niedziela, 11 sierpnia 2013

Trenera nie ma, ale punktów też

Kiedy zobaczyłem piłkarzy Korony wybiegających na rozgrzewkę meczu przy Bułgarskiej w koszulkach z napisem "TRENERZE DZIĘKUJEMY" oraz pełną ambitnych haseł krzyżówką, z rozwiązaniem układającym się w nazwisko "OJRZYŃSKI", wydawało mi się, że będą oni "gryźć trawę", by za wszelką cenę wygrać i tym samym w najlepszy z możliwych sposobów podziękować zwolnionemu szkoleniowcowi . Tak się jednak nie stało, a już pierwsze sekundy gry mocno zweryfikowały mój przesadny przedmeczowy optymizm. Nie da się wygrywać bez solidnej defensywy i skutecznego snajpera, a tych po prostu w Koronie na dziś nie ma. Cóż z tego, że drużyna tradycyjnie już próbowała podjąć walkę, ze znokautowanym kilka dni temu przez słabeusza z Wilna Lechem, skoro jeszcze przed przerwą praktycznie sama strzeliła sobie dwa gole, rozstrzygając losy meczu na korzyść rywala.
 
 Zwolnienie trenera Ojrzyńskiego nijak wpłynęło na postawę zespołu. Nadal gramy bez wyrazu, i od 18 spotkań nie potrafimy wygrać wyjazdowego meczu. Nadal nie potrafimy przerwać passy porażek w Poznaniu, ba choćby nawet strzelić gola przy Bułgarskiej. Nie mogło być inaczej skoro boiskowa metamorfoza dotyczyła jedynie kilku graczy kieleckiej drużyny, a dla pozostałych skończyło się jedynie na "koszulkowej manifestacji" przed meczem. Kryzys w Koronie ma znacznie głębsze dno, niż się to wydawało klubowym działaczom, którzy sądzili, że wystarczy wyrzucić trenera Ojrzyńskiego i będzie "pozamiatane". Obym się mylił, ale obawiam się, że to co najgorsze jest niestety jeszcze przed Koroną i zażegnanie kryzysu wcale nie będzie takie łatwe.
Żal mi tylko "koroniarza z krwi i kości" Sławka Grzesika, któremu w ekstraklasowym debiucie na trenerskiej ławce przyszło w Poznaniu spijać piwo nawarzone przez zupełnie kogoś innego...   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz