sobota, 16 marca 2013

Był taki mecz (37)

Korona śladem Hutnika

Degradacja z ligi zwykle zniechęca nieco kibiców do swojej drużyny. Taka sytuacja nie miała jednak miejsca w przypadku "siódemki' kieleckiej Korony. Już inauguracyjne mecze drugoligowego sezonu 1976/1977 zgromadziły na trybunach hali sportowej przy Jagiellońskiej nadkomplety widzów. Z pewnością magnesem był fakt, iż w drugoligowej drużynie prowadzonej przez Boguchwała Fularę występowało dwóch olimpijczyków z Montrealu - Alfred Kałuziński oraz Jan Gmyrek. Rzeczywiście oglądanie w akcji tych dwu znakomitych szczypiornistów było sporym przeżyciem. Popularny "Fredek", mimo iż zazwyczaj otrzymywał indywidualnego "plastra" praktycznie w każdym meczu rzucał po kilkanaście bramek. Gmyrek królował na kole. Już obecność takich "asów" sprawiała, że Hutnik, z którym przecież korona miała stare porachunki jeszcze z drugoligowych parkietów, sprawiał, żę drużyna z Suchych stawów wydawała się być najgroźniejszym rywalem kielczan w walce o powrót do krajowej elity. Nawet jednak superstrzelec Kałuziński, ani walczak Gmyrek nie pomogli krakowianom, którzy polegli dwukrotnie w Kielcach Koronie 23:26 i 18:22 (wówczas rozgrywki toczyły się systemem sobotnio-niedzielnych dwumeczy). Przyznam, że sam poddałem się  tej ogólnej euforii i choć to była dopiero inauguracja sezonu sądziłem, że ekstraklasa będzie nasza, tym bardziej, że drużynę trenera Edwarda Strząbały po spadku wzmocnił dodatkowo rozgrywający wrocławskiego Śląska, Stanisław Piekarek, natomiast w bramce Pawła Leśniczaka, który po spadku z I ligi zdecydował się opuścić Kielce zastąpił inny poznaniak - Eugeniusz Szukalski.  Tymczasem jak się potem okazało te porażki były jedynymi poniesionymi w całym sezonie przez Hutnika, który nie zagrożony awansował do ekstraklasy, w wkrótce potem przez kilka lat niepodzielnie panować w polskim szczypiorniaku.

To oni odzyskali dla Kielc miejsce w krajowej elicie "siódemek"
 Właśnie kolejny sezon 1977/78 najbardziej utkwił mi w pamięci. Nic dziwnego, skoro kibicowałem "siódemce" Korony we wszystkich spotkaniach rozgrywanych we własnej hali, a finałem był jakże radosny awans do ekstraklasy. Z tych rozgrywek najbardziej utkwiły mi w pamięci mecze rozegrane w Kielcach 23 i 24 kwietnia z Polonią Łaziska, bo to one, wygrane 25:13 oraz 24:11, przypieczętowały sukces już na dwie kolejki przed zakończeniem rozgrywek. Właściwie to podobnie jak rok wcześniej Hutnik teraz to nasza Korona rządziła w lidze, drugą w tabeli katowicką Spartę wyprzedzając aż o 16(!) punktów.
Drugi w historii Korony awans do ekstraklasy piłkarzy ręcznych wywalczyli: Eugeniusz Szukalski, Antoni Misiewicz, Stefan Tatarek, Jerzy Melcer, Marek Boszczyk, Jan Piotrowicz, Zbigniew Tłuczyński, Antoni Zięba, Włodzimierz Sabatowski, Zdzisław Przybylik, Zdzisław Klimczak, Jerzy Bącal, Jacek Łański, Zbigniew Orliński, Bogusław Stańczak oraz Andrzej Tłuczyński, który z koszykarskich parkietów za namową trenera Edwarda Strząbały z wielkim powodzeniem zamienił piłkę na nieco mniejszą i... "uklejoną". Nie ukrywam, że dla mnie jako wiernego od dziecka kibica Tęczy, która niestety na zawsze pożegnała się z II ligą, był to dodatkowy argument, by z hali przy Waligóry "przenieść się" na Jagiellońską.

"Lewy" w Galerii Sław!

Jeśli w Bundeslidze gola zdobywa Borussia Dortmund, to z dużym prawdopodobieństwem można zaryzykować "w ciemno", że jego autorem jest Robert Lewandowski. Nie inaczej dzieło się w dzisiejszym spotkaniu mistrzów Niemiec z Freiburgiem. W 40 minucie napastnik reprezentacji Polski doprowadził do wyrównania na 1:1, a tuż przed przerwą wpisał się po raz drugi w tym spotkaniu na listę strzelców. Po przerwie dołożył do tego jeszcze asystę i Borussia rozgromiła rywala 5:1. Dzisiejsze gole były o tyle ważne dla "Lewego", że został on pierwszym piłkarzem w historii Borussii z bramkami strzelanymi w ośmiu kolejnych ligowych meczach. Dotychczasowy rekord od blisko pół wieku należał do Friedhelma Konietzki, który w sezonie 1964/65 trafiał w siedmiu meczach z rzędu.
Przy okazji Robert Lewandowski umocnił się na czele najskuteczniejszych snajperów Bundesligi.

Klasyk Kaczmarek

O ile po meczu w Gdańsku piłkarze Korony mogli narzekać na los, to dziś na Arenie Kielc los złocisto-krwistym sprzyjał. W futbolu liczą się jednak gole, a nie styl i piękno gry. W spotkaniu z wicemistrzem Polski - Ruchem o jednego więcej zdobyli kielczanie, wygrywając 2:1 i mogą cieszyć się z trzech bardzo ważnych punktów. Kluczowe znaczenie dla końcowego wyniku miał może nieco kontrowersyjny rzut karny dla Korony, ale ileż to kontrowersji i to nie takiego formatu, ma co weekend miejsce na boiskach naszej ekstraklasy. Szacunek dla Maćka Korzyma, który w czwartym wiosennym meczu zdobył gola, choć tego strzelonego Lechii niesłusznie odebrał mu arbiter.
"Pero pero - bilans musi wyjść na zero" - to słowa kultowej piosenki Jana Kaczmarka, które idealnie bilansują dwa ostatnie występy "jedenastki" Korony w ekstraklasie.