środa, 27 marca 2013

Albania czy... Podbeskidzie?

Przed trudnym wyborem stanął ostatnio litewski stoper Korony, Tadas Kijanskas, powołany na towarzyski mecz reprezentacji Litwy z Albanią. Wyjazd do Tirany oznaczał dla niego praktycznie wykreślenie się z kadry złocisto-krwistych na czwartkowy mecz 20. kolejki T-Mobile Ekstraklasy z Podbeskidziem. I co wybrał popularny "Tadek"? Koronę!
Nic dziwnego, Kontrakt w Kielcach powoli mu się kończy i trzeba walczyć o jego prolongatę, a z gry w reprezentacji wyżyć nie sposób.. 
 

Był taki mecz (45)

W awansie pomogli... studenci

W lipcu 1975 roku kieleccy kibice fetowali historyczny awans piłkarzy Korony do II ligi. Niestety tylko na jeden sezon. Po roku, sytuacja jakby wróciła do normy i znów fanom futbolu w naszym mieście pozostawało zadowolać się jedynie spotkaniami o mistrzostwo klasy międzywojewódzkiej. Wprawdzie rywalizacja lokalnych rywali też miała swój swoisty smaczek, ale to jednak nie to samo co centralna druga liga, o której szeroko informowały nawet ogólnopolskie media. Zanim jednak po bolesnej degradacji pozbierała się Korona, honoru kieleckiego futbolu bronili nie istniejący już dziś Błękitni. Już w sezonie 1974/75 drużyna "gwardzistów" wywalczyła sobie prawo gry w barażach o drugą ligę, jednak musiała wówczas uznać wyższość Goplanii Inowrocław. Przełomowym okazał się sezon 1977/78 który przyniósł Błękitnym dość nieoczekiwany i szczęśliwy, ale w pełni zasłużony awans. Decydowała o nim dopiero ostatnia kolejka sezonu rozegrana 18 czerwca 1978 roku. Doszło w niej do korespondencyjnego pojedynku pojedynku Stali Rzeszów z Błękitnymi. W zdecydowanie korzystniejszej sytuacji przed finałową kolejką wydawali się być rzeszowianie, którzy podejmowali na własnym stadionie AZS Biała Podlaska. Z kolei Błękitni jechali na mecz ze zdegradowaną z ligi Chełmianką jako zdecydowany faworyt. Nawet wygrana nie dawała im jednak gwarancji awansu, gdyż w bezpośrednich spotkaniach dzięki golowi strzelonemu  przy Ściegiennego, górą byli "stalowcy" (w Kielcach Błękitni wygrali 2:1, ale na wyjeździe ulegli 0:1). Stal jednak sensacyjnie przegrała przed własną publicznością ze studentami 1:2, co zupełnie nieoczekiwanie uchyliło Błękitnym bramy do II ligi. Jak się okazało kielczanom wystarczył zaledwie skromny remis w Chełmie 1:1, a gola dla kieleckiej drużyny na wagę historycznego sukcesu strzelił Tadeusz Gromulski.


Pamiątkowe tablo piłkarzy Błękitnych po awansie do II ligi w 1978 roku

O tym jak  wyrównana była wówczas czołówka III ligi najlepiej świadczy fakt, iż awansujących Błękitnych od piątej w końcowej tabeli rozgrywek Stali Nowa Dęba dzieliły zaledwie 2(!) punkty. Co ciekawe, podobnie jak to miało miejsce 3 lata wcześniej, w przypadku Korony, i tym razem trenerem, który wywalczył dla Kielc drugoligowy awans był Bogumił Gozdur. Asystował mu Józef Rybczyński, którego bardzo dobrze zapamiętałem jeszcze z czasów jego występów na boisku, na bocznej obronie drużyny gwardzistów, z początku lat-70-tych. Jeszcze na półmetku sezonu nic nie zapowiadało końcowego sukcesu Błękitnych, którzy mieli na swoim koncie mniej punktów nawet od Korony. Co więcej, to właśnie "koroniarze" zdecydowanie lepiej rozpoczęli wiosnę, odnosząc trzy kolejne zwycięstwa. Potem jednak Korona nieoczekiwanie przegrała przy Koniewa z Granatem Skarżysko 0:1, a następnie 0:2 w derbach Kielc z Błękitnymi przy Ściegiennego i nieoczekiwanie obie nasze drużyny zamieniły się rolami. To Błękitni a nie jak powszechnie sądzono Korona, włączyli się do walki o awans i ostatecznie dali radość kieleckim kibicom, po 23 latach powracając do II ligi. Autorami tego sukcesu byli: Zbigniew Śliwa, Adam Bartosiewicz, Czesław Kotwica, Roman Szpakowski, Janusz Batugowski, Zdzisław Konior, Stanisław Mańko, Wiesław Grabowski, Tadeusz Szpiega, Robert Solnica, Daniel Fałdziński, Tadeusz Gromulski, Kazimierz Kowalski, Marek Szymański, Wacław Cybulski, Marek Wrzosek, Andrzej Szyszka i Jacek Kubicki. Kierownikiem drużyny Błękitnych był wówczas Stanisław Jawor.
Mnie z tamtą drużyną Błękitnych kojarzą się nieodłącznie licealne czasy, kiedy to jako uczeń I LO im. Żeromskiego, nawet na długich 20-minutowych przerwach biegaliśmy z kolegami na położony po drugiej stronie ulicy Ściegiennego stadion, by oglądać treningi piłkarzy Błękitnych. Nie wspomnę oczywiście o meczach, z których większość oglądałem z trybun nie istniejącego już obiektu - poprzednika obecnej Areny Kielc.

A jednak można!

Po piątkowym blamażu z Ukraina wydawało się, że polscy piłkarze gorzej już zagrać nie mogą. A jednak cuda się zdarzają. Za taki z pewnością trzeba uznać wyczyn naszych zawodowców, którzy we wtorkowy wieczór... dorównali amatorom z najsłabszej drużyny świata. Niech nikogo nie myli wynik spotkania, bo z San Marino wygrała by spokojnie i równie wysoko zdecydowana większość nawet naszych pierwszoligowców, nie mówiąc już o ekstraklasie. Żałosna kopanina z ostatnim zespołem rankingu FIFA wskazuje nasze faktyczne miejsce w futbolowej hierarchii. Smutne to tym bardziej, że przecież jeszcze 4 lata temu bez większego wysiłku nasze "Orły" na Arenie Kielc rozgromiły tego "egzotycznego" jak na Europę rywala 10:0. A co zobaczyliśmy na murawie, przepraszam bardziej powinno by się powiedzieć klepisku, Stadionu Narodowego? Kompletny chaos, bezradność, przypadkowość,  brak jakiejkolwiek koncepcji w grze. Co gorsze wyglądało na to, że i tym razem serce oraz ambicja przynajmniej niektórych naszych reprezentantów... pozostały w szatni.
Na szczęście terminarz przydzielił nam najgorszego z możliwych rywali, na dodatek osłabionego rozegranym kilka dni temu spotkaniem z Anglią, ze skłonnościami do gry w... szczypiorniaka. Daliśmy więc radę, ale o mundialu powinniśmy jak najszybciej zapomnieć. No chyba, że kiedyś tam w przyszłości FIFA przydzieli nam rolę jego gospodarza