czwartek, 21 marca 2013

Był taki mecz (42)

Kaczewski, jak... "Orły Górskiego"

W latach 70-tych ubiegłego stulecia sportowymi idolami całej Polski były "Orły Kazimierza Górskiego". Nic dziwnego, że każda okazja zobaczenia ich w akcji stanowiła prawdziwy magnes. Nie inaczej było 18 lipca 1979 roku, kiedy to do Starachowic przyjechała "jedenastka" mieleckiej Stali w składzie z "diabłem" Andrzejem Szarmachem, królem strzelców mistrzostw świata 1974, Grzegorzem Lato, czy mającym także na koncie reprezentacyjne występy bramkarzem Zygmuntem Kuklą. Choć wcześniej już bywałem kilkakrotnie na starachowickim stadionie na drugoligowych meczach piłkarzy Staru, którzy wtedy byli futbolową wizytówką regionu, to najbardziej w pamięci utkwiło mi właśnie to spotkanie ze Stalą. Nie miało znaczenia, że miało ono wybitnie towarzyski charakter., Najważniejsza była możliwość zobaczenia w akcji gwiazd niezapomnianej reprezentacji Kazimierza Górskiego.
 
Trener Konrad Jędryka z piłkarzami Staru
Pierwszoligowcy nie zawiedli i grając jak na towarzyski mecz bardzo serio wygrali 2:1. Do dziś pamiętam gola zdobytego w jego stylu przez "diabła" Andrzeja Szarmacha.Pierwszą bramkę w tym meczu dla Stali zdobył... kielczanin, 18-letni Mirosław Wnuk, wychowanek Orlicza Suchedniów. Parę lat później Honore trafienie dla  drużyny trenera Konrada Jędryki zapisał na swoim koncie Andrzej Strzelczyk. mimo porażki Staru atmosfera na trybunach była bardzo radosna, a po końcowym gwizdku kieleckiego pierwszoligowego arbitra, Andrzeja Ordysińskiego sam ustawiłem się w długiej kolejce po autografy do gwiazd drużyny "Orłów Górskiego" oraz... Andrzeja Kaczewskiego, który właśnie tym spotkaniem żegnał się z piłkarska karierą. Przez siedem ostatnich sezonów był on kluczową postacią starachowickiego drugoligowca, rozgrywając w jego barwach ponad 200 spotkań. Nic więc dziwnego, że kibice potraktowali go nie mniej życzliwie niż gwiazdy mundialu z 1974 roku.

Nareszcie koniec fikcji

Z radością przyjąłem informację o likwidacji rozgrywek Młodej Ekstraklasy. Powoływano ją z myślą ogrywania młodych talentów, a z czasem stała się miejscem "zsyłki" dla graczy nie chcianych w pierwszych drużynach i to bez względu na wiek. Na dodatek, co to za liga skoro jej wyniki nie mają najmniejszego znaczenia, przynajmniej w kwestii degradacji. I tak wszystko rozstrzygało się w ekstraklasie, a drużyny, które ją opuszczały pociągały za sobą i młode zespoły, bez względu na lokaty jakie zajmowały w końcowej tabeli. To kompletnie wypaczało zasady sportowej rywalizacji. Nic dziwnego, że dla wielu klubów Młoda Ekstraklasa stała się przykrą i co gorsza przy okazji kosztowną zabawą. Lepiej zamiast tej futbolowej fikcji powrócić do starego sprawdzonego systemu z drużynami rezerw, występującymi w normalnych rozgrywkach o ligowe punkty.
Wtedy przynajmniej gra toczyć się będzie na serio...