poniedziałek, 11 marca 2013

Uznanie zamiast punktów

Trwa wyjazdowa niemoc Korony. Złocisto-krwiści przegrali na gdańskiej PGE Arenie z Lechią 2:3, tocząc jednak wyrównany bój, mimo iż przez 75 minut przyszło im grać w dziesiątkę. Szczególnie pierwsza połowa była bardzo pechowa dla kielczan. Już na samym początku bramkę dla Lechii strzelił praktycznie... Pavol Stano, który nie zrozumiał się z wychodzącym z bramki Zbigniewem Małkowskim. Zaraz potem kompletnie nie popisał się nasz kapitan, Kamil Kuzera, który najpierw nie strzelił "setki", a zaraz potem w ciągu kilku minut zarobił dwie żółte kartki i niczym boiskowy sztubak wyleciał z boiska, osłabiając drużynę. Nawet to nie załamało jednak podopiecznych Leszka Ojrzyńskiego, którzy mimo gry w dziesiątkę po dwóch kwadransach wyrównali, po strzale Macieja Korzyma. Gola jednak nie było, bo białostocki arbiter Hubert Siejewicz go.. nie uznał, mimo iż został zdobyty jak najbardziej prawidłowo. Zaraz poi przerwie wydawało się, że limit pecha Korony wreszcie się wyczerpał. Sprawiedliwości stało się zadość i Michał Janota technicznym strzałem, nie bez dozy szczęścia, doprowadził do wyrównania. Korona nadziała się jednak na dwa dwa kolejne ciosy Marcina Pietrowskiego i Adama Duda, jednak nawet i to jej nie załamało. W ostatnich sekundach rozmiary porażki zmniejszył Pavol Stano, rehabilitując się za błąd przy pierwszym golu. Pięć goli i jak na jeden ligowy mecz bardzo wiele się działo.
Niby stary, znany scenariusz, bo znów wyjazdowa przegrana, jednak tym razem zamiast punktów, szacunek i uznanie za charakter oraz walkę, na przekór własnym błędom i przeciwnościom. To też jest sztuka..

Wszystko dla... klubu

Od jakiegoś czasu utarło się przekonanie, że sportowe ideały i wierność klubowym barwom odchodzą do lamusa. okazuje się, że jednak wcale nie jest z tym aż tak źle. Otóż reprezentantki Hiszpani w pływaniu na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, Pa­tri­cia Ca­stro i Duane Da Rocha, zde­cy­do­wa­ły się na roz­bie­ra­ną sesję, by pomóc swo­je­mu klu­bo­wi w cięż­kich cza­sach kryzysu. Sek­sow­ne zdję­cia pły­wa­czek wy­ko­na­no na po­trze­by ka­len­da­rza, a fun­du­sze otrzy­ma­ne z jego sprze­da­ży mają wspo­móc hisz­pań­ski klub.
Ciekawe czy i u nas znalazłyby się naśladowczynie...

Był taki mecz (32)

Awans bez... debiutu

Dziś w moich sportowych retrospekcjach chcę powrócić do nie tak odległych, ale za to jakże zaskakujących swoim finałem wydarzeń, które miały miejsce dokładnie przed 11 laty. W marcu 2002 roku sportowe Kielce cieszyły się z kolejnego spektakularnego sukcesu, jakim był historyczny awans do ekstraklasy tenisistek stołowych AZS PIA Piasecki.  Nasze akademiczki prowadzone przez trenera Arkadiusza Kiejdę, wprawdzie w pierwszoligowej rywalizacji musiały w swojej grupie uznać wyższość krakowskiej Wandy, ale dorobek aż 25 punktów w 14 mistrzowskich meczach dał kieleckiemu zespołowi prawo do gry w barażach o ekstraklasę. Zanim do tego jednak doszło, w Krakowie odbył się mecz "na szczycie" z Wandą, który decydował o bezpośrednim awansie jednej z drużyn. Po raz pierwszy w historii kieleckiego ping-ponga pod Wawel pojechali nawet nasi kibice, by tam dopingować drużynę AZS w najważniejszym spotkaniu całego sezonu. Niestety, na niewiele się to zdało, bowiem po bardzo zaciętym spotkaniu krakowianki wygrały 6:4, a naszym tenisistkom stołowym pozostawała gra w barażowym dwumeczu z mistrzem grupy północnej I ligi, MRKS Gdańsk. Drugiej szansy na awans już nasze panie nie zaprzepaściły, wprost deklasując rywalki z Wybrzeża. W Kielcach było 10:0, natomiast w Gdańsku 9:1 dla AZS PIA Piasecki i wszystko stało się jasne. Kielecka drużyna była w ekstraklasie, w której jednak... nie było dane jej zadebiutować. Stało się tak za sprawą wycofania się głównego sponsora klubu - firmy PIA Piasecki. W efekcie AZS nie przystąpił do rozgrywek ekstraklasy i został automatycznie zdegradowany do II ligi.

Kapitan drużyny AZS PIA Piasecki, Jolanta Szatko-Nowak
 Główną postacią i zarazem kapitanem kieleckiej drużyny, która wywalczyła awans do ekstraklasy była jedna z najwybitniejszych polskich tenisistek stołowych wszech czasów, Jolanta Szatko-Nowak. Kiedyś emocjonując się jej występami u boku Andrzeja Grubby, w najbardziej prestiżowych turniejach w Europie i na świecie, nawet nie przypuszczałem, że będą miał okazję spotkać ją na swojej dziennikarskiej drodze i opisywać jej występy w barwach kieleckiego zespołu. W zespole trenera Arkadiusza Kiejdy grały ponadto; Danuta Nowacka, Sylwia Rożek, Bernadetta Półkoszek, Elżbieta Różańska oraz jedyna wychowanka AZS Kielce, Agnieszka Wójcicka.
Z tą drużynę dodatkowo sentymentalnie łączyło mnie jeszcze kilka innych elementów. Otóż z szefem firmy PIA Piasecki, sponsorującej pingpongistki AZS Kielce, Andrzejem Piaseckim, znałem się praktycznie od dziecka, gdyż przez kilkanaście lat byliśmy sąsiadami z tego samego bloku przy ul. Słowackiego. Dodatkowo nasza drużyna część pierwszoligowych spotkań rozgrywała w sali gimnastycznej mojej Szkoły Podstawowej nr 13 przy ul. Prostej 10. Dziś w tym budynku, oczywiście mocno zmodernizowanym, ma swoją siedzibę Wojewódzki Sąd Administracyjny.   

Niecodzienny gość, ale jaki szybki

Niejeden piłkarski trener marzyłby o tak szybkim zawodniku w składzie swojego zespołu. Przez dobrych kilka minut nikt nie potrafił dogonić "go" na boisku. Całe to zamieszanie miało miejsce podczas meczu szwajcarskiej ekstraklasy FC Thun - FC Zurich. Kim był ów tajemniczy "gość", który opuścił boisko dopiero wtedy kiedy zabawa w "kotka i myszkę" nu się znudziła?

 KLIKNIJ ABY OBEJRZEĆ!