środa, 28 sierpnia 2013

Brutalna lekcja pokory

Wczorajszy wieczór był bardzo smutny dla polskich sportowców. Frajersko z szansami na Ligę Mistrzów pożegnała się Legia, a chyba jeszcze bardziej spektakularnym "wyczynem" popisali się nasi tenisiści - już w pierwszej rundzie odpadając z wielkoszlemowego US Open.
 Porażka to coś normalnego, wkalkulowanego w sport, jednak każda smakuje inaczej. Legioniści w brutalny sposób sprowadzeni zostali na ziemię przez rzemieślników futbolu z Rumunii, mimo iż apetyty i oczekiwania po remisie w pierwszym meczu w Bukareszcie były ogromne. Dla mnie tamto 1:1 było jakby pułapką na mistrzów Polski, którzy poczuli się chyba zbyt pewnie i dali się w nią złapać w dziecinny sposób. Wystarczyło niewiele ponad 100 sekund, by snute miesiącami plany o europejskiej elicie i wielkiej forsie padły w gruzach. Europejski przeciętniak okazał się o klasę lepszy od teamu Jana Urbana, a ja jeszcze raz upewniłem się w przekonaniu, iż futbol grany w polskiej ekstraklasie jest jakby zupełnie inną dyscypliną od tego uprawianego w większości lig na Starym Kontynencie. Nawet i w Rumunii, na którą często spoglądamy z polską wyższością...


 Co do tenisowego blamażu, to jak dla mnie jego początek miał miejsce wcale nie w Nowym Jorku, lecz zaraz po Wimbledonie, kiedy wszyscy zachłysnęli się polskimi sukcesami na londyńskim trawniku. Z ogromnym zdziwieniem odebrałem wówczas informację, że nawet pan prezydent RP niesiony na fali tej narodowej euroii, która pojawia się po każdym bardziej znaczącym sportowym sukcesie, postanowił uhonorować wysokimi państwowymi odznaczeniami gwiazdy naszego "białego sportu". Tylko za co? Przecież ani Janowicz, ani tym bardziej Kubot Wimbledonu nie wygrali, a jak widać rola tenisowych gwiazd, na które na siłę próbuje się ich wykreować zupełnie im nie służy. Zwalanie teraz na kontuzję placów, co czyni nasz najlepszy tenisista, jest dla mnie po prostu żałosne i świadczy o jego niedojrzałości. Skoro miał kontuzję, to nie powinien wychodzić na kort i dać się ograć rywalowi sklasyfikowanemu ponad 200(!) lokat niżej w rankingu ATP.
Każdy sukces musi rodzić się w pokorze i innej drogi na szczyty, także te sportowe, nie ma...  

2 komentarze:

  1. Co do piłkarzy do święta racja, ale co do Janowicza pozwolę się nie zgodzić. Jak widać było wczoraj Jerzyk nie zwalał nic na kontuzję pleców tylko grał i starał się wygrać. Niestety z takim bólem nie dało się wygrać. Sportowcowi, który przygotowywał się do tego występu trudno zrezygnować nawet nie próbując. Równie dobrze mógł skreczować po pierwszym gemie, secie, ale tego nie zrobił chociażby z szacunku dla kibiców i może za to warto naszego Jerzyka docenić... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mówmy o szacunku dla kibiców, ale bardziej chęci dopisania do konta paru tysięcy dolarów. Na US Open świat się nie przecież kończy. Turnieje są co tydzień, no może znacznie słabiej opłacane, ale to jednak one w dużej mierze budują ranking. Nikt nie zmuszał Janowicza, by aż tak bardzo się poświęcał "dla kibiców" i mimo bólu próbował nie wiadomo po co robić z siebie cierpiętnika. Na tym poziomie po prostu trzeba się szanować i być zawodowcem. Realnie zdawać sobie sprawę, że z kontuzją w takim turnieju i tak niczego nie ugra. Dla mnie to niestety wygrana pazerności nad profesjonalizmem, ale oczywiście może Pan mieć inne zdanie pozdrawiam

      Usuń