sobota, 14 września 2013

Podwórkowa ekstraklasa

Po dzisiejszym meczu Korony z Legią zwątpiłem w taktyczny warsztat trenera "Pachety". Nie chodzi już o samą porażkę, której należało się spodziewać, lecz o przedziwne jak dla mnie ustawienie złocisto-krwistych w meczu z niewątpliwie najlepszym obecnie zespołem polskiej ekstraklasy. Budowanie akcji krótkimi podaniami "od tyłu" na własnym przedpolu, skracanie pola gry okazały się "wodą na młyn" dla rywala, który jeszcze nigdy na Arenie Kielc nie wygrał z taką łatwością. Na dodatek mięciutki presing "koroniarzy", bez jakiejkolwiek zadziorności, nie stanowił dla znacznie lepszych technicznie legionistów żadnej przeszkody. Kolejne gole dla gości były tylko kwestią czasu.
To co udało się w konfrontacji z Piastem w żaden sposób nie mogło przynieść sukcesu w meczu z Legią, a wyczyny defensorów Korony z Sylwestrzakiem na czele, który jak dla mnie nie nadaje się jeszcze do gry na poziomie ekstraklasy, przypominały zachowania z podwórkowych boisk. Tymczasem nominalny i najsolidniejszy w drużynie stoper - Stano miotał się gdzieś w środkowych rejonach boiska i próbował poradzić sobie w roli defensywnego, a momentami nawet i ofensywnego, pomocnika. Podobnie kompletnym nieporozumieniem jest dla mnie decyzja trenera o grze w ofensywie kompletnie zagubionego i nieudolnego Trytki, któremu 45 minut w zupełności wystarczyło, by udowodnić, że jego miejsce jest jednak na boiskach czwartej ligi, a nie ekstraklasy.  Nic dziwnego, że już po niespełna 50 minutach było praktycznie "po meczu".


 Dopiero przy stanie 0:3 udało się nieco opanować totalny taktyczny chaos Korony z pierwszej połowy i nieoczekiwanie okazało się, że mistrzowie Polski też popełniają proste, szkolne błędy. Różnica umiejętności dzieląca dziś obie drużyny była jednak zbyt duża, by losy meczu mogły potoczyć się inaczej. Skończyło się więc na porażce 3:5, ale wynik powinien być o wiele gorszy dla kielczan. Na szczęście w normalnej dyspozycji był Zbigniew Małkowski, a przy stanie 1:5 goście zadowolili się wynikiem i ... zarazili się chaosem od rywala.
Nie da się grać radosnej, otwartej i przy okazji nieudolnej piłki z lepszym o klasę rywalem, na dodatek z fatalnie zestawioną  i anemiczną defensywą. Ale to już wina tylko i wyłącznie hiszpańskiego trenera, który mimo iż miał na to dwa tygodnie, tym razem jak dla mnie kompletnie nie przygotował się taktycznie do tego meczu. Nawet kadrowe absencje w zespole nie tłumaczą iście "podwórkowej ekstraklasy" zafundowanej kibicom przez Koronę.