Łączy ich sukces oraz piłka ręczna, dzieli prawdziwa przepaść. Mowa o kieleckich piłkarzach ręcznych Korony z połowy lat 70-tych ubiegłego stulecia oraz szczypiornistów XXI wieku z Vive Targów Kielce. Jedni i drudzy bezsprzecznie wykreowali się na sportowych bohaterów Kielc, choć skala ich osiągnięć jest wręcz nieporównywalna. Mam na myśli historyczny - pierwszy awans do ekstraklasy Korony wywalczony 16 marca 1975 roku oraz o wiele bardziej spektakularny awans "siódemki" Vive Targi Kielce do Final Four Ligi Mistrzów, którego nikomu z sympatyków sportu w naszym mieście specjalnie przypominać nie trzeba. Oba te osiągnięcia bez wątpienia stanowiły 'kamień milowy" w historii kieleckiego szczypiorniaka, jednak jakże odmienne były nakłady poniesione na ich wywalczenie.
Do napisania tych retrospekcji zainspirowała mnie krótka notatka prasowa zamieszczona w "Słowie Ludu" przed 38 laty, przedstawiająca bohaterów tamtego awansu, których uwiecznia opublikowane poniżej zdjęcie. Starsi kibice z pewnością bez problemu poznają większość z tego grona. Jakże wymowna jest jednak ich gazetowa prezentacja, którą pozwolę sobie dokładnie zacytować.
Oni wywalczyli ekstraklasę dla Kielc |
A dziś? Piłkarz ręczny to po prostu zawodowiec, który, oczywiście od pewnego poziomu, może skupić się tylko i wyłącznie na grze oraz doskonaleniu swoich umiejętności. To prawda, że i w tamtych czasach zakładowe etaty dla sportowców bywały fikcją, a stawiali się oni tylko co jakiś czas w miejscu pracy, by podpisać listy obecności oraz listę płac, jednak ten obrazek najlepiej ilustuje jak bardzo na przełomie ostatnich 40 lat zmienił się nasz sport. Mieliśmy do czynienia z amatorstwem, a co najwyżej "pseudozawodowstwem", które w tamtym ustroju było przecież czymś z formalnego punktu widzenia niedopuszczalnym. I to nie dla wszystkich sportowców, ale dla wybranych - tych najlepszych. W polskiej ekstraklasie nie grali wtedy zagraniczni szczypiorniści, a mimo to nie brakowało gwiazd europejskiego, czy nawet światowego formatu. Praktycznie każdy ligowy zespół miał swojego przynajmniej jednego lidera, który, mimo iż zazwyczaj na mecz dostawał "plastra" i tak te swoje przynajmniej 10 goli rzucił. W Koronie był to Zbyszek Tłuczyński, w Śląsku - Jerzy Klempel, w Hutniku - Alfred Kałuziński, w Wybrzeżu - Daniel Waszkiewicz, w Grunwaldzie - Jerzy Kuleczka, w Stali Mielec - Jan Gmyrek, w Pogoni Szczecin - Janusz Brzozowski. Nie wspomnę już o bramkarzach, którzy też stanowili o sile swoich drużyn jak choćby Andrzej Szymczak z Anilany, Andrzej Miętus ze Śląska, Andrzej Kącki ze Stali Mielec. I tak można by wymieniać te kluczowe wówczas postacie naszego szczypiorniaka. Teraz sposób na gwiazdy jest o wiele prostszy, choć i zarazem o wiele droższy. Wystarczy "tylko" mieć odpowiednio zasobnego i zaangażowanego sponsora, czego najlepszym przykładam jest prezes Vive, Bertus Servaas.
A czy tamta, na pewno o wiele tańsza piłka ręczna była gorsza od tej dzisiejszej - w pełni zawodowej? Śmiem wątpić, a poziom rozgrywek ekstraklasy w porównaniu z obecnym to jakby zupełnie inna "bajka"...
Chodziłem na mecze przy Jagiellońskiej w tych czasach i rzeczywiście to była piękna piłka ręczna. Aż się chciało oglądać jak rzucał bramki Klempel, czy Kałuziński, albo Waszkiewicz czy Wenta. Nie wspomnę o naszym "Tłuku". To były prawdziwe gwiazdy ligi i to bardzo mocnej wyrównanej ligi a nie takiej jak dziś Superligi tylko z nazwy Karol
OdpowiedzUsuń