środa, 6 marca 2013

Uciekający Lis

To wcale wpis dotyczący klasyki rocka i kultowego utworu grupy Sweet "Fox on the run", czyli w tłumaczeniu na język polski "Uciekający lis". To fakty związane z meczem piłkarskiej Ligi Mistrzów Manchester United - Real, a konkretnie z przygodą, jaka spotkała na Old Trafford red. Tomasza Lisa. Jego wrażenia z wyprawy na słynny stadion ujawnił portal NaTemat.pl. "Kilku kibiców Manchesteru próbowało pokonać kilka rzędów by nas pobić. Nie wyglądali na żartownisiów". Po konsultacji z jednym ze stewardów dziennikarz zdecydował się opuścić trybunę, bo jak stwierdził nie miał ochoty na randkę ze stomatologiem i zakładanie szwów." Trudno się dziwić, skoro red. Tomasz Lis zdecydował się ostentacyjnie kibicować Realowi na trybunie... Manchesteru United.
A wystarczyło trochę wyobraźni i zwykłego rozsądku...

Robak zaskoczył wszystkich

Ileż to nie było spekulacji gdzie zagra po powrocie na polskie boiska Marcin Robak. Były napastnik kieleckiej Korony, w której barwach debiutował w ekstraklasie był przymierzany do Wisły, Górnika Widzewa. Pojawiał się nawet wątek powrotu na "stare śmieci" do Kielc. A tymczasem Marcin Robak zaskoczył chyba wszystkich podpisując dziś kontrakt z... Piastem Gliwice, obowiązujący do końca czerwca 2015 roku.
Czyżby działacze nie należący do ligowych potentatów, "Piastunek" przebili wszystkie oferty. A może decydowały jakieś inne argumenty...

Był taki mecz (27)

Przedwczesna ekstraklasa

Niemal dokładnie 38 lat temu, 16 marca 1975 roku, Kielce miały okazję świętować historyczny - pierwszy awans piłkarzy ręcznych do ekstraklasy. Dziś gdy nasza "siódemka" bije się o miano najlepszej w Europie, ten wyczyn nikomu z pewnością już tak nie imponuje, ale wówczas było to wręcz epokowe osiągnięcie. Zanim jednak do niego doszło, nie brakowało chwil zwątpienia, które przeżywałem w roli wiernego kibica drużyny trenera Edwarda Strząbały. Jakiś czas temu wspominałem w tym miejscu o wyjątkowym w swojej otoczce i dramaturgii meczu z Gwardią Opole, kiedy to tłumy kibiców wyłamały drzwi do hali przy ul. Jagiellońskiej i niewiele brakowało, by Korona przegrała walkowerem.  Zaledwie remis sprawił, że nasza "siódemka" w kieleckiej hali nie odrobiła straty do przodownika tabeli i wydawało się, że marzenia o awansie będą musiały poczekać na kolejny sezon. Ostatecznie jednak o wszystkim decydowała dopiero ostatnia runda spotkań (wówczas grano systemem dwumeczu sobota-niedziela). Dość nieoczekiwanie do walki na linii Opole -Kielce włączył się także krakowski Hutnik, który obok Gwardii i Korony, zachował szanse na ekstraklasę. Niestety terminarz sprawił, że najważniejsze mecze sezonu Korona rozgrywała na wyjeździe, więc pozostał mi tylko "radiowy nasłuch" wydarzeń z parkietu w Lublinie. Nie zapomnę niecierpliwego oczekiwania na niedzielne wiadomości sportowe "Radia Kielce", rozpoczynające się wtedy dopiero po godzinie 22. Były one wtedy praktycznie jedynym źródłem informacji sportowych przed ukazaniem się poniedziałkowych wydań gazet. Dopiero później, pracując w dziale sportowym "Słowa Ludu" poznałem mechanizm ich powstawania i taką właśnie późną porę emisji. Dodatkowo sądzę nie tylko moją niecierpliwość w oczekiwaniu na sportowe newsy, potęgował fakt, iż prawie zawsze w radiowej ramówce serwis sportowy poprzedzał piekielnie dla mnie wtedy jako dla nastolatka nudny koncert muzyki symfonicznej, czy też operowej. To była prawdziwa "droga przez mękę" dla kibica. Ale tego wieczoru warto było ją pokonać, by usłyszeć wspaniałe wieści. Nasza Korona wygrała dwukrotnie z Lublinianką 20:18 i 28:15, a ponieważ równocześnie w Nowej Hucie Hutnik odebrał 2 punkty Gwardii, upragniony awans koroniarzy do krajowej elity stał się faktem.

Piłkarze ręczni Korony z trenerem Edwardem Strząbałą

 Niestety już parę miesięcy później radość z tego sukcesu została mocno stonowana. Był to niejako przedwczesny awans, bowiem sportowy sukces przerósł kieleckie możliwości. Okazało się bowiem, że hala Budowlanych (taką nazwę nosił wtedy obiekt przy ZSB przy ul. Jagiellońskiej 90), nie odpowiada wymogom ekstraklasy. "Siódemka" Korony jako beniaminek została więc z góry skazana na porażkę, gdyż przez pół sezonu, podczas gdy trwała przebudowa kieleckiej hali, musiała rozgrywać swoje "domowe" mecze w... Mielcu. W efekcie w debiutanckiej pierwszej rundzie wśród krajowej  elity wywalczyliśmy zaledwie 2 punkty. Jak się potem okazało, poniesionych wtedy strat nie dało się odrobić, mimo, iż w rundzie rewanżowej Korona wykonał trzysta(!) procent normy. Pierwszy sezon w ekstraklasie zakończył się więc bardzo smutno - degradacją.
Warto przypomnieć nazwiska szczypiornistów, którzy wywalczyli dla Kielc historyczny awans. Byli to: Paweł Leśniczak, Janusz Doryński, Stefan Tatarek, Janusz Dziurzyński, Marek Boszczyk, Zdzisław Klimczak, Jacek Łański, Lech Łukawski, Jerzy Melcer, Jan Piotrowicz, Marian Sienkiewicz, Marek Smolarczyk, Zbigniew Tłuczyński, Roman Trzmiel  i Zdzisław Wieczorek.
Z tą drużyną kojarzy mi się jeszcze jedna dość zabawna sytuacja, która utkwiła mi do dziś w pamięci. Chodzi o niespodziewanego gościa u mnie w domu. Był nim... piłkarz ręczny ówczesnej Korony, Marian Sienkiewicz, który jak się dopiero potem okazało po przenosinach do Kielc z Białegostoku studiował na jednym roku z moją siostrą na Politechnice Świętokrzyskiej.   

Smok Wawelski się zadziwi?!

Iście sensacyjne, a zarazem wprost niewiarygodne wieści przyniósł "Fakt". Wyobrażacie sobie Kraków bez Wisły? Przyznam, że ja nie. W czasach studenckich, gdy chciało się obejrzeć mecz piłkarskiej ekstraklasy, z Kielc najbliżej było właśnie na Reymonta. Tymczasem już niedługo ten zasłużony klub ma zamiar... wynieść się spod Wawelu! Piłkarze "Białej Gwiazdy" będą trenować... w Myślenicach, a wszystkie biura przeniesione zostaną do... Katowic. Już za kilka tygodni stadion przy Reymonta, budowany kosztem wielu milionów złotych, może stać się jedynie ... sportowym pomnikiem.
Dlaczego? Otóż obiekt "Białej Gwiazdy" jest własnością miasta, a nie klubu, a działacze Wisły od kilku lat nie mogą wynegocjować warunków, na których stadion ma być przez nich dzierżawiony.

I znów ten sędzia...

Ostatnie wydarzenia sprawiają, że to arbitrzy urastają do miana prawdziwych "Czarnych owiec" sportu. Okazuje się, że nie tylko nasi futbolowi "sprawiedliwi" dają ostatnio plamę za plamą. Bohaterem, niestety negatywnym, wtorkowego meczu na Old Trafford Manchesteru United z Realem Madryt był nie kto inny jak turecki sędzia Cuneyt Cakir, który jedną decyzją odmienił losy spotkania. Niedługo po przerwie w mocno kontrowersyjnych, by nie powiedzieć wątpliwych, okolicznościach wyrzucił on z boiskach Portugalczyka Naniego. Prowadzące do tego momentu "Czerwone Diabły" Alexa Fergusona do tego stopnia wybiło to z rytmu, że wystarczyły zaledwie 4 minuty, by "Królewscy" zdobyli dwa gole na wagę awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Marną pociechą dla pokonanych były szczere i zaskakujące pomeczowe słowa trenera Realu, Jose Mourinho: " Lepsza drużyna przegrała. Nie zasłużyliśmy na zwycięstwo. Za faul Naniego na Arbeloi wystarczyłaby żółta kartka"
Które to już futbolowe widowisko bezmyślnie popsute przez arbitra?