Degradacja z ligi zwykle zniechęca nieco kibiców do swojej drużyny. Taka sytuacja nie miała jednak miejsca w przypadku "siódemki' kieleckiej Korony. Już inauguracyjne mecze drugoligowego sezonu 1976/1977 zgromadziły na trybunach hali sportowej przy Jagiellońskiej nadkomplety widzów. Z pewnością magnesem był fakt, iż w drugoligowej drużynie prowadzonej przez Boguchwała Fularę występowało dwóch olimpijczyków z Montrealu - Alfred Kałuziński oraz Jan Gmyrek. Rzeczywiście oglądanie w akcji tych dwu znakomitych szczypiornistów było sporym przeżyciem. Popularny "Fredek", mimo iż zazwyczaj otrzymywał indywidualnego "plastra" praktycznie w każdym meczu rzucał po kilkanaście bramek. Gmyrek królował na kole. Już obecność takich "asów" sprawiała, że Hutnik, z którym przecież korona miała stare porachunki jeszcze z drugoligowych parkietów, sprawiał, żę drużyna z Suchych stawów wydawała się być najgroźniejszym rywalem kielczan w walce o powrót do krajowej elity. Nawet jednak superstrzelec Kałuziński, ani walczak Gmyrek nie pomogli krakowianom, którzy polegli dwukrotnie w Kielcach Koronie 23:26 i 18:22 (wówczas rozgrywki toczyły się systemem sobotnio-niedzielnych dwumeczy). Przyznam, że sam poddałem się tej ogólnej euforii i choć to była dopiero inauguracja sezonu sądziłem, że ekstraklasa będzie nasza, tym bardziej, że drużynę trenera Edwarda Strząbały po spadku wzmocnił dodatkowo rozgrywający wrocławskiego Śląska, Stanisław Piekarek, natomiast w bramce Pawła Leśniczaka, który po spadku z I ligi zdecydował się opuścić Kielce zastąpił inny poznaniak - Eugeniusz Szukalski. Tymczasem jak się potem okazało te porażki były jedynymi poniesionymi w całym sezonie przez Hutnika, który nie zagrożony awansował do ekstraklasy, w wkrótce potem przez kilka lat niepodzielnie panować w polskim szczypiorniaku.
To oni odzyskali dla Kielc miejsce w krajowej elicie "siódemek" |
Drugi w historii Korony awans do ekstraklasy piłkarzy ręcznych wywalczyli: Eugeniusz Szukalski, Antoni Misiewicz, Stefan Tatarek, Jerzy Melcer, Marek Boszczyk, Jan Piotrowicz, Zbigniew Tłuczyński, Antoni Zięba, Włodzimierz Sabatowski, Zdzisław Przybylik, Zdzisław Klimczak, Jerzy Bącal, Jacek Łański, Zbigniew Orliński, Bogusław Stańczak oraz Andrzej Tłuczyński, który z koszykarskich parkietów za namową trenera Edwarda Strząbały z wielkim powodzeniem zamienił piłkę na nieco mniejszą i... "uklejoną". Nie ukrywam, że dla mnie jako wiernego od dziecka kibica Tęczy, która niestety na zawsze pożegnała się z II ligą, był to dodatkowy argument, by z hali przy Waligóry "przenieść się" na Jagiellońską.
To była naprawdę super ekipa a ich mecze chciało się oglądać. Niby inna piłka ręczna niż dziś ale jazy zawodnicy, Kałuziński, Wenta, Waszkiewicz, Tłuczyński, Klempel (Karol)
OdpowiedzUsuńTeż byłem fanem A.Tłuczyńskiego . Tamten awans to początek Iskry/Viwe. Od tamtego sezonu tylko rok byli poza najwyższą ligą . /Kaz/
OdpowiedzUsuńStudiowałem wtedy w Krakowie więc Hutnik był po koronie moją drugą drużyną w lidze. Nie tylko Kałuziński i Gmyrek, ale także młody wtedy Jurek Garpiel czy Marek Wiłkowski. Zaraz po awansie w debicie w ekstraklasie Hutnik był wicemistrzem Polski o ile pamiętam (Zezik)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście Hutnik okazał się prawdziwą rewelacją I ligi w kolejnym sezonie detronizując wielokrotnego mistrza Polski Śląsk. Przez trzy sezony z rzędu był mistrzem Polski, nie do ogrania na krajowych parkietach. Z graczy których pamiętam z tamtej drużyny Hutnika to: bardzo dobrzy bramkarze bramkarze Gonciarczyk i Ciałowicz, a w polu szybki jak błyskawica na skrzydle Gawlik i na rozegraniu "gladiator" Janek Kozieł. Zawsze Hutnik miał z Koroną stare porachunki i jego przyjazd do Kielc oznaczał nadkomplet publiczności
OdpowiedzUsuńDarek - byłem na każdym meczu na Jagiellońskiej...Boszczyk z biodra, Piotrowicz z wyskoku i Tłuczyńscy - palce lizać...a z Hutnika utkwił mi skrzydłowy - nie pamiętam nazwiska...z wąsami - reprezentant Polski...
OdpowiedzUsuńReprezentant Polski z wąsami na skrzydle to zapewne był Jerzy Garpiel, bo nikt inny taki mi się w Hutniku nie kojarzy pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTrenera Fularę też dobrze pamiętam z tych czasów siła spokoju jak dla mnie w przeciwieństwie do naszego Edka, który zawsze szalał przy ławce rezerwowych
OdpowiedzUsuńZwłaszcza odzywki niestety już śp. Edwarda były kultowe, ten jego hebelek, dwa razy w koło i łomot to klasyka piłki ręcznej (Adam)
OdpowiedzUsuńTrudno to zapomnieć zwłaszcza, że miałem stałe miejsce w pierwszym rzędzie, bezpośrednio nad ławką rezerwowych. Można śmiało powiedzieć, że połowę meczu, bo przecież w przerwie drużyny zmieniały strony i zarazem ławki, "grało się" jakby z drużyną. To była z pewnością największa z punktu widzenia młodego kibica, zaleta hali Budowlanych.
OdpowiedzUsuńCieszę sie, ze ktoś pamięta jeszcze naszych ojców:) Niestety klub nie! Agata Łańska
OdpowiedzUsuńA ja pamiętam taki czas gdy obydwie te wspaniale w przeszłości drużyny przyjeżdżały do malutkiego Przeworska w obecnym podkarpackim na coroczny turniej i dostawały łomot od 3 - ligowej drużyny. Prawie wszystkie w/w gwiazdy w tym uczestniczyły. Było to możliwe ponieważ zawodnikami przeworskiego 'Orła" byli wówczas wyrwani następnie do Kielc młodzi zawodnicy Jacek Łański - wieloletni kapitan kieleckiej "siódemki",jej ostoja w obronie ale również świetny lewo skrzydłowy oraz Ś.P. Jurek Bącal o którym Zbyszek Tłuczyński wypowiadał się :że był to najwybitniejszy rozgrywający z jakim przyszło mu grać.
UsuńObydwaj Panowie zrealizowali się sportowo w sposób wyjątkowy, natomiast grając w najgorszym dla nich okresie nie osiągnęli stabilizacji materialnej jaką niesie sport obecny dla zawodników wybitnych.Jurka już nie ma. Jacek by móc oglądać swoją ukochaną drużynę musi kupować bilet!Nie ma dla niego miejsca w gronie zasłużonych dla klubu!A przecież zostawił tam serce!Powiecie,że samo życie? Według mnie szalona ignorancja Klubu i totalny per saldo brak profesjonalizmu. I na koniec - w tamtych czasach piłka ręczna reprezentowała globalnie bardzo wysoki poziom o którym obecne niższe ligi mogą tylko pomarzyć. Nie trzeba było zaciągu z zagranicy i tylko nasi chłopcy stanowili o jej wartości.Miło mi było się wypowiedzieć ale przede wszystkim przeczytać Waszych wspomnień. Pozdrawiam!
'
Też się cieszę, że ludzie pamiętają �� Marek Bącal.
UsuńDzięki za wspomnienie z Przeworska, choć puenta jest niestety bardzo smutna i pouczająca. To była zupełnie inna piłka ręczna, także poza boiskiem. Tym bardziej warto przypominać o dokonaniach ludzi, z których wielu niestety nie ma już wśród nas...
OdpowiedzUsuń