poniedziałek, 30 września 2013

Lepszej okazji nie będzie...

Lepszej okazji do przerwania wyjazdowej niemocy jak dziś na PGE Arenie w Gdańsku piłkarze Korony długo mogą się nie doczekać. Dwa rzuty karne (w tym jeden powtarzany) dały złocisto-krwistym komfortowe wydałoby się prowadzenie 2:0 po 20 minutach gry. W tym momencie wydawało się, że kielczanie wreszcie się przełamią i po 20 meczach bez zwycięstwa przywiozą z boiska rywala komplet punktów. Nic z tego. Fatalna postawa koroniarzy w defensywie błyskawicznie zniweczyła tak pokaźną zaliczkę i jeszcze przed przerwą mecz rozpoczynał się jakby od początku. Po przerwie to Lechia była zdecydowanie bliżej wygranej. Na szczęście wynik 2:2 już się nie zmienił i złocisto-krwiści z  ogromnym trudem "uciułali" cenny, pierwszy w tym sezonie, wyjazdowy punkcik.


 Marna to jednak pociecha, bo Korona jest tej jesieni po prostu wyjątkowo słabiutka i to w każdej z formacji, a jej miejsce w tabeli nie jest dziełem przypadku...

niedziela, 29 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (32)

Oto kolejna postać z historii kieleckiego sportu. Czy poznajecie tego zawodnika.

                       Fot. archiwum

sobota, 28 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (31)

Dziś kolejne zdjęcie ze sportowego archiwum, tym razem sprzed prawie 40 lat. Czy poznajecie tego sportowca?

        fot. archiwum

Był taki mecz (64)

Jak Szozda uszczęśliwił Kielce

Smutne wieści sprzed kilku dni o śmierci Stanisława Szozdy sprawiły, że odżyły wspomnienia dotyczące tego znakomitego niegdyś kolarza, medalisty mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich, triumfatora Wyścigu Pokoju oraz Tour de Pologne. Rzeczywiście była to wyjątkowa dla naszego sportu postać, a w latach 70-tych minionego stulecia prawdziwe bożyszcze polskich kibiców kolarstwa. Ci kieleccy z pewnością do dziś, tak jak i ja, pamiętają jego imponujący triumf na bieżni nie istniejącego już stadionu Błękitnych.
Miało to miejsce na trasie 29 Wyścigu Pokoju, na trasie etapu wiodącego z Krakowa do Kielc. Podobnie jak trzy lata wcześniej kiedy to majowa impreza po raz ostatni zagościła w Kielcach, trybuny stadionu przy ul. Ściegiennego wypełniły się w nadkomplecie. Nic dziwnego bowiem kto wtedy nie emocjonował się walką o zółtą koszulkę lidera pomiędzy Niemcem Hansem Joachimem Hartnickiem a naszym Stanisław Szozdą, który do Kielc jechał jako wicelider. Ponad 15 tysięcy kieleckich kibiców przez kilka godzin cierpliwie wyczekiwało na te kilkanaście sekund emocji, bo tyle właśnie trwał finisz na bieżni stadionu Błękitnych. Nikt się nie nudził. Jak pamiętam było wiele różnego rodzaju atrakcji, konkursów, jednak wszystkich najbardziej elektryzowały meldunki z trasy. Długo nie były one zbyt pomyślne dla  Staszka Szozdy, bowiem zanosiło się na zwycięstwo w Kielcach Rumuna Mircey Romascanu, który jeszcze wjeżdżając w bramę stadionu od ulicy Ściegiennego miał blisko 50-metrową przewagę nad goniącą go grupą pościgową z  polskim wiceliderem.

Uradowany Stanisław Szozda na najwyższym stopniu podium w Kielcach
 Entuzjazm na stadionie sięgnął zenitu, kiedy zza klubowego budynku Błękitnych tuż za Rumunem pokała się smukła sylwetka w biało-czerwonej koszulce. Nikt nie miał najmniejszych wątpliwości. To był Staszek Szozda, który  na ostatnim wirażu w swoim stylu ojął prowadzenie i przy ogromnym aplauzie kieleckich kibiców z rękami uniesionymi wysoko w górę minął linię mety. Zdeprymowanego kapitalnym sprintem Polaka Rumuna wyprzedzili jeszcze na ostatnich metrach Niemiec Gerhard Lauke oraz Czechosłowak Anton Bartonicek. Wiwatom na cześć Szozdy nie było końca, a w pamięci z tego wyjątkowego, radosnego popołudnia pozostała mi także nietypowa jak na Wyścig Pokoju runda honorowa wokół stadionu Błękitnych, pokonywana tym razem przez trójkę najlepszych kolarzy nie na rowerach, lecz w gustownych konnych bryczkach. Jako nastolatek żałowałem wtedy tylko, że mimo usilnych starań nie udało mi się zdobyć autografu naszego znakomitego kolarza.
Nie zapomnę też emocji towarzyszących kolejnym etapom tego wyścigu i dalsze rywalizacji o zółtą koszulkę lidera Hartnicka i Szozdy. Niecierpliwie wyczekiwaliśmy na pojawiające się w Polskim Radiu co pół godziny 5-minutowe meldunki z trasy, które stałe się wręcz kultowymi dla każdego prawdziwego kibica. Doszło nawet do tego, że specjalnie wychodziło się z lekcji do łazienki by tam na tranzystorze nasłuchiwać jak jedzie Stanisław Szozda i inni polscy kolarze. I choć w tym wyścigu ostatecznie górą był Niemiec to i tak Szozda, który ukończył rywalizację na drugim miejscu mógł czuć się niczym bohater narodowy.
W kilkanaście lat później, już jako dziennikarz podczas wyjazdowej sesji KDS (Klub Dziennikarzy Sportowych) na Opolszczyźnie, miałem okazję, by nie powiedzieć zaszczyt, poznać osobiście mojego sportowego idola z dziecięcych lat. Mimo ogromu sportowych dokonań, okazał się on skromnym i niezwykle sympatycznym człowiekiem. Oczywiście nie obyło się bez wspomnień z tamtego etapu z 1976 roku z metą w Kielcach, który na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Tym bardziej teraz gdy Staszka Szozdy niestety nie ma już wśród nas. Dziś we Wrocławiu odbył się jego pogrzeb...

piątek, 27 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (30)

Dziś chyba znacznie łatwiejsza do rozpoznania postać sportowca, bo i zdjęcie liczy sobie niespełna 20 lat. Zdradza ono również dyscyplinę sportu jaką uprawiał.

                                     Fot. archiwum
 Poznajecie? Pamięacie?

"Pacheta" spokorniał

Wystarczyło kilka spotkań, trener Korony "Pacheta" diametralnie zweryfikował swoje piłkarskie wizje wobec gry kieleckiej drużyny. W spotkaniu z Górnikiem przez ponad 70 minut już nie było prób hiszpańskiej tiki-taki, rozgrywania piłki od tyłu i jak najdłuższego się przy niej utrzymywania, lecz zmasowana siermiężna defensywa podporządkowana temu, by za wszelką cenę nie stracić gola. Nie wyglądało to zbyt okazale, ale za to po serii trzech kolejnych porażek jest wreszcie punkt złocisto-krwistych. Polska to nie Hiszpania, a Korona nie Barcelona. Kielczan czeka w tym sezonie naprawdę arcytrudna walka o zachowanie ligowego bytu i nic tego nie zmieni, nawet świetlane wizje szkoleniowca z dnia na dzień przeniesionego z boisk mistrza świata i Europy do ligi futbolowego kopciuszka.


 Można grymasić, że z Górnikiem tylko remis, można też się i z niego cieszyć, bo wreszcie, mimo wciąż słabiutkiej gry, drużyna coś tam "ugrała". Kluczem do poprawy pozycji kieleckiego zespołu będą jednak jego występy na wyjeździe. Już wkrótce zagramy w Gdańsku i Bydgoszczy. Jeśli wrócimy z niczym, będzie to dla mnie potwierdzenie, że Hiszpan "Pacheta", wciągnięty gdzieś z hiszpańskich ligowych "opłotków" nie nadaje się jednak do prowadzenia drużyny polskiej ekstraklasy. No ale cóż "tak krawiec kraje, jak mu materii (kasy) staje". Na trudne czasy w Lubinie zatrudnili rutyniarza i starego ligowego wyjadacza, Lenczyka, a my w Kielcach - sprowadzonego przez przypadek przy okazji Igrzysk Polonijnych,  praktykanta T-Mobile Ekstraklasy - "Pachetę", ale za to w dwóch osobach, bo z sowicie opłacanym z naszych podatków tłumaczem...   

czwartek, 26 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (29)

Pora na kolejne zdjęcie sprzed 40 lat, "wygrzebane" ze sportowych archiwów. Czy poznajecie tę zawodniczkę?

       Fot. archiwum

niedziela, 22 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (28)

Oto kolejna fotka ze sportowego archiwum sprzed ponad 40 lat. Czy poznajecie kogo przedstawia?

                      Fot. archiwum

"Cyrkowiec" i bajki na dobranoc

Cyrk "Pacheta" zaliczył kolejny występ - tym razem na Dialog Arenie w Lubinie. Hiszpańsko-kielecka ekipa trzyma się żelaznej zasady "co mecz to gorzej". Skoro nawet sąsiad z dna ligowej tabeli pokazał nam miejsce w szeregu, to komentarz do tego jest kompletnie zbyteczny. Znakiem firmowym Korony staje się zamiast dobrej i przemyślanej gry, gwizdająca pantomima Hiszpana, który sprawia wrażenie, że pracując w Kielcach znakomicie się bawi, a przy okazji uczy trenerskiego rzemiosła. W ciągu kilku tygodni "Pacheta" dokładnie zrujnował to co Ojrzyński mozolnie budował długimi miesiącami. Już nie mamy zgranej i walczącej drużyny, ale zlepek przypadkowo wybranych i ustawionych na boisku piłkarzy, na dodatek kompletnie się nie rozumiejących i zniechęconych do gry. Hiszpan, pewnie pod presją krytyki wyrzycił ze składu najsłabsze ogniwa meczu  z Legią (Sylwestrzak, Trytko) i wreszcie dojrzał w Stano stopera, ale zszokował kolejnymi kadrowymi ruchami licząc że młody chłopak z trzecioligowych rezerw podbije ekstraklasę. Ten gdy pojawił się na boisku z wrażenia nie potrafił kopnąć nawet do... pustej bramki rywala. Nic dziwnego więc, że po ośmiu ligowych kolejkach mamy na koncie zaledwie cztery punkty i nic nie wskazuje na to, by była jakakolwiek szansa na przekazanie "czerwonej latarni" któremuś z rywali, nie wspominając już o wydostaniu się ze strefy spadkowej. Padła też atmosfera w zespole, bo przecież nie od dziś wiadomo, że tę budują zwycięstwa, których brak. 


 Już w momencie dymisji Ojrzyńskiego pisałem, że wcale nie w trenerze tkwi słabość Korony i dzisiejszy obraz zespołu dokładnie to potwierdza. Cała Polska się z nas śmieje, że w trakcie trwającego sezonu kieleccy działacze pozwolili sobie na tak bezmyślną rewolucję. Jeśli już po co było popisywać się przed rywalami i ściągać do Kielc kompletnie oderwanego od polskich realiów (nie tylko językowo) trenera. Zanim "Pacheta" znajdzie wspólny język z drużyną i zakończy ciągłe eksperymentowanie z ustawieniem na boisku będziemy już praktycznie jedną nogą w  I lidze.
A może naszym działaczom o to właśnie chodzi? Będzie wreszcie spokojniej, taniej, a i bajek o nadchodzącym do klubu inwestorze nie trzeba będzie opowiadać kibicom na dobranoc...
 

piątek, 20 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (27)

Pora na kolejne zdjęcie ze sportowego fotoarchiwum sprzed blisko 40 lat. Czy poznajecie tego sportowca?

      Fot. archiwum

wtorek, 17 września 2013

Proces bez końca

Choć wszyscy już praktycznie zapomnieli o korupcji jaka miała miejsce przed blisko 10 laty w Kolporterze Koronie, proces w tej sprawie nadal trwa.

PISZE O TYM BLOG PIŁKARSKA MAFIA

                                                                           fot. www.se.pl

poniedziałek, 16 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (26)

Oto kolejne zdjęcie ze sportowego archiwum przedstawiające czołowego przed laty gracza jednego z kieleckich zespołów.

Fot. archiwum
Poznajecie? Pamiętacie?

niedziela, 15 września 2013

Prawdziwa twarz polskiego tenisa

Australijczycy sprowadzili na ziemię polskich tenisistów, którym wydawało się, że dogonili już światową czołówkę. Decydujący mecz na Torwarze, choć emocjonujący pozostawił mi spory niedosyt i to nie tylko za sprawą niekorzystnego wyniku, którego należało sie jednak spodziewać.
Kubot, który po przegranym Wimbledonie urósł do miana narodowego bohatera powinien spalić się ze wstydu po tym co pokazał przed stołeczną publicznością. Oddany bez walki mecz z Hewittem a przede wszystkim frajersko przegrany drugi set  meczu z Tomiciem to było prawdziwe mistrzostwo świata. Próżno szukać innego tenisistę z aspiracjami do światowej czołówki, który prowadząc przed własną publicznością 5:1, zamiast wygrać partię 6:1, przegrywa ją po tie-breaku.

Zastanawia mnie też jak to możliwe, że kontuzjowany Jerzy Janowicz niczym sarenka biegał z uśmiechem po trybunach z pokaźnych rozmiarów workami, rozdając sponsorskie gadżety. Nie przeszkodziły mu w tym nawet tak bardzo bolące plecy, podobnie jak w niedawnych występach za grube pieniądze na kortach w Nowym Jorku, gdzie zagrał z kontuzją nie tylko singla, ale i debla. 
Tym razem jednak chodziło "tylko" o prestiż polskiego tenisa, więc po co się wysilać i narażać na ewentualne krytyki. Skoro nie ma kasy, to lepiej doskonale bawić się w roli kibica...

sobota, 14 września 2013

Podwórkowa ekstraklasa

Po dzisiejszym meczu Korony z Legią zwątpiłem w taktyczny warsztat trenera "Pachety". Nie chodzi już o samą porażkę, której należało się spodziewać, lecz o przedziwne jak dla mnie ustawienie złocisto-krwistych w meczu z niewątpliwie najlepszym obecnie zespołem polskiej ekstraklasy. Budowanie akcji krótkimi podaniami "od tyłu" na własnym przedpolu, skracanie pola gry okazały się "wodą na młyn" dla rywala, który jeszcze nigdy na Arenie Kielc nie wygrał z taką łatwością. Na dodatek mięciutki presing "koroniarzy", bez jakiejkolwiek zadziorności, nie stanowił dla znacznie lepszych technicznie legionistów żadnej przeszkody. Kolejne gole dla gości były tylko kwestią czasu.
To co udało się w konfrontacji z Piastem w żaden sposób nie mogło przynieść sukcesu w meczu z Legią, a wyczyny defensorów Korony z Sylwestrzakiem na czele, który jak dla mnie nie nadaje się jeszcze do gry na poziomie ekstraklasy, przypominały zachowania z podwórkowych boisk. Tymczasem nominalny i najsolidniejszy w drużynie stoper - Stano miotał się gdzieś w środkowych rejonach boiska i próbował poradzić sobie w roli defensywnego, a momentami nawet i ofensywnego, pomocnika. Podobnie kompletnym nieporozumieniem jest dla mnie decyzja trenera o grze w ofensywie kompletnie zagubionego i nieudolnego Trytki, któremu 45 minut w zupełności wystarczyło, by udowodnić, że jego miejsce jest jednak na boiskach czwartej ligi, a nie ekstraklasy.  Nic dziwnego, że już po niespełna 50 minutach było praktycznie "po meczu".


 Dopiero przy stanie 0:3 udało się nieco opanować totalny taktyczny chaos Korony z pierwszej połowy i nieoczekiwanie okazało się, że mistrzowie Polski też popełniają proste, szkolne błędy. Różnica umiejętności dzieląca dziś obie drużyny była jednak zbyt duża, by losy meczu mogły potoczyć się inaczej. Skończyło się więc na porażce 3:5, ale wynik powinien być o wiele gorszy dla kielczan. Na szczęście w normalnej dyspozycji był Zbigniew Małkowski, a przy stanie 1:5 goście zadowolili się wynikiem i ... zarazili się chaosem od rywala.
Nie da się grać radosnej, otwartej i przy okazji nieudolnej piłki z lepszym o klasę rywalem, na dodatek z fatalnie zestawioną  i anemiczną defensywą. Ale to już wina tylko i wyłącznie hiszpańskiego trenera, który mimo iż miał na to dwa tygodnie, tym razem jak dla mnie kompletnie nie przygotował się taktycznie do tego meczu. Nawet kadrowe absencje w zespole nie tłumaczą iście "podwórkowej ekstraklasy" zafundowanej kibicom przez Koronę.

piątek, 13 września 2013

Fotoarchiwum "z myszką" (25)

Pora na kolejne zdjęcie odnalezione w sportowym archiwum. Kogo przedstawia fotka zrobiona w latach 70-tych minionego stulecia.

Fot. archiwum
Poznajecie? Pamiętacie?

czwartek, 12 września 2013

Był taki mecz (63)

Skuteczny finisz "Broźki"

Przebrzmiały już echa jubileuszowego 70 Tour de Pologne. Mimo iż długo w koszulce lidera jechał Rafał Majka, jednak znów nie doczekaliśmy sie polskiego triumfu, choćby nawet tego etapowego. Tym bardziej warto dziś wspomnieć 56 edycję Tour de Pologne, której triumfatorem został kolarz rodem z podkieleckich Bielin Tomasz Brożyna.
Popularny "Brożka" wprawdzie też etapu wtedy nie wygrał, ale do sukcesu w klasyfikacji generalnej wyścigu wystarczyła mu równa dobra jazda na wszystkich etapach, a zwłaszcza na ostatnim - siódmym etapie jazdy indywidualnej na czas na dystansie 23 km z Piechowic do Karpacza. Szybszy od niego był wprawdzie Litwin Raimondas Rumsas, ale znakomita jazda Tomka, reprezentującego wtedy barwy grupy "Mróz" dała mu koszulkę lidera i zarazem zwycięstwo w łęcznej klasyfikacji 56. Tour de Pologne, który zakończył się dokładnie 14 lat temu 12 września 1999 roku w Karpaczu.


Sukces Tomasza Brożyny był tym cenniejszy, że został odniesiony w naprawdę doborowym towarzystwie. Druga lokata w wyścigu przypadła doskonale znanemu kolarskim kibicom Niemcowi Jensowi Voightowi (Credit Agricole), który na trasie długości 1164 kilometrów okazał się pół minuty wolniejszy od "Brożki", który dziś z powodzeniem pełni funkcję radnego w rodzinnych Bielinach. Trzecia lokata w wyścigu przypadła wspomnianemu Litwinowi Rumsasowi. Warto dodać, że klasyfikacja na mecie byłe nieco inna, bowiem pierwotnie drugie miejsce w tourze przypadło Cezaremu Zamanie z grupy Mróz, zdyskwalifikowanemu później za stosowanie niedozwolonego dopingu. Warto dodać, że dziesiąty w tym wyścigu był inny nasz kolarz Zbigniew Piątek, który 12 lat wcześniej także cieszył się z indywidualnego triumfu w Tour de Pologne.
O tym że 56 Tour de Pologne wcale nie był taki łatwy najlepiej świadczy fakt, iż ze 139 kolarzy z 18 grup, którzy wystartowali 6 września 1999 roku z Elbląga do mety w Karpaczu dojechała tylko połowa peletonu.  

wtorek, 10 września 2013

Czasy się zmieniają

Dokładnie 41 lat temu 10 września 1972 roku polski futbol odniósł najbardziej prestiżowy sukces w historii, sięgając w Monachium po złoty medal Olimpijski. Były to równocześnie narodziny "Orlów Górskiego", które przysporzyły naszym kibicom wielu niezapomnianych wrażeń.


 A dziś? Wstyd o tym mówić czy pisać. Choć naszych piłkarzy nie brak w składach europejskich klasowych klubów, to nie jesteśmy w stanie choćby zakwalifikować się do grona finalistów jakiegokolwiek turnieju o stawkę (z wyjątkiem "Euro 2012", do którego finałów drogę otworzył nam przywilej współgospodarza imprezy). Co więcej podczas gdy niezapomniany Kazimierz Górski i jego "Orły" nie obawiały się żadnego rywala, Waldemar Fornalik  przed dzisiejszym meczem z najsłabszą drużyną rankingu FIFA - amatorami z San Marino przestrzega: ""To jest naprawdę nieźle zorganizowana drużyna, która do stanu 0:0 potrafi się skutecznie bronić."
I wszystko już staje się jasne...

Fotoarchiwum "z myszką" (24)

Oto kolejne zdjęcie "wygrzebane" ze sportowego archiwum. Czy poznajecie tego sportowca?

      Fot. archiwum

czwartek, 5 września 2013

Polak potrafi...

Eurobasket w Słowenii miał być historycznym dla polskich koszykarzy. I bez wątpienia takim jest, bo to nie lada sztuka, by mając jak twierdzą "fachowcy" najlepszą od lat reprezentację z "gwiazdką" NBA, Marcinem Gortatem oraz zagranicznego trenera z "górnej półki", w ciągu zaledwie dwóch dni i 40 minut spędzonych na parkiecie przegrać najważniejszą imprezę sezonu. Ten wyczyn na pewno przejdzie do historii polskiej koszykówki...

 
No cóż jak widać Polak potrafi, a miejsce w szeregu pokazali nam europejscy przeciętniacy - Gruzini oraz Czesi. Możemy tylko powspominać czasy gdy pół wieku temu we Wrocławiu chłopcy Witolda Zagórskiego sięgali po wicemistrzostwo Europy...

Fotoarchiwum "z myszką" (23)

Pora na kolejne zdjęcie "wygrzebane ze sportowych archiwów. Kogo ono przedstawia?

                     Fot. archiwum
Pamiętacie? Poznajecie?

środa, 4 września 2013

Eurofalstart pod koszem

To miał być przełomowy Eurobasket dla polskich koszykarzy, którzy od wielu lat pozostają w cieniu innych przedstawicieli gier zespołowych. Optymizm przed wyjazdem na mistrzostwa do Słowenii dodatkowo ugruntowała niezła postawa biało-czerwonych w meczach kontrolnych. Nie brakowało nawet takich, którzy w zespole niemieckiego trenera Dirka Bauermanna upatrywali "Czarnego Konia" mistrzostw. Tymczasem już pierwszy mecz i to z teoretycznym outsiderem naszej grupy sprowadził Polaków na parkiet.  Po fatalnej grze ulegliśmy, co gorsza praktycznie nie podejmując walki z Gruzinami, których przecież nie tak dawno gładko pokonaliśmy podczas jednego z towarzyskich turniejów. Marcin Gortat w niczym nie przypominał jednej z podkoszowych gwiazd ligi NBA, a znacznie poniżej możliwości zagrali także inni nasi reprezentanci.
 Cóż nie pierwszy raz okazuje się, że gra o punkty to zupełnie inna bajka niż sparringi. Wprawdzie "Eurobasket 2013" dopiero się zaczął i wszystko jeszcze może się zdarzyć, ale przy takiej dyspozycji naszej reprezentacji jak w dzisiejszym meczu, trudno liczyć na jakąkolwiek wygraną, nie mówiąc już o wyjściu z grupy. Czekają nas jeszcze przecież mecze z teoretycznie mocniejszymi od Gruzinów, Czechami, Chorwatami, Hiszpanami oraz Słoweńcami.

poniedziałek, 2 września 2013

Sama taktyka punktów nie daje

Nie udało się piłkarzom Korony przywieźć choćby punktu z Bielska, mimo iż przynajmniej remis był dziś z pewnością w zasięgu złocisto-krwistych. Była to jednak zupełnie inna Korona, niż ta sprzed tygodnia z meczu przeciwko Piastowi. Sama taktyka, choćby nawet była i najlepsza, niczego nie załatwia, zwłaszcza gdy nie ma się "aktorów" do jej realizacji na murawie. Absencja kontuzjowanego Pawła Golańskiego, czy też chorego Jacka Kiełba, okazała się na tyle dotkliwa dotkliwa, że nawet ostatni zespół ekstraklasy w pełni zasłużenie odebrał kielczanom komplet punktów. Na dodatek, który to już raz, sami sobie strzeliliśmy decydującego o porażce gola. Byłoby ich z pewnością znacznie więcej, gdyby nie bardzo dobrze dysponowany w kieleckiej bramce Zbigniew Małkowski.Tak to bywa, gdy nie dobiera się taktyki adekwatnie do możliwości zespołu.

 Po efektownym zwycięstwie nad Piastem, nawet trener "Pacheta" nie spodziewał się chyba aż tak zimnego prysznica pod Klimczokiem. Hiszpan z zaledwie jednobramkowej porażki powinien być właściwie zadowolony, a teraz już z pewnością doskonale zdaje sobie sprawę z tego jak wiele pracy czeka go jeszcze zanim Korona zacznie grać "po hiszpańsku" tak jak on tego oczekuje... 

Fotoarchiwum "z myszką" (22)

Strój tego zawodnika zdradza dyscyplinę sportu, w jakiej się specjalizuje. Czy jednak pamiętacie tego sportowca z występów w barwach kieleckiego klubu?

                                         Fot. archiwum