Zapowiadana na dziś wieczór premiera dokumentalnego filmu o
historii kielecko-płockich świętych wojen piłkarzy ręcznych rozbudziła we mnie stare, ale
jakże piękne wspomnienia. Bo to rzeczywiście zawsze były mecze szczególne, na
które czekało się całymi miesiącami. Kto choć raz poczuł na własnej skórze
wyjątkową atmosferę, emocje, by nie powiedzieć prawdziwą magię jaką ze sobą niosły,
z pewnością nigdy nie zapomni tego przeżycia.
Dotyczyło to nie tylko zawodników, trenerów, czy kibiców, ale także i dziennikarzy obsługujących te wyjątkowe sportowe wydarzenia, wśród których wielokrotnie miałem to szczęście się znaleźć. Sam się zastanawiam, gdzie byłaby dziś polska piłka ręczna, gdyby nie
święte wojny „siódemek” z Kielc i Płocka, napędzające całą dyscyplinę.
kieleckich kibiców szczypiorniaka. Wtedy, na przełomie lat 70-tych i 80-tych minionego stulecia, sportowe Kielce elektryzowała wizyta ówczesnego dominatora polskiego szczypiorniaka – „siódemki” 15-krotnego mistrza Polski Śląska Wrocław, która w latach 1972-78 nie schodziła z tronu polskiej męskiej piłki ręcznej. W zespole prowadzonym wówczas przez trenera Bogdana Kowalczyka grały prawdziwe gwiazdy jak choćby król strzelców IO w Montrealu i Moskwie oraz mistrzostw świata w 1978 i 1982 roku, Jerzy Klempel, Daniel Waszkiewicz, Zdzisław Antczak, czy Andrzej Sokołowski. Śląsk nie tylko siedmiokrotnie z rzędu sięgał po mistrzostwo kraju (wcześniej żadna klubowa męska „siódemka” tego nie dokonała) . W 1978 roku dotarł aż do finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (porażka 22:28 z SC Magdeburg), co najlepiej świadczy o ogromnym potencjale dominatorów z Wrocławia. Warto dodać, że w sezonie 1981/1982 wrocławska drużyna wywalczyła dublet, sięgając po mistrzostwo i puchar Polski, a co godne podkreślenia przy dużym udziale... Korony: W Śląsku grał przecież wtedy prawdziwy ówczesny idol kieleckich kibiców piłki ręcznej Zbigniew Tłuczyński, który odbywał służbę wojskową oraz prowadzący wówczas tę drużynę trener Edward Strząbała.
kieleckich kibiców szczypiorniaka. Wtedy, na przełomie lat 70-tych i 80-tych minionego stulecia, sportowe Kielce elektryzowała wizyta ówczesnego dominatora polskiego szczypiorniaka – „siódemki” 15-krotnego mistrza Polski Śląska Wrocław, która w latach 1972-78 nie schodziła z tronu polskiej męskiej piłki ręcznej. W zespole prowadzonym wówczas przez trenera Bogdana Kowalczyka grały prawdziwe gwiazdy jak choćby król strzelców IO w Montrealu i Moskwie oraz mistrzostw świata w 1978 i 1982 roku, Jerzy Klempel, Daniel Waszkiewicz, Zdzisław Antczak, czy Andrzej Sokołowski. Śląsk nie tylko siedmiokrotnie z rzędu sięgał po mistrzostwo kraju (wcześniej żadna klubowa męska „siódemka” tego nie dokonała) . W 1978 roku dotarł aż do finału Pucharu Europy Mistrzów Krajowych (porażka 22:28 z SC Magdeburg), co najlepiej świadczy o ogromnym potencjale dominatorów z Wrocławia. Warto dodać, że w sezonie 1981/1982 wrocławska drużyna wywalczyła dublet, sięgając po mistrzostwo i puchar Polski, a co godne podkreślenia przy dużym udziale... Korony: W Śląsku grał przecież wtedy prawdziwy ówczesny idol kieleckich kibiców piłki ręcznej Zbigniew Tłuczyński, który odbywał służbę wojskową oraz prowadzący wówczas tę drużynę trener Edward Strząbała.
Jerzy Klempel - prawdziwy postrach ówczesnych bramkarzy. Fot. wikipedia |
Do historii kieleckiej piłki ręcznej przeszła data 25
października 1975 roku, kiedy to po raz pierwszy „siódemka” Korony zagrała o
ligowe punkty z tym utytułowanym rywalem, przegrywając we Wrocławiu 23:30
(12:16). Wszyscy w Kielcach czekali jednak na rewanż w rozbudowanej dla potrzeb
licencyjnych ZPRP hali Zespołu Szkół Budowlanych przy ul. Jagiellońskiej.
Rzeczywiście 28 marca 1976 roku przeżyła
ona prawdziwe oblężenie. Tylko prawdziwi szczęśliwcy wśród których się
znalazłem (to nic, że by dostać się do niewielkiej mieszczącej formalnie 600
widzów hali trzeba było nawet posiadając bilet przyjść na mecz kilka godzin wcześniej i toczyć
prawdziwy bój o miejsca, a wcześniej trzeba było odstać swoje w długiej kolejce do przedsprzedaży biletów biletów prowadzonej w siedzibie Korony na stadionie przy ul. Koniewa), mieli okazję obejrzeć w akcji najlepszego wówczas
polskiego piłkarza ręcznego Jerzego Klempela. Popularny „Kukuś”, choć sprawił
wrażenie, że gra na luzie i specjalnie się nie wysila, oczywiście był
najskuteczniejszym graczem na parkiecie, a piłka po jego rzutach z drugiej
linii szybowała z ogromną prędkością, sprawiając nie lada kłopoty kieleckim
bramkarzom z Eugeniuszem Szukalskim na czele. Do przerwy przy ogłuszającym
wręcz dopingu nadkompletu publiczności, „siódemka” Korony, choć była
beniaminkiem w krajowej elicie, trzymała się nadspodziewanie dobrze ulegając
faworytowi zaledwie jednym golem 12:13. Potem wprawdzie było już trochę gorzej,
bo Śląsk grając widowiskowo i skutecznie jak na taką drużynę przystało, powiększył
przewagę i wygrał 28:23, ale nikt z kibiców nie narzekał, bo przecież po raz
pierwszy mogliśmy oglądać w Kielcach piłkę ręczną na europejskim poziomie,
która dziś za sprawą „siódemki” Vive Tauronu Kielce gości w naszym mieście na
co dzień…