wtorek, 26 lutego 2013

Był taki mecz (23)

Smak "Świętej wojny"

 Czym byłby futbol bez spotkań derbowych. To one nadają mu specjalnego uroku, wprost elektryzując kibiców. Ma swoje „święte wojny” Kraków, gdzie potyczki Wisły i Cracovii stały się nieodłączną częścią sportowego życia miasta, miały swoje „święte wojny” i Kielce.
Wspominałem w tym miejscu już zimowe derby Kielc pomiędzy Błękitnymi i Koroną, rozgrywane 13-krotnie w latach 1975-1989, jednak były one jedynie skromną namiastką wobec spotkań lokalnych rywali o mistrzowskie punkty.
Zanim jednak w 1973 roku powstała Korona, która toczyła futbolowe boje z Błękitnymi, bywały sezony, że Kielce miały w tej samej klasie rozgrywkowej aż trzy drużyny. Tak było po raz ostatni w sezonie 1972/1973, gdy na boiskach ligi okręgowej grały drużyny Błękitnych, SHL oraz Iskry. O ile wizyty na stadionie Błękitnych przy ul. Ściegiennego, do którego miałem najbliżej, były dla mnie codziennością, to pewnie dlatego szczególnie  utkwiły mi w pamięci mecze oglądane na obiektach SHL oraz Iskry. Ten pierwszy stadion mieścił się przy ul. Marszałka Koniewa, a jego głównym elementem architektonicznym była stara drewniana kryta trybuna, znajdująca się dokładnie w miejscu budynku klubowego na obecnym stadionie  przy ul Szczepaniaka. To właśnie z niej oglądałem pierwsze w moim życiu derby Kielc, w których SHL wygrał z Iskrą 1:0. Przyznam, że trudno mi przywołać w pamięci sylwetki czy też nazwiska wszystkich występujących wtedy na murawie piłkarzy.  Zapamiętałem jednak nastrój wyjątkowego święta oraz głośny doping kibiców, co zważywszy, że mecze na stadionie Błękitnych rozgrywane były zazwyczaj w iście „teatralnej ciszy”, stanowiło dla mnie kompletną nowość.

Stadion SHL, jeszcze z charakterystyczną drewnianą krytą trybuną

Oczywiście pamiętam także rewanż rozegrany na nie istniejącym już stadionie Iskry. Mieścił się on na teranie Fabryki Łożysk Tocznych przy ul. Mielczarskiego i był o tyle specyficznie położony, że by dostać się na bosko trzeba było od zakładowej bramy, gdzie sprzedawano i sprawdzano bilety, pokonać dobrych kilkaset metrów szeroką, by dojść prosto za jedną z bramek, Właśnie długi szpaler kibiców wędrujących przed i zaraz po meczu przez teren zamkniętego zakładu na trybuny, obsadzone wysokimi topolami, to widok który pozostał mi jako obrazek kojarzący się z otoczką tamtych derbów, wygranych przez Iskrę, która okazała się prawdziwą rewelacją rundy wiosennej, 3:1. Nieodłącznym atrybutem kibiców oprócz klubowych flag były wtedy trąbki oraz syreny napędzane na korbę, czego już dziś na piłkarskich meczach uświadczyć nie sposób. Słychać je było non stop zarówno przed meczem, jak i w jego trakcie,  a najgłośniej po zdobywanych golach.
W tamtych spotkaniach grali między innymi znani mi dobrze z późniejszych występów w barwach Korony: Bogumił Herman, Zdzisław Stochmal, Jan Czarnecki (SHL) oraz Zdzisław Pecel, Marek Rudawski, Waldemar Toborek, Wiesław Soliński, czy Andrzej Jung (Iskra). 
Jak się potem okazało były to ostatnie „zakładowe derby" Kielc, gdyż po zakończeniu sezonu doszło do połączenia klubów Iskry i SHL i powstania Korony. Otworzyło to nową kartę historii kieleckiego futbolu.

2 komentarze:

  1. Też chodziłem na stary stadion Iskry i szkoda, że w jego miejscu są dziś hale fabryczne (kk)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przydałyby się teraz u nas takie derby

    OdpowiedzUsuń