Nie zawsze debiutancki sezon w wyższej klasie rozgrywkowej musi się skończyć tak smutno, jak obecny dla koszykarzy UMKS Kielce, którzy po roku wracają do grona drugoligowców. Przekonali o tym najlepiej przed 17 laty ich poprzednicy, także występujący na zapleczu ekstraklasy, tyle że pod "szyldem" Mitexu. Kielczanie, mimo iż przystępowali do rozgrywek w roli przysłowiowych "chłopców do bicia", z każdym kolejnym spotkaniem radzili sobie coraz lepiej, a w decydującej fazie play-off byli dosłownie o krok od wielkiego finału. Tego nikt w Kielcach się nie spodziewał. Aż 19 lat, po degradacji Tęczy, czekaliśmy na drugą ligę, tymczasem już debiutancki sezon Mitexu rozbudził apetyty na ekstraklasę.
Początki wcale jednak nie były łatwe. Drużyna trenera Janusza Schmeidela rozpoczęła ligę od pogromu 73:113 w Sosnowcu z Pogonią. Potem przyszła pechowa porażka w naszej hali 88:89 z CLT Częstochowa i seria kolejnych przegranych z Resovią w Rzeszowie 96:100, faworyzowaną Unią Tarnów w Kielcach 60:63 oraz Legią w stolicy 87:94. Zwłaszcza w meczach u siebie, wygrane wydawały się być na wyciągnięcie ręki, jednak zabrakło "chłodnej głowy" i "pewnej ręki" w ostatnich sekundach gry. Na historyczne - pierwsze zwycięstwo w II lidze Mitex musiał zatem czekać aż do szóstej(!) kolejki, kiedy to po dobrym i emocjonującym meczu ograł przy Żytniej Siarkę Tarnobrzeg 93:86. Jak się potem okazało był to dla naszych koszykarzy przełomowy mecz. Już tydzień później wraz z naszymi koszykarzami cieszyłem się w Lublinie z pierwszego wyjazdowego zwycięstwa 85:82 nad AZS, a w pierwszej rundzie pokonaliśmy jeszcze dwie uznane koszykarskie firmy - lubelski Start 103:89 (pierwsze drugoligowa "setka") oraz krakowską Wisłę 98:93. Na półmetku rundy zasadniczej nikomu jednak nawet przez myśl nie przyszło, że kielczanie w rundzie rewanżowej staną się prawdziwym postrachem nawet dla faworytów.
Jednym z ulubieńców kieleckich kibiców w tamtym sezonie był Jurij Puszkariew (pierwszy z lewej) |
Właśnie tamtejsza Pogoń była naszym rywalem w pierwszej rundzie play-off, której stawką był awans do najlepszej czwórki II ligi. Trzecia drużyna sezonu zasadniczego została najpierw wprost zdemolowana w Kielcach przez rozpędzony Mitex 84:68. Do awansu potrzebne było jednak zwycięstwo w niezdobytym od początku sezonu Prudniku. Największe emocje w tym meczu były... tuż po końcowej syrenie. Otóż w ostatniej sekundzie gry przy stanie 70:68 dla kielczan, nieżyjący już gracz gospodarzy Jacek Kacprzycki oddał rzut rozpaczy zza linii 6,25 m. Arbiter Michał Lesiński w pierwszej chwili odgwizdał faul, nakazując trzy rzuty wolne, które mogły diametralnie odmienić wynik meczu. W chwilę potem jednak wycofał się ze swojej decyzji i rozpoczęło się prawdziwe piekło. Hala zawrzała, z trybun leciały różne przedmioty, a nawet całe reklamówki. Jedna z nich trafiła w głowę któregoś z naszych graczy. Głównym celem agresji, którą na szczęście dość szybko opanowano byli jednak arbitrzy, bo to oni zdaniem prudnickich kibiców odebrali Pogoni szanse na awans do najlepszej czwórki ligi.
W półfinale na Mitex znów czekała na nas tarnowska Unia i "na dzień dobry" faworyci przegrali w Kielcach aż 68:83. Zapachniało kolejną ogromną sensacją. W rewanżu byliśmy dosłownie o krok od zwycięstwa, otwierającego drogę do finału play-off. Dopiero po zaciętej końcówce Unia zwyciężyła 83:77 i o wszystkim decydował trzeci mecz. I tym razem w Mościcach emocje były ogromne, jednak to "Jaskółki" wygrały 95:86, by jednak potem w decydującej potyczce o ekstraklasę dwukrotnie ulec sosnowiczanom. Mitex w "małym finale" pokonał lepszym bilansem małych punktów w dwumeczu (93:67 oraz 78:97) AZS Lublin i zakończył sezon na doskonałym jak na beniaminka trzecim miejscu...
Stary dobry Jura to były czasy Leszek
OdpowiedzUsuń