piątek, 22 marca 2013

Był taki mecz (43)

Stella znaczy gwiazda

Gdy podejmowałem etatową pracę w dziale sportowym "Słowa Ludu" jednym z pierwszych zadań powierzonych mi przez mojego nauczyciela zawodu, a zarazem szefa Mieczysława Kaletę była obsługa zebrania sprawozdawczo-wyborczego klubu sportowego Stella. Nie ukrywam, że do siedziby Wojewódzkiego Zrzeszenia LZS mieszczącej się przy ul. Mickiewicza szedłem z "duszą na ramieniu". Bo przecież na dobrą sprawę nie miałem zielonego pojęcia o łucznictwie, a jedynym źródłem wiedzy dotyczącej tej dziedziny sportu były dość lakoniczne wtedy doniesienia prasowe. Znałem wprawdzie niektóre wyniki, nazwiska najlepszych zawodniczek i zawodników klubu, ale wstyd się było przyznać, że do tej pory łuczniczych zawodów na żywo nie widziałem. Na szczęście trafiłem na życzliwych ludzi i już po paru minutach czułem się wśród łuczniczej rodziny Stelli jak wśród "swoich". Wtedy jednak nawet przez myśl mi nie przeszło, że nie tylko łucznictwo stanie się jedną z dyscyplin, która stanie mi się bardzo bliskie, a nawet przez kilkanaście lat będę miał okazję społecznie pracować w zarządzie klubu ze Słowika. Stało się to zresztą w dość niespodziewanych okolicznościach. Otóż przed jednym z zebrań, które obsługiwałem dla redakcji zwrócił się do mnie nieżyjący już niestety urzędujący szef LZS Zdzisław Stawiarz z prośbą bym zgodził się kandydować do zarządu klubu. Jak twierdził mało to być tymczasowe rozwiązanie, a moje miejsce we władzach miał zając kilka miesięcy później przedstawiciel sponsora klubu. Oczywiście nie mogłem odmówić, a jak się potem okazało te kilka miesięcy przeciągnęło się do kilkunastu lat, które teraz wspominam z ogromnym sentymentem.

U boku Wiktora Pyka na stadionie Kotwicy w Kołobrzegu mogłem poczuć się jak trener Stelli
 Stella należała przecież do najlepszych klubów łuczniczych w kraju, seryjnie zdobywała medale nie tylko mistrzostw świata i Europy, ale także i Polski. Doczekała się nawet olimpijczyków w postaci Bartka Mikosa czy Rafała Dobrowolskiego. A ileż to radości dostarczały prestiżowe międzynarodowe sukcesy Anety Gołuzd, Roberta Marcinkiewicza czy Arka Ponikowskiego o wielu innych znakomitych łuczniczkach i łucznikach nie wspominając. Ja po części czułem się dumny, że wykonując swoje obowiązki na łamach gazety mogę donosić o osiągnięciach "Stellowców", czując za razem choć niewielką odrobinkę swojego wkładu w budowę niewątpliwej potęgi tego niewielkiego, ale jakże iście rodzinnego.
Wspominając te czasy nie mogę pominąć jeszcze jednego jakże istotnego wydarzenia, które okazało się przełomem dla Stelli. Do dziś z trenerem Wiktorem Pykiem żartujemy, że podczas mistrzostw Polski na stadionie Kotwicy w Kołobrzegu w 1992 roku, to kopniak na szczęście "sprzedany" tuż przed rozpoczęciem zawodów przez moją małżonkę szkoleniowcowi Stelli... zapoczątkował imponującą dekadę sukcesów  klubu, w którego dorobku jest obecnie grubo ponad pół tysiąca(!) medalowych krążków z imprez najwyższej rangi w różnych kategoriach wiekowych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz