaminek skarcił więc faworyta, jednak Star pokazał w tym meczu dużą klasę, jeszcze przed przerwą po dwóch bramkach Jerzego Fotfolca, nie tylko odrobił stratę, ale i wyszedł na prowadzenie 2:1. Kiedy w 53 minucie filigranowy Tadeusz Nowak po raz trzeci w tym meczu pokonał nota bene eksstarachowiczanina Mariana Puchalskiego, nie było już wątpliwości kto wygra to spotkanie. Czary goryczy Korony dopełnił jeszcze samobój i derby skończyły się wysokim zwycięstwem Staru aż 4:1.Jak się potem okazało dały one początek fatalnej i co by nie powiedzieć bardzo pechowej passie Korony, która cztery kolejne drugoligowe mecze: z Odrą Opole (u siebie), Piastem w Gliwicach, Siarką Tarnobrzeg (u siebie) i Stalą w Stalowej Woli przegrywała w identycznym stosunku 0:1, wcale specjalnie nie ustępując rywalom. Beniaminkowi brakowało po prostu drugoligowego ogrania i cwaniactwa, które na piłkarskim boisku bardzo się przydaje. Mnie z rundy jesiennej tego sezonu w pamięci utkwił szczególnie jeszcze jeden mecz - z Moto Jelcz Oława. Było to pierwsze spotkanie jakie drugoligowa Korona zagrała wreszcie u siebie przy ul. Koniewa (dzisiejsza ul. Szczepaniaka), na zmodernizowanym stadionie SHL. Radość "koroniarzy" była podwójna, gdyż odnieśli oni swoje drugie w historii zwycięstwo w II lidze 1:0.


Andrzej Jung (nr 10) był obok Henryka Kiszkisa najskuteczniejszym strzelcem tamtej Korony
Niestety na wyjazdach kielczanie nadal śrubowali rekord 1-bramkowych porażek. W całym sezonie ponieśli ich aż siedem, a jak się potem okazało do utrzymania w gronie drugoligowców zabrakło nam zaledwie jednego punktu, a praktycznie kilkudziesięciu sekund.Po rundzie jesienniej z dorobkiem 11 punktów korona uplasowała się na 14 pozycji i tak też lokata przypadła jej niestety na koniec sezonu, choć wiosenny dorobek beniaminka był bogatszy o 2 punkty od jesiennego.
Emocje sięgnęły zenitu w ostatniej kolejce przed którą trzy bezpośrednio zagrożone spadkiem drużyny AKS Niwka, Sparty Zabrze oraz Korony miały na swoim koncie identyczny dorobek 23 punktów. Kielczan czekał jednak wyjazdowy mecz z AKS, natomiast Sparta grała w Dębicy z bezpieczną już Wisłoką. Wzorem kultowego Studia S-13 Radio Kielce relacjonowało oba te spotkania, a losy utrzymania w lidze ważyły się ws dosłownym znaczeniu do ostatnich sekund. Korona, by utrzymać się w lidze nie mogła pozwolić sobie na porażkę w Niwce, pod warunkiem jednak, że Sparta Zabrze nie wygra z Wisłoką. Do 90 minuty wszystko układało się po myśli Korony, która po heroicznym boju zremisowała z AKS 0:0. Niestety już w doliczonym czasie gry Sparta strzeliła gola w Dębicy i to zabrzanie cieszyli się z utrzymania. Scenariusz iście z... piłkarskiego pokera.
W debiutanckim drugoligowym sezonie Korona zgromadziła w 30 spotkaniach 24 punkty, wygrywając 10 spotkań, 4-krotnie remisując oraz doznając 16 porażek. Gole dla kieleckiej drużyny zdobywali: Henryk Kiszkis (pozyskany z KSZO) - 8, Andrzej Jung i Tadeusz Gromulski po 4, Stanisław Karkuszewski, Wiesław Popławski i Władysław Starościak - po 2, Jan Czarnecki, Bogumił Herman oraz Jan Majdzik po 1. Ponadto rywale Korony strzelili sobie 2 gole samobójcze.
Po tym pechowym dla kielczan sezonie, co bardziej złośliwi kibice degradację Korony "tłumaczyli" jakże wymownym znaczeniem jej nazwy, czytanej od końca - "ano rok"   

Kielecki fenomen

Kielce mają szanse zapisać się w kronikach sportowych rekordów Guinessa. Niestety niechlubnie. Chyba tylko u nas byłoby to możliwe, że zespół jeszcze nie tak dawno z powodzeniem reprezentujący miasto i kraj w europejskich pucharach wycofa się rozgrywek ekstraklasy i praktycznie przestanie istnieć. Mowa o piłkarkach ręcznych KSS, nad którymi który to już raz, zawisły "czarne chmury". Nie chce mi się już czytać kolejnych, zupełnie nic nie dających, apeli zarządu klubu, stanowiących między wierszami ultimatum dla władz miasta. Ich treść sprowadza się dla mnie do jednego - jeśli nie dacie kasy, to nie zagramy. To rzeczywiście najprostszy sposób na postawienie klubu na nogi. Na dłuższą metę jednak zupełnie niczego nie rozwiązujący.
Przecież lepszego czasu na znalezienie prawdziwego, a nie tylko doraźnego, sponsora klubu niż w sezonie, w którym kielczanki zaistniały na poważnie w europejskim szczypiorniaku, odnosząc największy w historii klubu sukces, jeszcze nie było i może już nigdy nie będzie. Obym nie wykrakał...

czwartek, 9 maja 2013

Dzielenie... podzieliło ekstraklasę

Za niespełna miesiąc kończą się rozgrywki piłkarskiej ekstraklasy, tymczasem nadal nie wiadomo jaka będzie jej formuła w nowym sezonie. Najpierw zbuntowała się większość klubów, nie specjalnie zainteresowana, rozgrywaniem dodatkowych siedmiu spotkań w sezonie. Gdy wydawało się, że konsensus jest blisko i potrzebna była już tylko parafka PZPN, dziś znów sprawa wróciła do punktu wyjścia. Spór idzie o zapis dzielenia na pół, bądź nie dzielenia punktów każdej z drużyn po rozegraniu 30 spotkań. Kluby optują za normalnym doliczaniem dorobku bez matematycznych poprawek, a na to nie godzi się prezes PZPN, Zbigniew Boniek, który wydał nawet specjalnie oświadczenie w tej sprawie.Według niego rezygnacja z dzielenia punktów po tzw. rundzie zasadniczej sprawia, że reforma rozgrywek, która ma je uatrakcyjnić mija się z celem.
Na wyjście z patowej sytuacji futbolowi działacze nie mają zbyt wiele czasu, bo tylko do 17 maja. Jeśli nie dojdzie do porozumienia ekstraklasa zagra w sezonie 2013/2014 po staremu. A może to i lepiej...

środa, 8 maja 2013

Był taki mecz (55)

Jedyny taki trener...

To już rok jak nie ma wśród nas Edwarda Strząbały. Jego nazwisko zna z pewnością każdy kibic piłki ręcznej i to nie tylko w naszym regionie. Ileż to sukcesów kieleckich "siódemek" współtworzył, ileż setek szczypiornistów przewinęło się przez prowadzone przez niego drużny, wreszcie ileż niezapomnianych chwil dostarczył nam wszystkim, kochającym piłkę ręczną. Także i ja wielokrotnie napotykałem na swojej drodze pana Edwarda. Najpierw, gdy jako nastolatek, z pierwszego rzędu tuż za trenerską ławką kibicowałem prowadzonej przez niego drużynie Korony. Już wtedy czułem, że to wielka i charyzmatyczna postać, bez której tak wielkich sukcesów kieleckiej piłki ręcznej, by nie było. Utwierdziłem się w tym przekonaniu w 1984 roku, gdy jako dziennikarz sportowy "Słowa Ludu" miałem okazje na zupełnie innej płaszczyźnie - zawodowej - współpracować z panem Edwardem. Zawsze pogodny, pełen optymizmu i werwy, którą przenosił nie tylko na swoje drużyny, ale i całe otoczenie. Po prostu mistrz motywacji. Nigdy nie zapomnę jak cieszyliśmy się z trzech awansów Korony do ekstraklasy (1975, 1978, 1984), historycznego brązowego medalu MP (1980) oraz z pierwszego Pucharu Polski dla Kielc (1985). Ten ostatni sukces dane mi było przeżywać już w roli dziennikarza. Na zawsze w pamięci pozostaną mi też barwne opowieści pana Edwarda po wywalczeniu przez jego egipski zespół El Ahly Kair Pucharu Afryki w 1987 roku. Kilka dobrych godzin trwało nasze spotkanie u niego w domu, które niepostrzeżenie z zawodowego, przerodziło się w iście przyjacielskie, bez względu na dzielącą nas różnicę wieku.Chyba nikt nie potrafił tak pięknie i barwnie opowiadać o piłce ręcznej, jego wielkiej życiowej miłości i pasji.

Edward Strząbała i jego wielki podopieczny, a dziś trener, Zbyszek Tłuczyński. 
 Kolejny etap naszej współpracy wiązał się z okresem złotych lat 90-tych, kiedy to najpierw Edward Strząbała zainicjował oddzielenie się sekcji piłki ręcznej od Korony i powrót do barw istniejącej wcześniej, od 1965 roku, Iskry. Oczywiście współuczestniczyłem w tych historycznych już wydarzeniach, kiedy w 1991 roku pierwszym prezesem "wskrzeszonej Iskierki" zostawał Jacek Wołowiec, a jej dyrektorem, a właściwie menedżerem, właśnie Edward Strząbała. Wtedy nikt z obecnych w kawiarni hali przy ul. Krakowskiej nawet nie marzył o późniejszych sukcesach. Oczywiście nikt z wyjątkiem pana Edwarda, który już wtedy w kuluarowych rozmowach mówił wprost "Idziemy na majstra". I słowa dotrzymał. Ta niepoprawna wydawałoby się wizja, zmaterializowała się szybciej niż się wszyscy spodziewaliśmy. Już w 2 lata później Kielce po raz pierwszy w historii zostały stolicą polskiego męskiego szczypiorniaka, a mnie przypomniały wtedy słowa mojego szefa i nauczyciela red. Mieczysława Kalety, który niestety nie doczekał tej wyjątkowej chwili. "Przez ponad 40 lat pisałem o kieleckim sporcie, ale nigdy nie dane mi było opisywać drużynowego mistrzostwa Polski seniorów dla Kielc. Może pan będzie miał więcej szczęścia...". I rzeczywiście miałem, bo mnie to marzenie spełniło się po niespełna 10 latach sportowej dziennikarki. W rok później Edward Strząbała jeszcze dodatkowo umocnił potęgę kieleckiego szczypiorniaka broniąc z Iskrą tytułu mistrza Polski, a wiadomo, że w myśl powiedzenia "Bij mistrza" sztuka jest o wiele trudniejsza, niż wywalczenie tytułu po raz pierwszy.
Wreszcie kolejny etap mojej współpracy z Edwardem Strząbałą miał miejsce już na początku XXI wieku, kiedy to był on przez jakiś czas szkoleniowcem beniaminka ekstraklasy MKS Końskie. Częste wspólne wyjazdy i powroty na trasie Kielce - Końskie - Kielce pozwoliły mi jeszcze lepiej poznać pana trenera. Co więcej wciąż wiele się od niego uczyć o piłce ręcznej, która połączyła nas na blisko 30 lat.
Niestety pana Edka od roku nie ma już wśród nas. Wszyscy go jednak pamiętamy i zapamiętamy na zawsze. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy na wieść o jego śmierci, oprócz rzecz jasna wielkiego smutku, był sposób na uczczenie jego pamięci. Wprawdzie Edward Strząbała nie miał nic wspólnego z Legionami, ale sądzę, że były to piękny gest, gdyby Hala Legionów, gdzie mecze rozgrywa "siódemka" Vive Targów Kielce, nosiła właśnie jego imię...

sobota, 4 maja 2013

Rezerwowy hit

Mimo iż Bayern już kilkanaście dni temu zapewnił sobie tytuł mistrza Niemiec, jego konfrontacja w Dortmundzie z BVB zapowiadała się jako prawdziwy hit. Przecież już za trzy tygodnie obie drużyny zmierzą się w finale Ligi Mistrzów. Obaj trenerzy nie chcieli jednak dziś odkryć wszystkich kart, więc na boisku zabrakło kilku "Asów" zarówno Bayernu, jak i Borussii. Mimo to mecz mógł się podobać. Remis 1:1 specjalnie nikogo nie ucieszył, ani też nie rozczarował. Nie brakowało także polskich akcentów. Niestety nie wszystkie były miłe. Wprawdzie Asystę zaliczył Kuba Błaszczykowski, ale Robert Lewandowski nie wykorzystał rzutu karnego, zaś Łukasz Piszczek z powodu urazu w ogóle nie pojawił się na murawie.
Na prawdziwy niemiecki, a praktycznie europejski hit przyjdzie więc poczekać do 25 maja...

Zabrakło jednego gola!

Niespodzianki nie było, bo i być nie mogło Fnalista Final Four nie miał najmniejszych problemów z pokonaniem w pierwszym półfinałowym meczu play-off "siódemki" Azotów Puławy. Sam wynik 49:21 wystarczy za cały komentarz do konfrontacji dwóch w końcu czołowych drużyn ekstraklasy. Kielecki zespół Vive Targów Kielce już przed przerwą wprost znokautował rywala kontrami, po dwóch kwadransach gry obejmując prowadzenie aż 22:7! Potem jedyne, co mogło elektryzować kibiców, to pytanie, czy zespół trenera Bogdana Wendy "złamie" w tym spotkaniu połowę setki. Zabrakło naprawdę bardzo niewiele, bo tylko jednego gola.
Swoją drogą wygrana obrońców tytułu z drużyną aspirującą w końcu do podium MP, różnicą aż 28 goli, to wymowne świadectwo jaka przepaść dzieli polską ligową piłkę ręczną od europejskiej czołówki. Tymczasem nasz odwieczny rywal z Płocka dopiero po dogrywce pokonał MMTS Kwidzyn 45:40.

piątek, 3 maja 2013

Szczęśliwy ten punkt, ale co dalej?

30 punktów "skompletowanych" dwa tygodnie temu przez piłkarzy Korony, teoretycznie gwarantujących utrzymanie w ekstraklasie, zamiast dać złocisto-krwistym spokój i swobodę gry, chyba zbytnio ich uspokoiło. Efekt - to zaledwie jeden punkt w dwu ostatnich meczach, rozegranych w kiepskim stylu. O ile w Szczecinie można było zrzucić winę na absencję kilku kluczowych graczy, to dzisiejszy brak jedynie Kamila Kuzery, który przecież nie zawsze ostatnio stanowił o sile drużyny, niczego już usprawiedliwić nie może. Przeżywające arcytrudną wiosną "Czarne Koszule" właśnie w Koronie znalazły sobie "pocieszyciela", a w odniesieniu nieoczekiwanego zwycięstwa, przeszkodziła im tylko głupia czerwona kartka Tomasza Hołoty, który  w 64 minucie wyleciał z boiska, osłabiając liczebnie zespół. W dużej mierze dzięki temu "rzutem na taśmę" Maciej Korzym uratował złocisto-krwistym bardzo szczęśliwy remis.Wcześniej był jeszcze bezsensowny faul Pavola Stano słusznie "wyceniony" na rzut karny dla gości.
Dla kompletnie bez wyrazu grającej drużyny trenera Leszka Ojrzyńskiego ten punkt jest o tyle ważny, że Podbeskidzie także tylko zremisowało z Zagłębiem Lubin, dzięki czemu złocisto-krwiści na 5 kolejek przed końcem sezonu zachowali w miarę bezpieczny 8-punktowy zapas nad strefą spadkową. Tyle, że z taką grą  marna to pociecha, wobec braku jakichkolwiek perspektyw na poprawę stylu gry tej drużyny.

czwartek, 2 maja 2013

Ustrzelą hat-tricka?

Po dzisiejszym zwycięstwie w pierwszym finałowym meczu PP nad Śląskiem we Wrocławiu 2:0 piłkarze Legii są o krok od pucharowego hat-tricka. Stołeczny zespół jest na dobrej drodze, by 8 maja po raz trzeci z rzędu wywalczyć Puchar Polski. Kropkę nad "i" drużyna trenera Jana Urbana powinna postawić w rewanżu przy Łazienkowskiej, do którego przystąpi w nader komfortowej sytuacji. Bohaterem meczu na wrocławskich Maślicach był Marek Saganowski, który już przed przerwą dwoma golami wybił z głowy marzenia wciąż aktualnego przecież mistrza Polski, na jakiekolwiek trofeum w obecnym sezonie. Śląsk wcale nie musiał tego meczu przegrać, jednak Waldemar Sobota to przeciwieństwo popularnego "Sagana", jeśli chodzi o wykańczanie sytuacji podbramkowych.
Jeszcze jedna, bardzo subiektywna, refleksja. PZPN ustalając terminy spotkań pucharowych polskich zespołów nie powinien wyznaczać ich tuż po rywalizacji Ligi Mistrzów, bo nie lada wyzwaniem było "przestrojenie się" w ciągu niespełna 24 godzin na zupełnie inną jakość futbolu. Niby ta sama gra, ale jednak jakże odmienna...

Gramy z Barceloną!!!

"Siódemka" Barcelony Intersport będzie 1 czerwca w Kolonii rywalem Vive Targów Kielce w półfinałowym spotkaniu Final Four Velux Champions League. Hiszpanie to 7-krotni triumfatorzy Ligi Mistrzów. W drugiej - niemieckiej parze THW Kiel zagra z HSV Hamburg.

Mecz Vive TK - FC Barcelona otworzy Final Four w Kolonii. Fot.eurohandball.com
 Podczas losowania, jakie odbyło się w Muzeum Niemieckiego Sportu i Olimpizmu w Kolonii, doszło do niecodziennej sytuacji, gdyż jedna z kulek z karteczkami wewnątrz opatrzonymi nazwami drużyn uczestniczących w Final Four, nie chciała się otworzyć i dopiero potraktowana metalowym termosem na kawę ujawniła swoją "tajemnicę". Był to zespół gospodarzy Final Four THW Kiel.
Czyżby miało to być proroctwo końcowego sukcesu popularnych "Zebr" w walce o klubowy Puchar Europy? 

Kto rywalem Vive Targów Kielce?

Choć Final Four piłkarzy ręcznych w Kolonii dopiero za miesiąc już dziś będziemy mieli przedsmak emocji związanych z tą jakże prestiżową imprezą z udziałem "siódemki" Vive Targów Kielce. Mistrzowie Polski poznają bowiem półfinałowego rywala, z którym zmierzą się 1 czerwca. Tym razem nie ma co mówić o szczęściu w losowaniu, bo cała trójka potencjalnych przeciwników to najwyższa półka europejskiego szczypiorniaka. No może lepiej byłoby nie trafić na gospodarzy z THW Kiel, ale czy mecz z Barceloną lub Hamburgiem na pewno byłby łatwiejszy?
Początek losowania o godz. 11.30 w Kolonii..

środa, 1 maja 2013

Katalońskie Waterloo

Przyznam, że po losowaniu par półfinałowych piłkarskiej Ligi Mistrzów uległem czarowi hiszpańskiego futbolu i byłem przekonany, że na Wembley dojdzie do kolejnego Grand Derbi między "Królewskimi" a "Dumą Katalonii". Właściwie już przed tygodniem te moje niby racjonalne prognozy legły w gruzach, po srogiej lekcji udzielonej hiszpańskim klubom w pierwszych meczach półfinałowych. Rewanże tylko potwierdziły, że by zwyciężać nie wystarczy tylko pięknie grać w piłkę, co niewątpliwie potrafią robić drużyny Realu i Barcelony. Trzeba to robić w sposób konsekwentny i wyrachowany, niczym niemiecka maszyna do wygrywania. Dziś Bayern przez 50 minut czekał na cios, który definitywnie upokorzy "Barcę". W wielkim stylu zadał go Holender Arjen Robben, rujnując mit wielkiej Barcelony. Czary goryczy Camp Nou dopełniły samobójczy gol Gerarda Pique oraz trafienie Thomasa Muellera.0:7(!) w dwumeczu to nie porażka a prawdziwa klęska Barcelony, uznawanej przez wielu za najlepszą drużynę świata oraz jej trenera Tito Vilanovy. Wprost nie do uwierzenia...
25 maja na Wembley zagrają więc po raz pierwszy w historii mistrz i wicemistrz Niemiec, a będzie to wielki rewanż za ich rywalizację na boiskach Bundesligi, z której zwycięsko wyszedł Bayern. Przed londyńskim finałem nie odważę się już wskazywać mojego faworyta, choćby z racji polskiego tercetu, na pewno bliższy serca jest zespół BVB.