sobota, 14 lutego 2015

Co znaczy trener...

Wprawdzie mecz Ligi Mistrzów z Dunkierką miał dla piłkarzy ręcznych Vive Tauronu tylko prestiżowe znaczenie, bo już wcześniej zapewnili sobie pierwsze miejsce w grupie, a mimo to kielecka drużyna pokazała dużą klasę, pewnie pokonując mistrza Francji. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, iż za sprawą kontuzji zółto-biało-niebieskim przyszło dziś grać w zaledwie 10-osobowym składzie, na dodatek praktycznie bez filarów defensywy. Mimo takich przeciwności Talant Dujszebajew potrafił tak poukładać drużynę, że gracze z Dunkierki mieli w Hali Legionów naprawdę 


 niewiele do powiedzenia. Co więcej, nasz szkoleniowiec, ani razu w przedmeczowych wywiadach nie narzekał na kontuzje w drużynie, które jego zdaniem są czymś normalnym, zwłaszcza po tak wyczerpującym turnieju jak mistrzostwa świata. "Dopóki mam w składzie bramkarza i sześciu graczy w polu, to każdy mecz da się wygrać" - żartował. I jak się okazuje wiedział co mówi, bo o ile zwycięstwa w takim składzie w naszej Superlidze to dla Vive Tauronu nic nadzwyczajnego, to jednak Liga Mistrzów to już zupełnie inne wyzwanie.
"Czapki z głów" przed kielecką drużyną i ich trenerem! 
PS. To co mistrzowie Polski dokonali w drugiej połowie meczu w Kijowie z Motorem Zaporoże, odrabiając 9-bramkową stratę, mimo gry jedną "siódemką" (dodatkowo bez Tkaczyka oraz  Aginagalde i na ławce tylko ze Szmalem) potwierdza tylko naprawdę wielką klasę kieleckiego zespołu i ich szkoleniowca.