niedziela, 27 kwietnia 2014

Wstyd takiej Korony

Jeszcze nie tak dawno niektórym w Kielcach marzyło się miejsce piłkarzy Korony w czołowej ósemce ligi, walczącej o mistrzostwo. Tymczasem dziś złocisto-krwiści nie potrafi pokonać nawet  "czerwonej latarni" ekstraklasy. Przed meczem z Widzewem trener "Pacheta" mówił wprost, że jest pewny zwycięstwa i został sprowadzony na ziemię przez swoich podopiecznych, którzy nie wiedzieć czemu zapomnieli,  że mecz zaczyna się od 1, a nie od 46 minuty. Smutne to, bo w 40 letniej historii klubu nie pamiętam tak chimerycznej i nieobliczalnej drużyny Korony, bardziej przypominającą podwórkową zbieraninę amatorów, która gra jak chce i kiedy jej się chce, niż zawodowych graczy z pokaźnymi w końcu kontraktami, na który zrzucają się wszyscy kielczanie.




Oczywiście można by się cieszyć, że przegrywaliśmy 0:2 i potrafiliśmy po przerwie odrobić straty. Ten remis to jednak nie sukces, a sromotna porażka "Pachety" i jego podopiecznych. Wstyd, że Widzew, który na boiskach rywali od każdego zbierał "baty", właśnie w Kielcach potrafił wzbogacić skromniutki  - 1-jednopunktowy(!) dorobek z delegacji.
     

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Niepowtarzalny smak zwycięstwa

Choć piłkarze ręczni Vive Targów Kielce już po raz piąty w tym sezonie pokonali odwiecznego rywala z Płocka, to ten niedzielny triumf smakuje szczególnie. I to nie tylko dlatego, że oznacza już jedenasty(!) pucharowy laur w historii kieleckiego szczypiorniaka. Liczą się przede wszystkim wyjątkowe okoliczności odniesienia tego zwycięstwa. Ta ostatnia sekunda i rzut Michała Jureckiego na trwałe zapiszą się w historii. Co więcej akcja ta uwieńczyła wyjątkowy mecz, jakiego w historii polskiej klubowej piłki ręcznej chyba jeszcze nie było. Poziom godny każdych europejskich rozgrywek, dramaturgia trudna do wymyślenia przez "chłodną głowę". To była naprawdę znakomita promocja szczypiorniaka, który szturmem zdobywa serca nie tylko kieleckich i płockich kibiców.


                                                                                           Fot: ZPRP
Oczywiście były i błędy, bo tych w sportowej rywalizacji o najwyższą stawkę po prostu uniknąć nie sposób. "Czapki z głów" jednak zarówno przed zdobywcami Pucharu Polski, jak i pokonanymi płocczanami, którzy w niedzielę wznieśli się na wyżyny swoich możliwości i mocno postraszyli obrońców pucharowego trofeum. Znakomicie wróży to przed finałem play-off o mistrzostwo Polski, w którym już niedługo oba zespoły zapewne zmierzą się ponownie. I całe szczęście, bo cóż znaczyłaby polska piłka ręczna bez klubów z Kielc i Płocka oraz toczonych przez nie od kilkudziesięciu już lat Świętych Wojen". Oby było ich jak najwięcej, a wtedy o frekwencje na trybunach możemy być spokojni.
I jeszcze jedna nieco smutniejsza refleksja. "Siódemka" Vive Targów Kielce za pucharowy Triumf na Torwarze zainakasowała czek w wysokości 50 tysięcy złotych. Śmieszna to kwota zważywszy sumy jakie co miesiąc inkasują nędzni ligowi kopacze, a widowiska przez nich kreowane są po prostu nie godne by mogły być porównywalne z tym co w niedzielny wieczór przeżyli kibice na stołecznym Torwarze.
  

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Ta ostatnia sekunda...



Finał jeszcze nie dla nas

Kabaret "Korona" przedstawia

Kilka dni temu Wojciech Lubawski nie miał na tyle odwagi, by powiedzieć prawdę, czemu zdymisjonował prezesa Korony. Wszem i wobec doniósł o "przyczynach zdrowotnych", które nagle stanęły Tomaszowi Chojnowskiemu na przeszkodzie w sprawowaniu jego jakże odpowiedzialnej funkcji, choć chyba nikt znający cho c trochę sportowe realia się na to nie nabrał. Teraz ni stąd ni zowąd prezydent Kielc diametralnie zmienia front i ujawnia prawdę (oczywiście niecałą, bo niedomówienia to widać jego specjalność) na dodatek jeszcze grożąc swojemu niedawnemu "pupilkowi" prokuraturą. Bez względu na faktyczną ocenę pracy i zasług byłego prezesa złocisto-krwistych, pierwsze moje skojarzenie to niemal identyczny -  żałosny - styl rozstania z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim, na którego też Wojciech Lubawski jakiś czas po zwolnieniu nasyłał prokuratora wszczynając nie wiadomo po co zamieszanie, z którego kompletnie nic potem nie wynikło, poza ogólnym niesmakiem. A podobno powinniśmy uczyć się na własnych błędach.... 


Swoją drogą nie dość, że Korona już słynie w kraju z ludzi o braku kompetencji do sprawowania jakichkolwiek funkcji w sporcie, to na dodatek teraz jeszcze jej znakiem firmowym staje się kompletna ignorancja dyplomatyczna. 
A cała Polska się z nas śmieje i zaciera ręce, co to się znów w Kielcach wyprawia...  

wtorek, 1 kwietnia 2014

Pouczająca lekcja od "Lwów"

Gdyby wykorzystali choć jeden karny więcej, gdyby Aginagalde trafił z czystej pozycji, gdyby nie przegrali z Koldingiem w meczach grupowych, gdyby, gdyby, gdyby... Mnożą się te "gdyby" po poniedziałkowej porażce "siódemki" Vive Targów Kielce z "Reńskimi Lwami". Rzeczywiście porażka po remisowym dwumeczu z tak mocnym rywalem jest szczególnie bolesna. Nie robiłbym jednak z niej jakiejś tragedii. Wiadomo najlepiej smakują sucesy, jak choćby ten z ubiegłorocznego Final Four. Sport to jednak i porażki, wbrew pozorom jeszcze potrzebniejsze od zwycięstw. To one budują siłę zespołu. Oczywiście pod warunkiem, że potrafi się je odpowiednio spożytkować.
W poniedziałek w Mannheim niewątpliwie lepsi byli gospodarze, mimo absencji kontuzjowanego Gensheimera, a wiadomo ile ten skrzydłowy znaczy dla "Lwów". To niemiecka drużyna lepiej spożytkowała wiedzę z pierwszego meczu w Hali Legionów. Znakomitą obroną skomasowaną na środek strefy, wytrąciła mistrzom Polski największe atuty. Nie pograł sobie tym razem Aginagalde, nie porzucał, jak w pierwszym spotkaniu Krzysztof Lijewski. Więcej miejsca mieli wprawdzie nasi skrzydłowi, ale forma Cupicia, czy Strleka nie jest ostatnio najwyższa, co potwierdził i poniedziałkowy mecz. Kluczowa do awansu gospodarzy oprócz "żelaznej obrony" okazała się wręcz podręcznikowa gra  z kołowym, z którą nasi kompletnie sobie nie radzili.


Także w pojedynku trenerów jak dla mnie zwycięzcą okazał się Gudmundsson, który znacznie szybciej i efektywniej, niż Dujszebajew potrafił reagować na boiskowe wydarzenia, zarówno w Mannheim, jak i w Kielcach. Jak dla mnie szkoleniowiec Vive Targów Kielce chyba przesadnie skupił się na niesnaskach wobec trenera "Lwów" i całej otoczce związanej z ambicjonalną rywalizacją obu panów. Niestety najbardziej straciła na tym drużyna mistrzów Polski.
Po ubiegłorocznym  trzecim miejscu w FInal Four Velux Champions Legue i sprowadzeniu do Kielc niewątpliwie światowej klasy trenera, chyba zbyt wielu wydawało się, że miejsce w europejskiej elicie mamy niejako zagwarantowane.  Nic bardziej mylnego. Drużyn z podobnym i znacznie większym potencjałem jak nasz, jest na Starym Kontynencie wiele. Przekonał się o tym boleśnie obrońca trofeum - zespół HSV, przy którego wyeliminowaniu, odpadnięcie z rozgrywek Vive TK w rywalizacji z wiceliderem Bundesligi, to praktycznie żadna niespodzianka.
Najważniejsze, by teraz z tej europejskiej nauczki wyciągnąć właściwe wnioski na przyszłość...