poniedziałek, 18 marca 2013

Był taki mecz (39)

Szczęśliwa „trzynastka"  
 
Na ten dzień kieleccy kibice futbolu musieli czekać aż długich 20 lat. 13 lipca 1975 roku do naszego miasta powróciła drugoligowa piłka. Autorzy tego sukcesu – piłkarze Korony oraz ich trener Bogumił Gozdur, byli w przenośni i dosłownie noszeni na rękach. Nie sposób opisać słowami, euforii jaka zapanowała na stadionie Błękitnych tuż przed godziną 19, kiedy to gwizdek arbitra obwieścił zakończenie zwycięskiego barażowego meczu z Lublinianką. W rozgrywanym równocześnie meczu Cracovia nadspodziewanie łatwo wygrała 4:1 z Resovią, a to oznaczało że nasza Korona jest w II lidze!!!
Chyba żaden mecz piłkarski rozgrywany w Kielcach nie wywołał tak ogromnych emocji i zainteresowania. Choć to niewyobrażalne, nie tak obszerne przecież trybuny stadionu przy ul. Ściegiennego pomieściły wtedy według przekazów prasowych 20 tysięcy kibiców, a chętnych do obejrzenia meczu Korony z Lublinianką było o wiele więcej. Przynajmniej kilka tysięcy zawiedzionych brakiem biletów musiało się zadowolić kibicowaniem „z nasłuchu” z ulic otaczających kielecki obiekt. By dostać się tego popołudnia na trybuny przy Ściegiennego trzeba było wybrać się na stadion wczesnym popołudniem, choć pierwszy gwizdek miał rozbrzmieć punktualnie o godzinie 17. Takich tłumów kibiców przed bramami stadionu Błękitnych nie widziałem już nigdy. Nie zapomnę także ponad 2-godzinnego oczekiwania już na trybunach, na rozpoczęcie meczu 20-lecia, gdy siedziałem wciśnięty gdzieś między stłoczonych niczym śledzie w puszce kibiców. Właściwie to już pojawianie się na murawie piłkarzy Korony wywołało taki aplauz, że jako nastolatek poczułem wyjątkowość tej chwili. Byłem dumny, że dzień wcześniej, dokładnie w porze tego spotkania podczas ostatniego treningu Korony, udało mi się znaleźć, w grupie kilku chłopców, którzy zostali wpuszczeni za bramkę, by podawać piłkę „koroniarzom”. Nie mieliśmy zbyt wiele pracy, bo piłka po strzałach Andrzeja Junga, Stanisława Karkuszewskiego, Bogumiła Hermana, czy Tadeusza Trojnackiego najczęściej lądowała w siatce. Nawet tak znakomity bramkarz jak Marian Puchalski, który przecież jeszcze w barwach Staru Starachowice, z powodzeniem radził sobie na drugoligowych boiskach. 

"Jedenastka" Korony tuż przed meczem z Lublinianką
 Nie inaczej jak podczas tego strzeleckiego treningu było w meczu z Lublinianką. Już w 10 minucie rozległo się gromkie JEEEEEEEEEE! Gola dla nas strzelił oczywiście łowca bramek Andrzej Jung, który utonął w ramionach kolegów. Prawie dokładnie w tym samym momencie Cracovia strzelił gola Resovii i spiker oznajmił kibicom, że to Korona jest teraz drugoligowcem. Gdy jeszcze przed przerwą Jan Czarnecki podwyższył na 2:0, a zaraz na początku drugiej połowy „Pasy” także podwyższyły prowadzenie na 2:0 chyba nikt na stadionie nie miał wątpliwości, że awans będzie nasz. Trzeci gol Stanisława Karkuszewskiego z 55 minuty miał być tym stawiającym przysłowiową kropkę nad „i”. Tak rzeczywiście się stało, ale chyba nikt nie spodziewał się tak nieoczekiwanego zwrotu wydarzeń w tym meczu. Lublinianka, mimo, iż nawet wygrana nie dawała jej szans na wyprzedzenie Resovii i awans w ciągu niespełna 10 minut strzeliła dwa gole i rozpoczęła się prawdziwa nerwówka. Na szczęście z radosnym dla Korony finałem. Do góry „pofrunął” na ramionach zawodników trener Bogumił Gozdur, który pracował z drużyną od rundy wiosennej sezonu 1973/74. "Trzynastka" okazała się więc tym razem szczęśliwa.
Historyczny drugoligowy awans wywalczyli: Marian Puchalski, Czesław Palik, Jan Majdzik, Waldemar Toborek, Zdzisław Stochmal, Tadeusz Trojnacki, Bogumił Herman, Marek Dulny, Tadeusz Kluczyk, Andrzej Jung Stanisław Karkuszewski oraz Ryszard Mastalerz.  
Mnie jako nastolatkowi, wtedy nawet się nie śniło, że w niespełna 10 lat później będą miał okazję nie tylko poznać osobiście kilku bohaterów tego wyjątkowego meczu, ale także przez ponad 20 lat opisywać na łamach „Słowa Ludu” zarówno radosne, jak i te smutniejsze chwile, z jakże bogatej w wydarzenia historii kieleckiej Korony.

4 komentarze:

  1. To były emocje. Na mecze przychodziły tłumy. Więcej ludzi było tylko
    gdy przyjechał Górnik. Ale to już Błękitni. /Kaz/

    OdpowiedzUsuń
  2. Wcale nie jestem pewien, że na Górniku było więcej ludzi. Podawały tak gazety, ale skoro teraz na dużo większym stadionie mieści się 15.5 tys, to jak wtedy mogło się pomieścić 20 tys. Wtedy chyba nikt dokładnie nie liczył biletów, a ilu ludzi wchodziło za darmo, bo znało ORMO-wców (Marek)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam podobne wątpliwości. W każdym razie to były rekordy frekwencji. A przecież to tylko II liga -dzisiaj I . No ale teraz nie ma ORMO . /Kaz/

    OdpowiedzUsuń
  4. Za czasów PRL nie takie cuda się zdarzały. Pamiętacie ile osób mieściło się do malucha? Na pewno dziewięć o ile nie więcej, to i stadion miał prawo dwukrotnie się powiększyć przy takie okazji. Wtedy nie było, żadnych kołowrotków, a liczenie widzów odbywało się sposobem "na oko" i często nijak się to miało do liczby sprzedanych biletów. Pr5zecież dzieci pod opieką dorosłych wchodziły na stadion bez biletów

    OdpowiedzUsuń