niedziela, 12 maja 2013

Mistrz i uczeń

Narzekamy wciąż na polską ekstraklasę, a tymczasem tylko w naszej lidze mogą się dziać takie rzeczy jak dziś w Gliwicach. Mistrz Polski - Śląsk choć prowadził 1:0, został upokorzony przez beniaminka i to dosłownie w ostatniej akcji, przegrywając 2:3!. Co więcej Piast grał wtedy już w dziesiątkę. Teraz to "Piastunki" są, za plecami walczących o tytuł Legii oraz Lecha, trzecią siłą naszej ekstraklasy i zarazem głównym kandydatem do gry w... europejskich pucharach. Swoje 5 minut w Gliwicach miał także "sprawiedliwy" Marcin Borski, który podyktował karnego z kapelusza. Pięć goli, zmienność sytuacji, mnóstwo kolorowych kartek, "jedenastki" zasadne bądź nie, wynik ustalony "rzutem na taśmę". Czego więcej potrzeba dla atrakcyjności piłkarskiego widowiska. Ponoć nic dwa razy się nie zdarza, więc jak traktować dwa zwycięstwa gliwickiego "ucznia" nad wrocławskim wciąż mistrzem Polski? To nie może być przypadek... 
Jeszcze więcej goli i emocji było na "Bursztynowej PGE Arenie" w Gdańsku, gdzie padło aż 8(!) goli, w tym dwa decydujące w samej końcówce, a Lechia po prawdziwej futbolowej kanonadzie zremisowała z Ruchem 4:4!
Doskonale znany w Kielcach Dariusz Wdowczyk chyba zrobił wszystko co mógł, by... uatrakcyjnić finisz ligi. Wprost niewiarygodna porażka jego Pogoni, na własnym boisku z zamykającym tabelę GKS Bełchatów, to nie lada wyczyn i prezent dla najgroźniejszych rywali. Sprawił on jednak, że mimo równoczesnej przegranej "górali" z Podbeskidzia przy Konwiktorskiej  i w strefie spadkowej wszystko jeszcze możliwe.
Oj będzie się działo. A do końca ligi już tylko cztery kolejki... 

Był taki mecz (58)

Amatorzy i zawodowcy

Łączy ich sukces oraz piłka ręczna, dzieli prawdziwa przepaść. Mowa o kieleckich piłkarzach ręcznych Korony z połowy lat 70-tych ubiegłego stulecia oraz szczypiornistów XXI wieku z Vive Targów Kielce. Jedni i drudzy bezsprzecznie wykreowali się na sportowych bohaterów Kielc, choć skala ich osiągnięć jest wręcz nieporównywalna. Mam na myśli historyczny - pierwszy awans do ekstraklasy Korony wywalczony 16 marca 1975 roku oraz o wiele bardziej spektakularny awans "siódemki" Vive Targi Kielce do Final Four Ligi Mistrzów, którego nikomu z sympatyków sportu w naszym mieście specjalnie przypominać nie trzeba. Oba te osiągnięcia bez wątpienia stanowiły 'kamień milowy" w historii kieleckiego szczypiorniaka, jednak jakże odmienne były nakłady poniesione na ich wywalczenie.
Do napisania tych retrospekcji zainspirowała mnie krótka notatka prasowa zamieszczona w "Słowie Ludu" przed 38 laty, przedstawiająca bohaterów tamtego awansu, których uwiecznia opublikowane poniżej zdjęcie. Starsi kibice z pewnością bez problemu poznają większość z tego grona. Jakże wymowna jest jednak ich gazetowa prezentacja, którą pozwolę sobie dokładnie zacytować.

Oni wywalczyli ekstraklasę dla Kielc
 Na zdjęciu stoją (od lewej): Zbigniew Tłuczyński (19 lat, uczeń), Zdzisław Wieczorek (26 lat, magister wf), Artur Janikowski (19 lat, uczeń), Jacek Łański (25 lat, technik elektryk), Marian Sienkiewicz (21 lat, student Politechniki Świętokrzyskiej), Edward Strząbała (36 lat, trener, magister wf), Jerzy Malcer (26 lat, pracownik umysłowy), Włodzimierz Sabatowski (19 lat, uczeń), Zbigniew Orliński (21 lat, technik drogowy), Marek Boszczyk (26 lat, technik mechanik), Jan Piotrowicz (26 lat, ślusarz); klęczą od lewej Marek Smolarczyk (kapitan zespołu, 26 lat, magister wf), Stefan Tatarek (bramkarz, 20 lat, technik energetyk), Paweł Leśniczak (bramkarz, 22 lata, ślusarz), Zdzisław Klimczak (25 lat, ślusarz). Na zdjęciu nieobecni są: Jerzy Bącal (23 lata, elektromechanik), kierownik sekcji Leszek Musiał oraz kierownik drużyny Leszek Świerczyński.
A dziś? Piłkarz ręczny to po prostu zawodowiec, który, oczywiście od pewnego poziomu, może skupić się tylko i wyłącznie na grze oraz doskonaleniu swoich umiejętności. To prawda, że i w tamtych czasach zakładowe etaty dla sportowców bywały fikcją, a stawiali się oni tylko co jakiś czas w miejscu pracy, by podpisać listy obecności oraz listę płac, jednak ten obrazek najlepiej ilustuje jak bardzo na przełomie ostatnich 40 lat zmienił się nasz sport. Mieliśmy do czynienia z amatorstwem, a co najwyżej "pseudozawodowstwem", które w tamtym ustroju było przecież czymś z formalnego punktu widzenia niedopuszczalnym. I to nie dla wszystkich sportowców, ale dla wybranych - tych najlepszych. W polskiej ekstraklasie nie grali wtedy zagraniczni szczypiorniści, a mimo to nie brakowało gwiazd europejskiego, czy nawet światowego formatu. Praktycznie każdy ligowy zespół miał swojego przynajmniej jednego lidera, który, mimo iż zazwyczaj na mecz dostawał "plastra" i tak te swoje przynajmniej 10 goli rzucił. W Koronie był to Zbyszek Tłuczyński, w Śląsku - Jerzy Klempel, w Hutniku - Alfred Kałuziński, w Wybrzeżu - Daniel Waszkiewicz, w Grunwaldzie - Jerzy Kuleczka, w Stali Mielec - Jan Gmyrek, w Pogoni Szczecin - Janusz Brzozowski. Nie wspomnę już o bramkarzach, którzy też stanowili o sile swoich drużyn jak choćby Andrzej Szymczak z Anilany, Andrzej Miętus ze Śląska, Andrzej Kącki ze Stali Mielec.  I tak można by wymieniać te kluczowe wówczas postacie naszego szczypiorniaka. Teraz sposób na gwiazdy jest o wiele prostszy, choć i zarazem o wiele droższy. Wystarczy "tylko" mieć odpowiednio zasobnego i zaangażowanego sponsora, czego najlepszym przykładam jest prezes Vive, Bertus Servaas.
A czy tamta, na pewno o wiele tańsza piłka ręczna była gorsza od tej dzisiejszej - w pełni zawodowej? Śmiem wątpić, a poziom rozgrywek ekstraklasy w porównaniu z obecnym to jakby zupełnie inna "bajka"...