środa, 3 lipca 2013

Był taki mecz (61)

40 lat minęło...

Dokładnie za tydzień Koronie "stuknie" 40 lat. Tak okrągły jubileusz klubu na dobre i złe związanego z Kielcami skłania do wspomnień. Także i ja najpierw jako kibic a potem dziennikarz dzieliłem zółto-czerwone radości i smutki, których wiele dostarczały minione lata. Gdy przeglądałem moje sportowe archiwa, wpadł mi w ręce mój tekst zamieszczony na łamach "Słowa" prawie dokładnie 10 lat temu - 30 czerwca 2003 eoku, poświęcony jubileuszowi 30-lecia naszej Korony. Pozwolę sobie go w tym miejscu zacytować, by w ten sposób przypomnieć o prawdziwych "koroniarzach", których niestety w kieleckim klubie coraz mniej.


POŁĄCZYŁA ICH KORONA


Blisko setka byłych piłkarzy i działaczy kieleckiej Korony spotkała się w sobotę, by uczcić 30-lecie tego jednego z najbardziej zasłużonych w regionie Świętokrzyskim klubów.





Z kart historii

Dokładnie 10 lipca 1973 roku połączenie piłkarskich drużyn Iskry i SHL dało początek Koronie. Wtedy chyba nikt nie przypuszczał, że klub ten stanie się prawdziwym symbolem kieleckiego futbolu oraz dumą jego kibiców.
Do dziś z rozrzewnieniem wspomina się czasy, gdy walczących o awans do II ligi z Lublinianką, Resovią i Cracovią piłkarzy w żółto-brązowych barwach przychodziło dopingować po kilkanaście tysięcy(!) kibiców, a stadion przy ul. Ściegiennego, bo tam z konieczności musiano rozgrywać meczepo prostu pękał w szwach. O takiej frekwencji na tybunach dziś grający w III lidze piłkarze Kolportera Korona mogą tylko pomarzyć. Ale i futbol w tamtych czasach był inny, o wiele bardziej widowiskowy, o czym można było przekonać się w sobotnie popołudnie.


Może za dziesięć lat

Choć czasu nie sposób zatrzymać i sylwetki oraz kondycja już nie ta, to mecz wspomnień 30-lecia Korony dostarczył kibicom wielu wrażeń i emocji. Nie brakowało składnych akcji, dryblingów, strzałów, parad bramkarzy, po których ręce same składały się do braw. Rajdy Władysława Starościaka, Henryka Kiszkisa, dokładne dogrania Jana Czarneckiego, Leszka Wójcika, czy też pewne interwencje w defensywie Jana Majdzika oraz Czesława Palika musiały budzić uznanie. Choć wynik w sobotnim spotkaniu był najmniej istotny, to na murawie boiska na Tarczowni walczono z ogromną determinacją i ambicją. Żal tylko, że ten mecz 30-lecia Korony, z powodu remontu płyty stadionu przy ul. Szczepaniaka, musiał być rozgrywany w iście spartańskich warunkach na leśnym boisku bez trybun, szatni, przy amatorskim nagłośnieniu. Z pewnością nie tak wyobrażali sobie ten jubileusz jego główni bohaterowie i kibice. Ci ostatni jednak mimo wszystko i tak licznie przybyli na oddalone od miasta boisko. Z pewnością tego nie żałowali...



Mecz 30-lecia Korony

Czerwono-Żółci - Żółto-Czerwoni 3:2 (2:0).

Bramki: Władysław Starościak 2, Sławomir Wojtasiński - Leszek Wójcik (karny), Andrzej Jung (karny).

Sędziowali: Andrzej Ordysiński i Sławomir Nowak.

Czerwono-Żółci: Mariusz Mucharski, Marek Rudawski, Krzysztof Tobolik, Zdzisław Stochmal, Paweł Kozak, Jacek Zalewa, Andrzej Fendrych, Sławomir WojtasiÒski, Andrzej Molenda, Marek Gruszewski, Bogusław Wyrębkiewicz, Czesław Palik, Cezary Ruszkowski, Henryk Kiszkis, Grzegorz Jałowiecki, Artur Polechojko, Tomasz Łatasiewicz, Władysław Starościak, Wiesław Grabowski. Trener: Antoni Hermanowicz.
 


 Żółto-Czerwoni: Stanisław Truchlewski, Piotr Gil - Kazimierz Czyżewski, Janusz Cieślak, Jacek Pawlik, Paweł Gromulski, Henryk Pietrzyk, Leszek Wójcik, Mieczysław Mazur, Robert Bąk, Waldemar Borowiec, Marek Parzyszek, Waldemar Szpiega, Dariusz Gawlik, Jan Czarnecki, Andrzej Jung, Grzegorz Stasiak, Jan Majdzik, Arkadiusz Ślusarczyk, Leszek Śmiałowski. Trener Bogumił Gozdur.




- Korona zawsze miała charakter. Potrafimy grać w różnych warunkach, także tu na Tarczowni. Na pewno w dołku gdzieś ściska żal, bo i chciałoby się jeszcze raz wybiec na murawę stadionu, z którą łączy nas tyle wspomnień. Może przy następnym okrągłym jubileuszu... - mówili zgodnym głosem piłkarze, którym mimo wszystko dopisywały humory.

Andrzej Jung wciąż  strzela

5 sierpnia 1973 roku w 3 minucie meczu ze Spartπ Kazimierza Wielka, rozgrywanym jeszcze na dawnym stadionie Iskry przy ul. Mielczarskiego, historycznego pierwszego gola dla barw Korony strzelił Andrzej Jung, dziś dyrektor Klubu Sportowego Vive Kielce.
- Oczywiście pamiętam tamten mecz i akcję, po której strzeliłem gola. Choć czas zaciera wspomnienia, tego nie da się zapomnieć, gdy uderzyłem z woleja, a w chwilę potem utonąłem w ramionach uradowanych kolegów. Wygraliśmy wtedy 3:0, a ja zdobyłem jeszcze jednego gola. Najważniejsze było jednak historyczne pierwsze zwycięstwo - wspomina Andrzej Jung, który w sobotę jak na supersnajpera Korony oczywiście także  przystało wpisał się na listę strzelców.

Wychowankowie... przeciw trenerowi
Pierwszym szkoleniowcem jedenastki Korony był Zbigniew Pawlak. Schedę po nim przejął Bogumił Gozdur i to on poprowadził drużynę do historycznego awansu do drugiej ligi w 1975 roku.
- Dziś prowadzona przeze mnie drużyna przegrała, a bramki strzelali nam moi wychowankowie. Mogę im jednak to wybaczyć mając na uwadze wspaniałe chwile, które wspólnie kiedyś przeżyliśmy - żartował po meczu Bogumił Gozdur.
Nie tylko on mógł fetować awans do II ligi z kielecką jedenastką. Podobnego wyczynu dokonywali potem Antoni Hermanowicz (1982 rok), Czesław Palik (1990) oraz Włodzimierz Gąsior (1997). Oby w ich ślady już w przyszłym sezonie poszedł prowadzący drużynę Kolportera Korona,Dariusz Wdowczyk. (I tak też się stało, tyle, że jak się okazało w nie do końca sportowy sposób)

Nie tylko kielczanie

Po sportowych emocjach piłkarze, szkoleniowcy i najbardziej oddani działacze kieleckiego klubu spotkali się, jakżeby inaczej, w pubie „Pod Koroną” na wspólnej kolacji. Wspomnieniom nie było końca. Anegdoty z czasów wspólnych występów na boisku sypały się niczym z rękawa, a brylował w nich znany z poczucia humoru Czesław Palik. Głos zabierali kolejni prezesi klubu, trenerzy oraz kapitanowie drużyny. Jako ostatni z nich Cezary Ruszkowski, dziś trener Spartakusa Daleszyce. - Nie mam się czym chwalić. Kapitanowałem drużynie, która spadła po raz ostatni z II ligi. Cóż więcej dodać - powiedział żartobliwie.

Korona to nie tylko kielczanie. Wielu piłkarzy, którzy trafili tutaj z różnych zakątków kraju, już i nas zostało i na trwale związało swe losy z klubem i miastem. Inni zawsze chętnie tu wracają.
- Nie jestem kielczaninem. Grałem w czterech różnych klubach, ale drugiego takiego jak Korona po prostu nie ma – wyznał Stanisław Truchlewski, który w bramce popisywał się refleksem i efektownymi paradami.



Zostali w pamięci

Nie brakowało też i chwil pełnych zadumy. Uczczono pamięć tych, którzy na zawsze odeszli z rodziny „koroniarzy”: byłych prezesów Romana Wojtarowicza, Ryszarda Bajera, trenera Bonawentury Marciniaka, kierowników drużyny Henryka Kieszkowskiego, Jana Piwowarczyka, lekarza  Edwarda Kołodziejczyka, masażystów Wiesława Wiatrowskiego i Wojciecha Cecko oraz piłkarzy Mariana Puchalskiego, Bogumiła Hermana, Tadeusza Trojnackiego, Waldemara Toborka i Benedykta Noconia.



Korona na zawsze

Tematem numer jeden w kuluarowych dyskusjach było kultywowanie klubowych tradycji.

- Już w ubiegłym sezonie niewiele brakowało, by Korona poszła śladem Błękitnych i została zlikwidowana. Nie możemy w żadnym razie do tego dopuścić. Rozumiemy, że sponsor utrzymujący zespół ma swoje prawa, jednak Korona to część naszego życia oraz kieleckiego sportu. Musi przetrwać dłużej niż my! - słowa wypowiedziane przez Marka Parzyszka wszyscy przyjęli prawdziwą burzą oklasków i chóralnymi śpiewami. 



To, że byli piłkarze i działacze Korony tworzą nadal zgraną, doskonale rozumiejącą się grupę, najlepiej udowodnił sobotni jubileusz, sprawnie zorganizowany za
składkowe pieniądze przez samych zawodników oraz grupę wiernych klubowi sponsorów.
Na tę szczególną okazję zrobiono także jubileuszowe koszulki z nadrukami nazwisk poszczególnych piłkarzy, z numerami, z jakimi występowali kiedyś na boisku. To będzie wspaniała pamiątka tego szczególnego dnia.
W sobotę zawiązała się także grupa założycieli nowego stowarzyszenia piłkarskiego oldbojów Korony, do którego akces zgłosili praktycznie wszyscy uczestnicy sobotniego jubileuszu. Daje to gwarancję, że bez względu na nowe uwarunkowania rządzące wyczynowym sportem, kojarząca się nieodłącznie z kieleckim futbolem Korona, wbrew krążącym różnym pogłoskom na zawsze zostanie na sportowej mapie miasta i regionu.

I tak też się stało, a złocisto-krwista dziś Korona jest jedną ze sportowych wizytówek miasta i regionu z powodzeniem reprezentując je na boiskach T-Mobile Ekstraklasy