To już rok jak nie ma wśród nas Edwarda Strząbały. Jego nazwisko zna z pewnością każdy kibic piłki ręcznej i to nie tylko w naszym regionie. Ileż to sukcesów kieleckich "siódemek" współtworzył, ileż setek szczypiornistów przewinęło się przez prowadzone przez niego drużny, wreszcie ileż niezapomnianych chwil dostarczył nam wszystkim, kochającym piłkę ręczną. Także i ja wielokrotnie napotykałem na swojej drodze pana Edwarda. Najpierw, gdy jako nastolatek, z pierwszego rzędu tuż za trenerską ławką kibicowałem prowadzonej przez niego drużynie Korony. Już wtedy czułem, że to wielka i charyzmatyczna postać, bez której tak wielkich sukcesów kieleckiej piłki ręcznej, by nie było. Utwierdziłem się w tym przekonaniu w 1984 roku, gdy jako dziennikarz sportowy "Słowa Ludu" miałem okazje na zupełnie innej płaszczyźnie - zawodowej - współpracować z panem Edwardem. Zawsze pogodny, pełen optymizmu i werwy, którą przenosił nie tylko na swoje drużyny, ale i całe otoczenie. Po prostu mistrz motywacji. Nigdy nie zapomnę jak cieszyliśmy się z trzech awansów Korony do ekstraklasy (1975, 1978, 1984), historycznego brązowego medalu MP (1980) oraz z pierwszego Pucharu Polski dla Kielc (1985). Ten ostatni sukces dane mi było przeżywać już w roli dziennikarza. Na zawsze w pamięci pozostaną mi też barwne opowieści pana Edwarda po wywalczeniu przez jego egipski zespół El Ahly Kair Pucharu Afryki w 1987 roku. Kilka dobrych godzin trwało nasze spotkanie u niego w domu, które niepostrzeżenie z zawodowego, przerodziło się w iście przyjacielskie, bez względu na dzielącą nas różnicę wieku.Chyba nikt nie potrafił tak pięknie i barwnie opowiadać o piłce ręcznej, jego wielkiej życiowej miłości i pasji.
Edward Strząbała i jego wielki podopieczny, a dziś trener, Zbyszek Tłuczyński. |
Wreszcie kolejny etap mojej współpracy z Edwardem Strząbałą miał miejsce już na początku XXI wieku, kiedy to był on przez jakiś czas szkoleniowcem beniaminka ekstraklasy MKS Końskie. Częste wspólne wyjazdy i powroty na trasie Kielce - Końskie - Kielce pozwoliły mi jeszcze lepiej poznać pana trenera. Co więcej wciąż wiele się od niego uczyć o piłce ręcznej, która połączyła nas na blisko 30 lat.
Niestety pana Edka od roku nie ma już wśród nas. Wszyscy go jednak pamiętamy i zapamiętamy na zawsze. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy na wieść o jego śmierci, oprócz rzecz jasna wielkiego smutku, był sposób na uczczenie jego pamięci. Wprawdzie Edward Strząbała nie miał nic wspólnego z Legionami, ale sądzę, że były to piękny gest, gdyby Hala Legionów, gdzie mecze rozgrywa "siódemka" Vive Targów Kielce, nosiła właśnie jego imię...