Dokładnie dziś mija 11 lat od śmierci najlepszego trenera w historii polskiej siatkówki – Huberta Jerzego Wagnera. Starszym kibicom nie trzeba specjalnie przedstawiać tej wyjątkowej postaci. To właśnie „Kat”, bo taki przydomek miał ten słynący z bardzo twardej ręki szkoleniowiec, poprowadził biało-czerwonych do historycznego mistrzostwa świata w 1974 roku w Meksyku oraz pamiętnego olimpijskiego triumfu w dwa lata później w Montrealu. Mnie, jako nastoletniemu kibicowi, szczególnie ten drugi sukces utkwił mocno w pamięci. To była wyjątkowa noc, pełna emocji, z jakże radosnym finałem. A spotkanie o złoto, Polski z ZSRR, zakończone nad ranem naszego czasu, które oglądałem na wczasach w Bukowinie Tatrzańskiej w asyście górali - gospodarzy naszej kwatery było rzeczywiście niesamowite pod każdym względem. ,wraz z komentarzem red. Wojciecha Zielińskiego, który podobnie jak nasi siatkarze przechodził tej nocy samego siebie. Wtedy nawet mi się nie śniło, że w niespełna 10 lat później, zaraz na początku mojej dziennikarskiej drogi, będę miał okazję, spotkać się „oko w oko” z "Katem" Hubertem Wagnerem, czy też poznać osobiście niestety także już nieżyjącego starszego kolegę „po fachu”, który na zawsze wpisał się do galerii polskich komentatorów sportowych.
Niezapomniany Hubert Jerzy Wagner |
Okazją ku temu były dwie prestiżowe imprezy siatkarskie
rozgrywane w 1985 roku w Kielcach. W obu miałem okazję uczestniczyć już jako
dziennikarz „Słowa Ludu”, co sprawiło, że zupełnie z innej perspektywy
patrzyłem na sportowych idoli z przeszłości.
Bardzo dużym zainteresowaniem kieleckich kibiców cieszył finałowy
turniej o Puchar Polski Siatkarzy, jaki przez trzy dni rozgrywany był w hali
widowiskowo-sportowej przy. ul. Waligóry. Przy wypełnionych do ostatniego miejsca trybunach, o główne trofeum walczyli siatkarze
Beskidu Andrychów, Płomienia Milowice, Resursy Łódź oraz Stali Szczecin. Na parkiecie występowało wielu utytułowanych siatkarzy, reprezentantów Polski. Dla
kieleckich kibiców przyzwyczajonych jedynie do trzecioligowych pojedynków naszego AZS,
siatkówka w wykonaniu czołowych pierwszoligowych zespołów, wydawała się czymś wręcz
„kosmicznym”. Oglądanie na żywo serwisowych asów, podwójnych krótkich,
robinsonad w obronie, miało zupełnie inny
smak od tych znanych z telewizyjnych transmisji. Mnie najbardziej
utkwiły w pamięci atomowe wręcz ataki Janusza Wojdygi. Nie pomogły one jednak „stalowcom” ze Szczecina,
którzy ukończyli finałowy turniej na ostatnim miejscu. Główne trofeum wywalczył
Płomień, pozostawiając w pokonanym polu rewelacyjną Resursę oraz Beskid. Co
ciekawe w składzie łódzkiej drużyny występował wtedy syn Huberta Wagnera - Grzegorz,
który przecież jeszcze nie tak dawno był szkoleniowcem siatkarzy Farta Kielce w
PlusLidze.
Drugim z siatkarskich wydarzeń wspomnianego 1985 roku była
wizyta na Kielecczyźnie reprezentacji Polski siatkarzy. Polacy pod wodzą niezapomnianego „Kata”, dwukrotnie towarzysko zmierzyli się z Finlandią.
W pierwszym meczu, rozegranym w koneckiej hali przy ul. kpt. Stoińskiego
biało-czerwoni nieoczekiwanie przegrali 1:3, ale w rewanżu przed kielecka
publicznością pokazali już siatkówkę w swoim stylu, biorąc srogi rewanż i gładko rozprawiając się z zespołem „Suomi’ 3:0. Mnie w
pamięci pozostała do dziś wspólna kolacja z siatkarzami Polski i Finlandii, a podczas niej
kuluarowe rozmowy z siatkarzami oraz najlepszym polskim trenerem wszech czasów
Hubertem Wagnerem, którego niestety od 11 lat nie ma już wśród nas…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz