Nawet kompromitująca finałowa porażka 1:5 nie popsuła nastroju Hiszpanowi, co podkreślał on na pomeczowej konferencji prasowej twierdząc wprost: "Jestem dumny z tego co zrobiliśmy w tym sezonie". Tymczasem tak fatalnego sezonu w ekstraklasie piłkarze Korony jeszcze nie mieli. Cóż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jak dla mnie większe zasługi w tym, że Korona pozostała w ekstraklasie mają fatalnie spisujący się zdegradowani z ligi piłkarze Widzewa i Zagłębia, niż jakaś
odkrywcza myśl szkoleniowa Hiszpana. Jego dokonania w tym sezonie najlepiej obrazuje porównanie dwóch spotkań złocisto-krwistych - pierwszego (jeszcze z trenerem Ojrzyńskim) i ostatniego. Oba ze Śląskiem, ale jakże odmienne nie tylko w wyniku, (0:0 i 1:5), ale przede wszystkim stylu gry drużyny, który z poukładanego i walecznego zmienił się na podwórkowy i beztroski. Kontuzje zawodników też nie mogą usprawiedliwiać trenerskiej indolencji, bo przecież w dużej mierze wynikają one właśnie z przyjętego przez szkoleniowca zimowego planu przygotowań, który jak potwierdza wiosenna postawa drużyny, okazał się kompletnie nietrafiony.
O ewentualnego następcę "Pachety" byłbym raczej spokojny, bo za dwie pensje, trenera i tłumacza" zapewne znajdzie się wielu nie gorszych warsztatowo od Hiszpana, polskich szkoleniowców o znacznie lepszym kontakcie z zespołem. I wcale nie upierałbym się przy lansowanej ostatnio opcji powrotu do Kielc Leszka Ojrzyńskiego. Jest do wzięcia choćby Jacek Zieliński, który z Koroną pracował już 15 lat temu tuż po fuzji z Błękitnymi, jednak wówczas z powodu finansowych zaległości klubu jego misja w Kielcach została przedwcześnie przerwana. A przecież to nie jedyna trenerska opcja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz